wtorek, 27 lipca 2004

Jerzy Chyła z Leśnej Jani

LEŚNA JANIA, GM. SMĘTOWO. Ciągle coś odkrywamy. Ot, choćby piękne ogrody, taki jak ma Jerzy Chyła, przewodniczący Samoobrony w powiecie starogardzkim. Mieszka daleko od centrum wsi, tuż przy ścianie Borów Tucholskich. Jego żona zajmuje się skupem runa leśnego. Ale dzisiaj nie piszemy o ogrodach i polityce, a o szlachetnej akcji, którą pilotuje przewodniczący. Dzięki niej setki dzieciaków z gminy ma możliwość pochlapać się w sopockim aquaparku.

- Poseł Hojarska wyszła z inicjatywą, żeby wiejskim dzieciom uatrakcyjnić wakacje, których nie mają z powodu biedy - mówi pan Jerzy. - Podjęliśmy ten temat jako powiatowa struktura Samoobrony. Ostatnio zorganizowaliśmy wyjazd dla 50 dzieciaków z Leśnej Jani, z mojej miejscowości. Pojechał jeden autobus. Teraz pojadą z Lalkowych i ze Starej z Kościelnej Jani. W tych wsiach były PGR-y. Koszt pokrywa Samoobrona. Podjąłem się tego, bo sam pochodzę z Barłożna i znam krzywdę dzieci. Bo co te dzieci mają? Wszędzie z tych wsi daleko, rodzice biedni, na zasiłkach, jedyne przeżycie to to, że zbierają jagody.

Co to za "wakacyjne" przeżycie. To wstyd - zauważamy.

- Dzieci zbierają jagody dwa razy dziennie - mówi Maria Chyła. Prowadzi skup, a więc temat zna doskonale. - Przynoszą wiaderko po 3 - 4 kilo, przy okazji znajdą parę grzybów. I od ręki dostaną pieniążki.

Ilu dziennie dzieciaków przynosi?

- Można sobie policzyć. Dziennie do 300 kilo jagód. Żona musiała jechać do banku, żeby zamienić pieniądze na bilon, by płacić drobne kwoty. Z 50 osób chodzi i tu przynosi. To nie jest zabawa. Raz usłyszałem taką rozmowę chłopca i dziewczynki: "Ty, ja sobie kupię skrzydeła" - mówiła ona, a chłopczyk: A ja udka". One ustalając, co kupią za zarobione pieniążki, mówią cały czas o jedzeniu.

- Tak dokładnie policzyć, ile zbiera, nie można, bo niektóre rodziny chodzą dzień w dzień. Mają z tego około 60 - 80 zł dziennie. To jest katorżnicza praca. Idą o czwartej rano, przychodzą w południe, trochę się prześpią i "apiać" od nowa po południu. Jakie one mają z tego wspomnienia?

Niech pan opowie o tej wycieczce.

- Wyjechaliśmy w ubiegły wtorek. Miałem 48 osób z Leśnej Jani. Pojechaliśmy do aquaparku w Sopocie. Byli po raz pierwszy. Ciepła woda, te zjeżdżalnie, rwąca rzeka, trzy godziny w wodzie. To wszystko było wyczerpujące, ale oni jeszcze chcieli zostać. Aż żal, że nie można było dłużej. W powrotnej drodze zaliczyliśmy zoo. To było dla nich przeżycie.

Dla pana też. Zorganizować taką wycieczkę... Opiekunowie pracowali odpłatnie?

- To jest wolontariat. Wszystko wzięło się z inicjatywy poseł Hojarskiej. Ona się najwięcej martwi o te dzieci. A my mamy to dopilnować.

Po chwili wychodzi, że to nie jeden czy trzy wyjazdy, a wielka akcja.

- Kopytkowo jeszcze nie wyjechało. Teraz trzeba będzie Kopytkowo "zrobić". 5 lutego pojechało Smętowo - 58 osób, 4 lutego Kamionka - 85 osób (calutka szkoła), 6 lutego - 60 dzieci z Osieka, tego samego dnia z Kościelnej Jani - też 60. W sumie z 380 osób. Ja to koordynuję w naszym powiecie. Do tego trzeba trochę chęci, szczerości. Można dużo zorganizować. Inna sprawa, że aż mi się wierzyć nie chce, że to tak wszystko stanęło, że nic nie ma, żadnych form spędzania wczasów dla dzieci wiejskich. I nikogo to nie obchodzi. Wieś już całkiem zamiera.

Nie pytamy, czy Samoobrona zbija na tym kapitał polityczny. Zresztą niech sobie zbija - jest to piękny sposób. Gdyby każda inna partia organizowała coś takiego, to może byśmy uwierzyli w polityków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz