Wieś Kopytkowo, gm. Smętowo, swojego czasu centrum pegeerowskie (kombinat "Kociewie"), jest dla wielu przykładem niezaradności. Są ludzie, którzy przeczą tej tezie. Wajda mógłby o takim nakręcić nowy film pt.:
O kim by tu napisać? - zadaje sobie pytanie reporter w Kopytkowie. - Ano, o Konradzie Laboniu - odpowiadają mieszkańcy. O człowieku, który wszystko potrafi zrobić. Zachodzimy do pana Konrada. Ma lat 44, a więc jest jeszcze w kwiecie wieku. Żona Urszula próbuje odgadnąć, kto nam pana Labona wskazał. Dwie córki - bliźniaczki Marlena i Małgorzata akurat się "pindrują" przed wyjściem do kościoła. Syn Robert niedawno wyszedł z wojska, ale aktualnie nie ma go w domu. I rozmawiamy.
Nie warto patrzeć do tyłu
Dlaczego tak pozytywnie o panu mówią, panie Konradzie? Jakie ma pan wykształcenie?Konrad Labon: - Zawodowe, monter wewnętrznych instalacji sanitarnych. Pracuję między innymi jako konserwator palacz w kopytkowskiej kotłowni olejowej. Oprócz tego prowadzę działalność gospodarczą - usługi hydrauliczne, wywóz odpadów komunalnych stałych i ciekłych. Firmę założyłem w 1992 r.
Jak pan doszedł do tej firmy?
- W PGR-ach pracowałem od 1976 r. jako hydraulik konserwator w komórce remontowo-budowlanej. Miałem pod sobą to osiedle, Borkowo, Nowią Wieś, Wolentale nie Wolentale... Zajmowaliśmy się mieszkaniami, budynkami gospodarczymi itd. Źle nie było, źle też nie jest. Nie warto patrzeć do tyłu.
- Mąż zawsze pozytywnie patrzy - krótko puentuje to pani Urszula.
Czują się właścicielami
- W 1992 roku upadły PGR-y - opowiada pan Konrad. - Ludzie prędko tu wykupili mieszkania. Może dlatego tak prędko, bo tanio. Przepracowali tutaj sporo lat i mieli zniżki. Dzisiaj czują się właścicielami. Mają mieszkania i działki ogrodnicze, a to dla człowieka dużo. Zarobki? Wielu zapracowało na przedemerytalne. Nie są to duże pieniądze, ale zawsze... Dzisiaj wykupione chyba mają wszyscy. Ile? Jest 8 bloków, a w każdym 12 mieszkań. Jakoś sobie radzą, chociaż bez dodatku mieszkalnego z gminy byłoby ciężko. Firmie płacą za ogrzewanie, za ciepłą wodę i ścieki - gminie.
Tanio dostali mieszkania. Czyli nie było tak, jak się mówi: Balcerowicz zlikwidował PGR-y i pozostawił ludzi bez pomocy...
- Mogli trochę więcej pomóc. Gdzie indziej dostawali grube odprawy, w kopalniach, stoczniach, na kolei. A PGR-y, wiadomo... Cała pegeerowska Polska była zbyt rozrzucona. Jakby każdy dostał więcej pieniędzy, to niejeden z nich by w coś zainwestował. A jak ktoś dostał dwa tysiące, to co on mógł zrobić?
Ludzie psioczą?
- Psioczą. Widzimy, że pada coraz więcej zakładów. I jakie są w takiej sytuacji szanse dla nich na zdobycie pracy? A ci ludzi nie są w miarę młodzi.
Lepszy mały interes
A kotłownia? Nie dało się jej przejąć? Podobno się pan starał.
- Bloki mają z 20 lat, niektóre 23, 24. Kotłownia była pobudowana razem z naszymi blokami. Jak to wszystko się rozpadało, to próbowaliśmy przejąć. Przynajmniej taka była gadka. Przejąć... Lepszy mały interes niż duży biznes. Kotłownia należała do Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, a mieszkania do zasobu Agencji. Około 1998 r. przeszła w ręce firmy prywatnej. Od tego czasu jest już czwarty właściciel. To jest kotłownia na miał. Kiedyś była koncepcja przekształcenia jej na olejową, ale nie chcieliśmy. W Kursztynie (z Pelplina na Gniew) z węglowej zrobili olejową i padła. Za drogo. Ludzie zrobili sobie etażowe i inne swoje ogrzewanie, a tę olejową rozkradziono.
Zobaczyłem, że z tego da się wyżyć
Firmę Konrad Labon zarejestrował w 1992 r.
- Wymyśli coś, postanowi i zawsze to zrealizuje - znowu krótko a treściwie mówi o mężu pani Urszula.
Nie bał się pan? PGR-y zabijały w ludziach przedsiębiorczość, a co za tym idzie odwagę, potrzebną do podejmowania ryzyka.
- Nie bałem się. I później jeszcze sobie wziąłem kredyt ze Skórcza, 15 tys. na beczkowóz i na ciągnik... Przy prowadzeniu firmy tych formalności jest potąd, ale nie ma się czego bać. Jestem uparty - wyrzucają, to wchodzę drugimi drzwiami.
A czy wtedy w Kopytkowie ktoś inny założył firmę?
- Nikt się nie zdecydował... Do dzisiaj nikt nie założył. Dlaczego ja? Lubię pracować. Jak ja mam w domu siedzieć, to mnie wszystko boli.
- Lubi pracować z korzyścią dla rodziny - dodaje żona.
- Każdy musi po sobie coś pozostawić w swoim życiu - teraz bardzo poważnie mówi pan Konrad. - Dzieci już będą miały lepiej, już chłopak będzie miał z czego wystartować... Co robiłem jako podmiot prywatny? Po likwidacji PGR-ów świadczyłem usługi typowo hydrauliczne. Z 6 lat, gdzieś do 1998 r., pracowałem dla Agencji. Obsługiwałem zasób Budynków AWRSP. Jak coś się zepsuło, to jechaliśmy w dwóch, trzech. Równolegle świadczyłem takie same usługi prywatnie, tak że byłem jakby na dwóch etatach. Zobaczyłem, że z tego się da wyżyć. I tak się zaczęło. Dzisiaj generalnie moimi klientami są mieszkańcy gminy.
Rozszerzyłem zakres usług
- Agencja przeniosła siedzibę do Skarszew, a mąż został w tej kotłowni. Ale jak się tu coś działo, czy w Barłożnie, czy gdzie indziej, to wiadomo - telefon i "jedź". Mąż wie wszystko od podstaw, co tu się robiło, bo pracował od początku. Taka wiedza to dużo. Nie trzeba szukać od podstaw... To zabawne, przez ten cały czas praktycznie pracuje w jednym miejscu i to samo robi - śmieje się pani Urszula - a ma tyle świadectw pracy. Na przykład od czterech podmiotów, które zmieniały się w jednej kotłowni, i PGR-y, i AWRSP. Ma 6 świadectw pracy.
- Dwa lata temu postanowiłem rozszerzyć zakres usług o wywóz odpadów komunalnych stałych i ciekłych na terenie całej gminy. Na zrzut w Kopytkowie. Tu jest stara mechaniczna oczyszczalnia ścieków. Chciałem pomóc ludziom, bo drogo im było. Odbył się przetarg na obsługę kanalizacji w Kopytkowie i wystąpiłem. Konkurent nie stanął do przetargu. Jak już wygrałem, to musiałem kupić wóz asenizacyjny. Wziąłem to, żeby była konkretna obsługa, bo byliśmy w takim położeniu, że jak się coś zatkało, to nie miał nam kto tu pomóc. Na miejscu jest zawsze lepiej. Dzisiaj obsługuję całodobowo. Nawet do Barłożna potrafimy jechać o dziesiątej wieczorem. Mam ciągnik z beczką na nieczystości płynne i wożę z szamb. Jest ich w gminie mało. Nie ma nawet ewidencji. Jest pan jedynym przedsiębiorca z osiedla kopytkowskiego.
Czy kogoś pan zatrudnia?
- Jak ja mam poprawiać po człowieku, to po co? Dlaczego mam się denerwować? Ale myślę o rozwoju firmy, ostrożnym. Na przykład teraz chcemy "wskoczyć" na transport, przewóz osób. To będzie dodatek do tej pracy. Mamy busa na 9 osób. Głównie na tym terenie. Pomoże mi syn.
Koło tego pałacu chodzę
- W gminnym konkursie "Piękna wieś" w ubiegłym roku Kopytkowo zajęło drugie miejsce. W tym roku zmobilizowało się i zdobyło pierwsze. Były czyny, każdy sprzątał przed swoją posesją, malował, sadził jakieś kwiaty. Spod krawężników żeśmy wywozili ziemię. Trzeba powiedzieć, że sołtys Franciszek Gniewkowski dużo zrobił. Koło przystanku zrobiliśmy plac dla młodzieży. Wieś się budzi społecznie.
To osiedle, a pałac, park? To wasza największa wartość. Może wieś odzyska?
- Sołtys ścigał Agencję o porządek wokół pałacu. My jednorazowo zrobiliśmy tam porządek, choć to należy do Agencji. Zawsze miał być na to jakiś kupiec i jakoś nigdy z tego nic nie wychodziło. Czy mogłaby wieś? Jakby byli jacyś ludzie... Ja już kiedyś myślałem nad tą stołówką, co była w budyneczku koło pałacu: żeby wziąć i urządzić coś dla młodzieży. Ale mówią, że nie idzie go oddzielić od pałacu. Nie ma świetlicy, to dzieci stoją pod sklepem.
A czy dalibyście sobie radę z porządkowaniem parku, gdyby był wasz, czyli wsi? - My mamy różne sprzęty, przyczepy ciągniki...
Ja koło tego pałacu chodzę, żeby tam zrobić coś dla młodzieży. Aż mi serce chodzi...
- Żeby ci nie pękło - żartuje pani Urszula. - Ale ta młodzież rzeczywiście nie ma co tu robić.
Ale czy wieś dojrzała do czegoś takiego?
- To prawda, że jeszcze niektórzy tak myślą: Bo to jacyś ONI muszą zrobić, jak coś się zepsuje, ONI muszą przyjść naprawić, a nie tak, że to może MY wymyślimy, razem. Ale to się zmienia.
Na podstawie arykułu zamieszczonego w Tygodniku Kociewiak - środowe wydanie Dziennika Baltyckiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz