Odwiedzamy Lidię i Piotra Grabanów, którzy w 2004 r. obchodzili 50-lecie pożycia małżeńskiego. Nasza wizyta skłania jubilatów do wspomnień. Opowiadają na przemian, z wielka chęcią i energią. Później powiedzą, że z ich zdrowiem nie jest najlepiej.
Poznali się przy żniwach
- Nie poznaliśmy się na zabawie czy majówce, a przy robocie, przy żniwach w Pączewie, skąd Lidzia pochodzi. Tak naprawdę, to jej siostra nas zraiła - śmieje się pan Piotr.
- On mi się zawsze podobał, to był naprawdę ładny chłop. Miałam innych, ale tamci
![](https://lh3.googleusercontent.com/-RR2aCiEZVpU/Vs2DeNTBpJI/AAAAAAAAt_M/IJR4mBbgY3s/lesnajania_grabanowie_portal.jpg)
Tak wędrowaliśmy
I po ślubie. Młodzi zamieszkali z teściami.
- Potem poszliśmy do kołchozu, potem z powrotem do teściów i tak wędrowaliśmy.
W 1962 roku Grabanowie kupili gospodarstwo 0,75 ha w Leśnej Jani. Pan Piotr poszedł do pracy w "Peberolach". Nauczył się fachu, robił "za murarza". Pani Lidia 11 lat pracowała jako siostra PCK i też wyrobiła sobie emeryturę.
Grabanowie wychowali troje dzieci, mają dwóch wnuków - starszy ma 27 lat, młodszy 6.
Nigdy nie była precz
Pytamy o nieporozumienia.
- My się pokłócili, ale za chwilkę było dobrze. Ja tam nigdy nie była precz i on też nie. On zawsze pensję mi oddawał i teraz rentę też. Zawsze ja gospodarowałam. I jest dobrze.
Robota jak rękawiczki
Pan Piotr z sentymentem wspomina czasy powojenne.
- Roboty nie zabrakło dla nikogo. Człowiek mógł ją sobie zmieniać jak panna rękawiczki. A dzisiaj? Te moje chłopaki (obaj mieszkają z rodzicami) siedzą w chałupie, prawdziwa nędza. Czasem wyskoczą gdzieś dorywczo, ale co to jest? Dla nas samych te emerytury by wystarczyły, ale mamy jeszcze 4 osoby na utrzymaniu. Jeden z synów pracował w Gdańsku, ale ten dojazd... To się nie opłacało. On więcej stracił niż zarobił. Wstawał o 3.00 rano. Uciemiężenie to było. Po wojnie fachu człowiek się nauczył i robota była, a teraz co?
Tekst i foto Teresa Wódkowska
Foto: Lidia i Piotr Grabanowie z ukochanym wnuczkiem Arturkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz