niedziela, 6 lutego 2005

O nadobnej posłance i wstrętnych redaktorach

W "Dzienniku Bałtyckim" ukazało się kilka artykułów na temat terenu po gospodarstwie pomocniczym szpitala w Kocborowie.
Tak się złożyło, że na początku grudnia w "Kociewiaku" ukazał się reportaż o tej ziemi pt. "Psy ogrodnika", w którym jest m.in. mowa o kompletnej degradacji budynków z powodu braku działań miasta i Konserwatora Zabytków oraz - w tym samym numerze - news o bezdyskusyjnie podjętej przez Radę Miasta Starogard uchwale, dotyczącej wydzierżawienia fragmentu tej ziemi wraz z nieruchomościami fundacji posłanki Grażyny Paturalskiej.

Potem w "Dzienniku Bałtyckim" Jacek Legawski i Jarosław Stanek pisali, że uchwałę klepnięto bez jakichkolwiek pytań oraz wykryli kilka nieprawidłowości - błędy formalne (inna nazwa fundacji), brak jakichkolwiek dokonań tej fundacji jeżeli idzie o hipoterapię, niewyraźny sposób finansowania przedsięwzięcia - przekształcenia terenu i obiektów w ośrodek hipoterapii za pieniądze Państwowego Funduszy Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON).
Można sobie pominąć błędy formalne, chociaż akurat to posłom nie przystoi, można ryzykownie przyjąć, że charytatywne akcje poseł Grażyny typu "wybieg posłanek" w Warszawie i paczki dla dzieci, wyjazd do Korei na zaproszenie sekty Moona jakoś się jednak mają do cielętnika w Kocborowie, jak również do roli posła jako takiej, można także zbagatelizować myśl, że rekonstruując budynki w Kocborowie za pieniądze PFRON w rzeczywistości robi się to za pieniądze podatników, a nie swoje (na podobnej zasadzie mogą powstawać lipne domy i pałace dla rehabilitantów).

W zasadzie przy słabej radzie i słabym społeczeństwie wszystko można.
Kiepskie decyzje, jakie podejmowano bez dyskusji rady i społeczeństwa przez 15 lat, widać na przykład na Rynku, gdzie bezczelnie sobie stoi dziura po kamienicy (widocznie nie było warunków przy sprzedaży dotyczących czasu zabudowy) i przy skrzyżowaniu ulic Pomorskiej z Lubichowską - ogromny, zachwaszczony teren naprzeciw parkingu Hypernowej. To w centrum miasta. Jest też w takiej tabeli złych działań ordynarne wyrzucenie Polsatu S.A. z kablówki, którą przecież ta firma tworzyła. Za to teraz płacimy 8 000 000 złotych. W sprawozdaniach z sesji Rady Miasta z 1994 roku wyczytałem, że radni nie bardzo mogli o tym było dyskutować, bo negocjacje są utajnione. Na marginesie - już wcześniej, w 1992 r., jeżeli idzie o kablówkę red. Legawski przewidział obrót sytuacji. Temat ten - wielki na miarę kwoty - jest zamydlany przez wszystkie siły polityczne w Starogardzie.

Przypuszczam, że gdyby na sesję rady do Starogardu przyjechał Michael Jackson i zgłosił chęć urządzenia w byłym gospodarstwie pomocniczym Kocborowa hodowli sztucznych pytonów, to rada, biorąc pod uwagę wielkie nazwisko, też by to klepnęła, chociaż - rzecz jasna - gdzie tam wybielającemu się Jacksonowi do czystej jak anioł poseł Paturalskiej?

Po tekstach Stanka i Legawskiego strona internetowa www.posłanki dostała ataku histerii. Tyle wyzwisk pod adresem redaktorów jeszcze nie czytałem. W jedynym poście (liście elektronicznym) ktoś sugerował nawet lincz Stanka na starogardzkim Rynku! Jest też sporo wpisów wychwalających panią Grażynę pod niebiosa i wyrażających święte oburzenie, że jak tak można. Jeden wpis rozbawia - jak to Ją obrażono, posłankę, w dodatku kruchą kobietę.

Co ma płeć do funkcji posła?
Nie ma niestety merytorycznej dyskusji na sam temat, a raczej zbiór kilku tematów - a mianowicie o tym, w jaki to sposób powstał taki bubel i dlaczego został tak prędko i jednogłośnie klepnięty. Bubel nie tylko od strony nieścisłości formalnych i wątpliwości na temat finansowania budowy ośrodka hipoterapii. Bubel i z tej strony, że uchwała nie ma sensu, jeżeli idzie o sprawy rozwiązania problemu tego terenu (wydaje się, że dla władz problemem tego terenu jest to, że w ogóle on istnieje). Uchwała wydziera kolejny kawałek tej ziemi, rozbija to, co jest jeszcze historycznie i widokowo jako tako spójne.

W jednym z postów na stronie www.posłanki można wyczytać, że przecież ta ziemia nie ma wielkiej wartości.
Otóż ma, o czym niestety zdaje się nie wiedzieć miasto. Wystarczyłoby podzielić ją na działki budowlane i ta wartość wyszłaby w liczbach. Rzecz w tym, że tam wydzielić działek nie można.

Nie bądźmy zresztą materialistami i nie liczmy wszystkiego w środkach płatniczych. Ta ziemia, ciągle należąca do miasta, na i może mieć wielką wartość historyczną, przyrodniczą, ekologiczną, rekreacyjną, turystyczną, sportową itp. Nie da się powiedzieć, ile na przykład w PLN kosztuje najstarszy w powiecie kasztanowiec (może się uchroni przed zarazą kasztanowców, bo stoi tu samotnie, a może obroni go w ramach działań ekologicznych jakieś szkolne kółko biologiczne?), nie da się powiedzieć, ile kosztują 150-letnie dęby, piękna aleja, którą można by się przejść, gdyby otworzyć ogrodzenie od strony ulicy Skarszewskiej. Tam aż się roi od wartości, o jakich ludziom, przyzwyczajonym mierzyć świat w złotówkach, się nie śniło.

Zabrakło mi w tej całej histerii, gdzie na drugiej sesji nawet przepraszano posłankę (za kogo? - za siebie czy za Legawskiego i Stanka?), prostego pytania któregoś z radnych: A dlaczego to miasto jako właściciel tego wspaniałego terenu robi wszystko, by go wydzierżawić bądź sprzedać?
Oczywiście znamy teorie, że po prywatyzacji - po fundatyzacji to już mniej - coś gra lepiej niż państwowe czy samorządowe, ale to dotyczy nieruchomości czy firm o charakterze przemysłowym, a nie parków (bo tam na tym terenie jest piękny, aczkolwiek zaniedbany park). Poza tym po prywatyzacji coś gra lepiej, ale nie dla wszystkich. I jeszcze - gdyby przyjąć, że bezwzględnie wszystko co prywatne działa lepiej, można postawić pytanie - dlaczego nadal nie są sprywatyzowane urzędy?

Radni, nie rozpatrując możliwości urządzenia tam na przykład miejskiego parku i centrum rekreacyjno-sportowego z ośrodkiem hipoterapii własnymi, miejskimi siłami, w istocie rzeczy sami strzelają sobie gola, przyznając się do niemocy. Przecież taki park może urządzić np. jakiś przyurzędowy inkubator przedsiębiorczości, po to chyba jest, ba, same miasto też mogłaby napisać ciekawy projekt i wygrać fundusze unijne. O tym, co i jak można zrobić, z pewnością chętnie opowie sołtys Sumina Marian Firgon. We jego wsi świetnie zrewitalizowano, czyli odnowiono park.

To takie proste. Teraz pojechać do Kocborowa, przejść się, zinwentaryzować i na wiosnę do dzieła. I zrobić wreszcie drugi w Starogardzie polski park (pierwszy i jedyny powstał w okresie międzywojennym). Nazwać go na przykład imieniem posłanki Grażyny Paturalskiej. W ramach przeprosin, bo to posłanka, w dodatku krucha kobietka. Konserwator Zabytków nie powinien stanąć na przeszkodzie. Dzisiaj zabytki na tym terenie nie są już nawet w opłakanym stanie.

Tadeusz Majewski


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz