Kumpel liczy: Żona i ja - emeryci; obok dwoje - emeryci; wyżej sąsiadka - bezrobotna, mąż - piekarz; potem "Podwójne Oczko" (przezwisko od okularów) - wdowiec - rencista; "Żuk" (były kierowca "żuka") - na zasiłku, ona - rencistka; obok Mietek - pracuje, żona - emerytura. I jedyne w całej klatce młode małżeństwo z dwójką dzieci: on - akwizytor, ona - nauczycielka. Pomijając tych młodych 9 na rentach, emeryturach i na bezrobociu, 2 coś tam ma. To cały pion. Starzy zostali, młodzi wyjechali na Zachód. Z biletem w jedną stronę.
Przypadki z klatki
30 lat temu pion tętnił życiem, chociaż przed blokiem stał tylko jeden duży fiat, jedna skoda i kilka maluchów. 16 lat temu blok przeżył ostatnią wielką emigrację zarobkową. Teraz się wyludnia.
Interesuje mnie los ludzi młodych w tym pionie. I w bloku też.
- O.K. - zgadza się kumpel. - Opowiem o tych młodych, ale najpierw kilka słów o obłudzie dyrektorów szkół średnich, bo to mnie wnerwia. W telewizji kablowej mówią, że wyprodukowali 50 sztuk techników rolniczych albo 150 sztuk techników ekonomistów. A gdzie są sprawozdania, co się z nimi dzieje potem? Kto z nich znalazł pracę, kto wyjechał, kto został bezrobotny, kto siedzi w puszce, jaki czempion dostał się na studia bezpłatne, a kto ma kasę i studiuje w starogardzkim koledżu? Jak nie ma takich danych, to szkoła istnieje tylko dla szkoły.
Tylko dwie studiują
Młodzi znikają. Byli wczoraj, dziś nie ma. Zostali nieliczni. Co robią? Tylko dwie osoby z pionu studiują. Dwie dziewczyny. Jedna, z parteru, na dziennych, druga, z IV poziomu w starogardzkim koledżu. Oczywiście odpłatnie. Nie dostała się na psychologię, złożyła podanie, zapłaciła czesne i będzie miała dyplom. "Karolina, a co będziesz po tych studiach robić?" - nieraz zaczepiam dziewczę.
"Ja nie wiem" - odpowiada niezmiennie.
Disk dżokej w Irlandii
Mgr ekonomii z IV poziomu jest DJ w Irlandii. Nie di dżejem, a disk dżokejem na talerzach. Po roku przysłał list do mamy. "Niejednokrotnie pracuję po 12 godzin - pisał. - Skrzyknęliśmy się w pięciu na mieszkanie. Idziemy w komunę. W jednym pokoju mieszkają faceci z dziewczynami. Jedna kuchnia, jedna łazienka, jeden kibel - jak w akademiku... Na życie jest, ale nie ma mowy o oszczędnościach. Praca? Wkładam naczynia do ogromnej zmywarki, a z niej wkładam do suszarni. Tysiące gorących naczyń. W rękawicach robię, bo parzy łapy. Maszyna nigdy się nie wychładza. Chodzi 24 godziny na dobę. Jeden wrzuca resztki do kosza, drugi wkłada do wielkiej wanny, trzeci (ja) do zmywarki."
Mama się popłakała. Między wierszami stało, że syn w tym roku nie przyjedzie na święta. No bo za co? Poza tym jakby nawet odpuścił na 2, 3 miesiące, to potem musiałby od nowa przecierać szlak. W Starogardzie próbował założyć firmę. Nie wyszło, chociaż ma dyplom, wiedzę, zna reguły ekonomii. Rodzice wzięli kredyt na maszyny i spłacają go od półtora roku. Oczywiście nie dostał kredytu z PUP-y. Dla kogo to jest?
Fragment tekstu Tadeusza Majewskiego, który ukaże się w najnowszym wydaniu "Kociewiaka" - Dziennik Bałtycki w piątek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz