sobota, 3 lipca 2004

Sylwetki. Eugeniusz Drozd

Tu na zakończenie roku szkolnego pożegnano nie tylko absolwentów podstawówki, ale i doskonałego nauczyciela Eugeniusza Drozda

Matematyk - humanista. W tych określeniach jest pozorna sprzeczność. Pozorna, gdyż dla nas podział - humanista, czyli uczeń nie cierpiący matmy, i tzw. umysł ścisły, czyli człowiek nie znoszący rymów - jest sztuczny. Sztucznych podziałów, zaczynających się w szkole, jest zresztą więcej - np. kujon, czyli uczeń chronicznie nie znoszący sportu. Dla nas humanista to człowiek wielu często zdawałoby się odległych zainteresowań. Takim humanistą jest nauczyciel ze Eugeniusz Drozd.

W domu

Odwiedzamy go w domu w Zelgoszczy. Elegancko. Pokój 3,5 m wysoki, rodzinne meble z okresu międzywojennego ("kupiliśmy nowe, ale zaraz poszły w odstawkę" - powie później żona pana Eugeniusza), zdrowe dechy podłogowe, nie żadne tam szwedzkie klejonki, boazeria. Widać tu styl, a nie przemijającą prędko modę.




Kilka słów z życiorysu

Eugeniusz Drozd urodził się w 1946 r. w Starogardzie, gdzie skończył "czerwony" ogólniak. Były to czasy "Papy" Szulca. To dzięki niemu Drozd próbował sił w sporcie. Rzucał dyskiem i pchał kulą. Potem ukończył matematykę na Uniwersytecie Gdańskim. Pracę zaczął 36 lat temu w szkole w Kulicach. W 1968 r. poznał żonę Witę, też nauczycielkę matematyki. W 1939 r. przenieśli się do Zelgoszczy. Mają trzy córki - Dorotę, Martę i Agatę. Marta też jest matematyczką.

Podobało nam się tutaj

- W budynku szkolnym w Zelgoszczy było mieszkanie, dlatego się przenieśliśmy. I podobało nam się tutaj. Znałem te strony. Trzy jeziora...

Tu już oponujemy. Ocypel, samo Lubichowo, to tak. Tam są jeziora, ale w Zlegoszczy?

- Za torami jest jezioro Zelgoszczyk, z drugiej strony wsi Jezioro Stare i Dahma - wyprowadza nas z błędu Eugeniusz.

- Mąż zawsze 1 maja rozpoczyna w Zelgoszczyku kąpiel - mówi z kuchni żona. - Ale w tym roku było ciężko.

Uczyłem wielu przedmiotów

- Mieszkalismy w szkole - mówi Wita. - Kierownikiem był Alojzy Grubba. Andrzej Grubba, mój uczeń. Zawsze ogrywał mnie w ping ponga.

Uczył pan tylko matematyki?

- Matematyki, muzyki, techniki, a potem, jak odszedł Grubba, wuefu.

- Muzyki, bo mąż odziedziczył talent po mamie, Stanisławie Drozd, która w Starogardzie uczyła gry na pianinie - podpowiada żona. - A jego siostra, Jadwiga Peka, uczy w Wyższej Szkole Muzycznej w Koszalinie.

Co utkwiło w pamięci

Nauczyciele nie umieją opowiadać o swojej pracy. Pisali o tym kiedyś w "Głosie Nauczycielskim". Ogłosili konkurs na pamiętnik, a tu nic. Może dlatego, że w tej pracy mija rok za rokiem, że się powtarza prawie to samo, tylko zmieniają się twarze. Zresztą szkoła to nie teatr działań wojennych, miejsce raczej pokojowe. Nie ma tu wstrząsających wydarzeń. Niemniej pytamy Eugeniusza, co mu najbardziej z tych 36 lat pracy utkwiło w pamięci. No tak, sport.

- Zaprosili mnie do szkoły numer 4 w Starogardzie na mistrzostwa Polski w mini siatkówkę (trójki dziewcząt). Mieliśmy w powiecie drugie miejsce. To zaproszenie było miłe. Na 18 zespołów dwa moje uplasowały się w dziesiątce. Ale największe sukcesy odniosłem w badmintona.

Badminton, gra egzotyczna

Badminton to była kiedyś gra egzotyczna. Pod koniec lat 60. mało kto wiedział, co to jest. Gdzie pan ją poznał?

- Sam grałem. Przez siatkę, na punkty. Kiedy przyszliśmy do Zelgoszczy, graliśmy na dworze i to raczej wieczorami, kiedy było bezwietrznie. Przepisy poznałem ucząc już wuefu. Potem zaczęliśmy grać w małej salce w Domu Ludowym (ostatnio została powiększona kosztem sceny, ma 10 na 15 m). Grałem z dziećmi. Kiedy wprowadzili tę dyscyplinę po raz pierwszy w igrzyskach młodzieży szkolnej, zajęliśmy w eliminacjach rejonowych w Skórczu III miejsce.

Tak się zaczęła w 1986 r. prawie że wyczynowa przygoda pana Eugeniusza z badmintonem.

Wielkie sukcesy

- Moi zawodnicy trenowali na godzinach SKS-u. Potem przyszły duże sukcesy. Zdobyliśmy na igrzyskach wojewódzkich pod rząd trzy razy pierwsze miejsce. W latach 1992, 93, 94. A Łukasz Brzoskowski został mistrzem Kociewia seniorów w Skórczu. (Szkoda, że teraz ich nie organizują.) W 1993 r., po zajęciu II miejsca w makroregionie, pojechaliśmy na igrzyska ogólnopolskie. Zajęliśmy jako drużyna 12. miejsce w Polsce.

Zelgoszcz stała się sławna dzięki tym wynikom. Po ostatniej reformie oświaty, która odebrała mu starszych uczniów, Eugeniusz skupił się na mini siatkówce. I znowu przyszły sukcesy. W tym roku o mało co nie wygrał w Starogardzie z chłopakami. W Starogardzie, gdzie przecież w tej dyscyplinie konkurencja jest ogromna.

Tak sobie gawędzimy

- Tak, nauczyciel nie jest zbyt bogaty, ale my sobie doskonale radzimy - mówi żona Eugeniusza. - W górach uprawiamy turystykę pieszą, wyjeżdżamy za granicę. Samochodu nie mamy. Nie mamy nawet prawa jazdy. To wynika z naszych zasad.

Dobre zasady. To widać. Wita już jest na emeryturze od roku, on przeszedł teraz, a oboje, sądząc po wyglądzie, mogliby przepracować w szkole następne 35 lat.

A bez szkoły nie będzie się pan tutaj nudził?

- Mąż nie będzie się nudził. Robił bojery, jeździł na nartach, na łyżwach.

Bojery? A gdzie tu się ślizgać?

- Na jeziorze Zelgoszczyk z kilometr się poślizga. Do szkoły już nie wrócę, bo nauczyciel się wypala. A co do nudy... My tu się spotykamy w salce i gramy w siatkówkę. Nieraz i 20 osób. Poza tym jest jeszcze inne życie Na emeryturze można realizować swoje pasje, na przykład turystyczne.

- Poza tym często jeździmy do Gdańska. A tam idziemy do kina, teatru, mąż jeździ na koncerty.

A dom zapewne mąż sam zbudował?

- Tak. Wprowadziliśmy się w 1991 roku.

Rozmawiamy o reformie, w nauczycielskim życiu Drozdów jednej z kilku. - Reformy reformami, ale w szkole i tak najważniejszy jest nauczyciel, człowiek - zauważa Eugeniusz.

I na tym, na tej prawie że sentencji kończymy. Człowiek, nauczyciel, humanista.

Foto:

Eugeniusz i Wita Drozdowie w stylowo urządzonym pokoju.


Oprac. na podstawie artykułu w Tygodniku "Kociewiak" - środowe wydanie "Dziennika Bałtyckiego"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz