środa, 9 lutego 2005

Długopisy od posła

Z tygodniową wizytą do Kongo pojechał kociewski poseł Edmund Stachowicz. Zawiózł tam trochę leków i... sto długopisów, bo jak twierdzi, "oświata w tym kraju jest słabo finansowana".

Podróż kosztowała podatników 18 tys. zł.

Na specjalnie zwołanej konferencji, jaka miała miejsce w poniedziałek, w Starogardzie Gd., poseł oświadczył, że w tym egzotycznym kraju przebywał jako wiceprzewodniczący Polsko-Afrykańskiej Grupy Parlamentarnej. Udał się tam z Franciszkiem Stefaniukiem z PSL na zaproszenie przewodniczącego kongijskiego Zgromadzenia Narodowego, Oliviera Kamitatu Etsu.
Stachowicz przyznał, że nie zna francuskiego, który jest obowiązującym w tym kraju językiem.

- Tłumaczem był ksiądz werbista - opowiada poseł. - Za własne pieniądze kupiliśmy trochę leków dla misji, zabrałem prospekty Polpharmy i po sto długopisów. Kancelaria Sejmu pokryła nam koszty przelotu do Kinszasy.
Według posła, to około 18 tys. zł. Stachowicz odrzucił zarzuty, że była to wycieczka na koszt podatników. - Koszty pobytu i wyżywienia poniosła strona kongijska - stwierdził.

Swoją wizytę nazwał dziewiczą. Przyznał, że nie widział nawet słonia czy krokodyla, bo zostały one wytrzebione przez mieszkańców podczas działań wojennych.

- Nie dostaliśmy żadnych diet, jedynie 25 proc. na wodę mineralną, której nie podaje się tam bezpłatnie - mówił Stachowicz.
Posłowie nie spotkali się z prezydentem Konga, bo ten wyjechał wcześniej na szczyt afrykański do Nigerii.

W trakcie wizyty w miejscowych mediach pojawiły się spekulacje na temat rzekomego zamachu na prezydenta i zapowiadano demonstracje studenckie. Do żadnego z tych zdarzeń na szczęście nie doszło i poseł cały i zdrowy pojawił się w kraju. Przywiózł nieco pocztówek z Demokratycznej Republiki Konga.

Kim jest poseł?

Poseł Edmund Stachowicz ma 57 lat. Urodził się w Tczewie. Ma wyższe wykształcenie. Ukończył Wydział Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego. Jest członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Został parlamentarzystą 23 września 2001 roku. Otrzymał w gdańskim okręgu wyborczym 7600 głosów. To jego pierwsza kadencja w Sejmie. Wygłosił w nim 18 wypowiedzi, zgłosił jedną interpelację dotyczącą obwodnicy Chojnic. W powiecie starogardzkim znany jest z tego, że uczestniczy w nieomal wszystkich uroczystościach. Nie opuścił żadnego posiedzenia Sejmu.

To nie była wycieczka

Z posłem Edmundem Stachowiczem rozmawia Jarosław Stanek

- Dlaczego wybrał się pan do Konga?

- Utrzymujemy stosunki dyplomatyczne od lat sześćdziesiątych, od czasów przywódcy Lumumby. Interesy robi tam również KGHM Miedź Polska. Pojechaliśmy tam krzewić nasz parlamentaryzm, ponieważ mamy bardzo bogate tradycje na tym polu. Wizyta miała na celu zapoznanie strony kongijskiej z polskimi doświadczeniami w zakresie transformacji ustrojowej, parlamentaryzmu i konstytucjonalizmu.

- Jakie efekty przyniesie wasz wyjazd?

- Dostaliśmy ręcznie malowane pocztówki, wykonane przez miejscowych artystów amatorów. Będzie na pewno rewizyta jeszcze w tym roku. Być może przyjedzie sam przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Olivier Kamitatu Etsu. To bardzo światły człowiek wykształcony w Belgii.

- Czy Kongo to niebezpieczny kraj?

- Kiedy jechaliśmy ze stolicy Katangi, Lubumbashi 130 kilometrów, na przedzie jechał samochód z żołnierzami, którzy nas pilotowali. Wyjazd do Konga jest ryzykowny. Ale ludzie są generalnie mili i sympatyczni. Na mojej twarzy nie ma śladu opalenizny, bo spędziłem ten czas na wielu rozmowach i nie miałem go na rozrywki.

Jarosław Stanek - Dziennik Bałtycki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz