wtorek, 15 lutego 2005

Starak traci rynek

Podczas oficjalnych spotkań z pracownikami zaprzecza, że zamierza sprzedać Polpharmę. Dość prawdopodobne wydaje się, że jednak to uczyni.
Jerzy Starak inwestuje w przemysł farmaceutyczny od kilku lat. W 2003 r. odkupił od Skarbu Państwa 23 proc. Akcji Polphramy S.A. Resztę akcji kupił jeszcze w 2000 r. poprzez swoja firmę Spectra Holding. Posiada też Przedsiębiorstwo Farmaceutyczne Terpol, Herbapol Lublin i Polfę Lublin. Był także właścicielem firmy Biocom, ale sprzedał ją Sonofi. Kontrolowana przez niego grupa farmaceutyczna ma kilkanaście procent polskiego rynku farmaceutycznego (w ujęciu ilościowym). Łączne przychody grupy wyniosły w 2003 r. 1,23 mld. złotych.

Bardzo możliwe, że w tym roku wiele się wyjaśni, jeśli chodzi o losy i strategię Jerzego Staraka na zyskownym rynku farmaceutycznym. Generalnie - wszystko kręci się wokół Polpharmy w Starogardzie Gdańskim, choć pan Jerzy (jak go nazywają pracownicy) jest też właścicielem Terpolu oraz Hebrapolu i Polfy w Lublinie. Współwłaścicielem tej ostatniej, wytwarzającej m.in. płyny infuzyjne, jest amerykański partner Staraka firma Baxter - producent płynów infuzyjnych właśnie i szczepionek. Z Baksterem wiążą go nie zawsze etycznie czyste, choć zapewne dobre interesy. Dwa lata temu głośny był skandal z oferowaną przez tę firmę szczepionką na ospę ACAM 2000, która choć nie przeszła wymaganej prawem procedury, została zakupiona w ekspresowym tempie przez polski rząd w osobie ministra Łapińskiego. I to w liczbie 100 tys. dawek. Nie było nawet wiadomo, czy jest skuteczna, nie była też nigdzie zarejestrowana. Fakt, że polskim partnerem Bakstera jest Jerzy Staraka, zaprzyjaźniony z Leszkiem Millerem, był dla wielu dowodem na to, że siła przełożenia na styku biznesu i polityki jest naprawdę duża.
Niewykluczone, że pomogła mu również wcześniej podczas prywatyzacji Polpharmy w 2000 roku.

Kupowanie firm farmaceutycznych, szczególnie fabryk, było w ogóle dobrym ruchem dla każdego, kto wziął pod uwagę, że Polska wkrótce znajdzie się w UE. I przewidział, iż już sam fakt akcesji podniesie ich wartość w oczach inwestorów spoza Unii: kto ma zakład produkcyjny w jej kraju członkowskim, ma znacznie łatwiejszą sytuację na całym wspólnym rynku.

Zalety Polpharmy były jednak znacznie większe - zakład w Starogardzie Gdańskim sprzedawał np. popularne leki OTC (czyli do kupienia bez recepty), jak polopiryna S czy etopiryna. I stwarzał nie lada perspektywy rozwoju, jeśli chodzi o tzw. generyki (leki o składzie identycznym jak skład chemiczny oryginału, opatentowanego przez daną firmę farmaceutyczną, ale tańsze, zwykle o co najmniej jedną trzecią i sprzedawane pod inną nazwą). W tym - generyki na receptę. Umowa prywatyzacyjna przewidywała, że nowy właściciel Polpharmy w ciągu trzech lat wprowadzi na rynek pięć nowych produktów. Ten warunek udało się Starakowi spełnić: kilka specyfików po prostu przeniósł z Terpolu, inne zaś kupił. Produktem własnego chowu będzie być może maxigra - odpowiednik viagry.
Generyki na receptę, zwane przez pracowników Polpharmy "brand generykami", firma Staraka zaczęła ofensywnie promować i sprzedawać po utworzeniu w 2000 r. w Warszawie biura handlowego z prawdziwego zdarzenia, którego pracownicy ruszyli "w pole", czyli do lekarzy. Co ciekawe, owe generyki były oferowane (i nadal są) w cenie niewiele niższej niż oryginały. Ich sprzedaż ma znaczenie strategiczne: daje Polpharmie kilkadziesiąt procent rocznego obrotu (który wynosi ok. 700 mln zł, przy udziale wartościowym w rynku rzędu 5,5 procenta). Starak mógł sobie jednak na tak wysokie ceny pozwolić: kilka lat temu ta część jego oferty nie miała w Polsce konkurencji (na zarejestrowanie nowego leku, a potem na ewentualne wpisanie go na listy refundacyjne czeka się długo).

Dziś jednak wszystko wygląda inaczej. "Brand generyki" Polpharmy mają po kilku, a nawet kilkunastu rynkowych konkurentów, przy czym niektórzy producenci są niemal na progu wojny cenowej. Ogólnie rzecz biorąc, sprzedają je po prostu taniej niż Polpharma. I przez cały ubiegły rok widać było wyraźnie, że przejmują rynek. Spadek udziałów produktów Polpharmy w tej grupie jest duży: w niektórych przypadkach sięga nawet kilkudziesięciu procent. Tymczasem Polpharma uparcie nie spuszcza z tonu i wciąż trzyma się absurdalnie wysokich cen.
Ów spadek udziałów i przychodów powinien szczególnie niepokoić w przypadku leków Polpharmy z grupy statyn. Statyny są bowiem uważane za przyszłość farmakologii i branży farmaceutycznej, ktoś nawet ochrzcił je mianem "aspiryny XXI wieku" ze względu na ich niebywałą skuteczność w zapobieganiu chorobom układu krążenia. Podczas gry rynek farmaceutyczny w Polsce, który do niedawna rósł w tempie przekraczającym 10 procent rocznie, wyraźnie przyhamował - rynek samych statyn pnie się w górę. Spójrzmy na dane: według firmy badawczej IMS Health, w marcu 2—3 r. sprzedano u nas 608 tys. opakowań leków z grupy statyn. W sierpniu 2004 r. - już 803 tysiące. Tymczasem jeszcze w styczniu 2003 r. Polpharma sprzedawała prawie 79 tys. opakowań simvasteloru (czyli cieszącej się dużym wzięciem sivastatyny), a kilka miesięcy później, w sierpniu - już tylko 60 tysięcy. Z naszych informacji wynika zresztą, że ta tendencja spadkowa, zupełnie sprzeczna z rynkowym trendem, utrzymuje się również w przypadku innych leków z grupy statyn sprzedawanych przez Polpharmę. Jak choćby lovasterolu, który swego czasu dawał firmie 50 mln zł rocznie obrotu rocznie.

Wytłumaczenie jest proste: "brand generyki" Polpharmy są za drogie.
Mniej prosta, za to ciekawsza jest odpowiedź na pytanie, dlaczego w takim razie nie staniały i nadal kosztują niewiele mniej niż leki oryginalne.
Oczywiście zawsze można powiedzieć, że ktoś się zagapił i nie obniżył ceny w porę. W konsekwencji, gdyby teraz to uczynił, odrabianie strat wśród klientów, a także dzisiejszych, wciąż jednak wysokich (z powodu ceny) zysków ze sprzedaży, zajęłoby, w najlepszym przypadku, kilka miesięcy. W trakcie odrabiania strat strategiczna część oferty Polpharmy stałaby się na jakiś czas mało dochodowa. Jeśli jednak status quo będzie się utrzymywać, konkurencja najzwyczajniej w świecie wyprze generyki Poplharmy z polskiego rynku. Tym samym firma utraci istotna część swojego biznesu, do tego w dziedzinie, która w przemyśle farmaceutycznym ma świetlana przyszłość.
Dlaczego zatem nikt nic nie robi, poza naciskaniem na coraz bardziej sfrustrowanych i zdemotywowanych handlowców, by śrubowali sprzedaż coraz mniej atrakcyjnych produktów?
Cóż, niewykluczone, że Jerzy Starak i jego menedżerowie z jakichś powodów po prostu nie widzą problemu (czyżby zabrakło Pavla Miorovsky"ego, cenionego w branży farmaceutycznej Czecha, który opracował dotychczasową strategię sprzedaży, ale odszedł z Polpharmy jeszcze na początku 2004 r.?). A może Polpharma ma być sprzedana i dlatego nie może sobie pozwolić w najbliższym czasie na drastyczną, nawet jeśli chwilową, redukcję przychodów i zysków, a tym samym obniżyć zanadto swoją wartość.

Jest to oczywiście jedynie hipoteza, ale na jej korzyść może świadczyć i to, że w 2004 r. Polpharmę odwiedzili zainteresowani jej kupnem przedstawiciele firm spoza Unii Europejskiej: izraelskiej Tewy i kanadyjskiej Apotex. Co więcej, działem badań i rozwoju Polharmy kieruje już od dwóch lat były pracownik Tewy.
Pośrednio na korzyść tezy, iż Jerzy Starak może sprzedać już wkrótce Polpharmę, świadczy też sprawa Polskiego Holdingu Farmaceutycznego. Ma zostać sprywatyzowany, a Jerzy Starak jest najpoważniejszym kandydatem na nabywcę. Jednak czas, jaki mu pozostał, by kupić PHF w sposób na jaki do niedawna liczył, coraz bardziej się kurczy - wraz z nadchodzącymi wyborami do polskiego parlamentu.

Od dwóch lat mówi się, że holding jest dziwaczną inicjatywa SLD, pragnącego, póki się jeszcze da, wyciągnąć jak największe korzyści z prywatyzacji. W jego skład, obok ewidentnie słabej Polfy Tarchomin i średnio przędącej Polfy Pabianice, weszła także nie wiedzieć czemu Polfa Warszawa - firma nowoczesna, znakomicie sobie radząca (307 mln zł przychodu i 39 mln zł zysku netto). W opinii jej zarządu i zewnętrznych obserwatorów mogłaby się sprywatyzować np. jako spółka pracownicza i nie potrzebuje żadnego strategicznego inwestora. Zarząd holdingu, zamiast w najlepszej ze spółek, mieści się w Pabianicach, skąd blisko do Łodzi i ludzi z kręgu Leszka Millera. Taki zestaw Polf sprawia, że ogólna wartość holdingu jest niska i ten, kto go kupi, otrzyma całkiem tanio perłę w postaci potencjału Polfy Warszawa. Jerzy Starak zaś z racji swoich powiązań ma na to duże szanse. Gdyby ten ruch mu się udał, do Polpharmy dodałby Polfę Warszawa (i jej zasoby produkcyjne, które można jeszcze lepiej wykorzystać oraz - uwaga! - cenne grunty w centrum Warszawy, a następnie sprzedał całość za wielokrotnie więcej, niż gdyby chciał spieniężyć sama Polpharmę.

Sprawa PHF staje się coraz bardziej gorąca także z innego, wspomnianego już wyżej względu: wobec wejścia Polski do UE tutejsze firmy farmaceutyczne stały się łakomym kąskiem dla przedsiębiorstw z Chin czy Indii, którym łatwiej w Unii sprzedawać leki z napisem "Made in Europe". Polskie spółki są wciąż tańsze niż zachodnioeuropejskie i w tym roku wiele firm farmaceutycznych otrzymało i nadal otrzymuje oferty wejścia w alians lub nawet sprzedaży udziałów azjatyckim partnerom. Mogą się pojawić jeszcze inni oferenci, dla których PHF, a zwłaszcza Polfa Warszawa - byłby wartościowym nabytkiem. To zaś w najbliższym czasie mogłoby skomplikować i jeszcze bardziej przyspieszyć działania Jerzego Staraka związane z jej kupnem.

Czy scenariusz w postaci sprzedaży Polpharmy albo Polpharmy i Polfy Warszawa się sprawdzi, nie wiadomo.
Jerzy Starak mówi, że marzy o stworzeniu holdingu farmaceutycznego na europejska skalę (z udziałem Polf, których jeszcze nie ma). I podczas spotkań z pracownikami z okazji Bożego Narodzenia dementuje nasilające się plotki, że sprzeda firmę. Ale pracownicy twierdzą po cichu, że robi to zbyt gorliwie.
Alicja Henda

Choć traci, wciąż zarabia
Obroty Polpharmy (w mln zł)
1996 r. - 194,7
1997 r. - 235,6
1998 - 319,6
1999 - 390,0
2000 - 431,5
2001 - 501,5
2002 - 591,8
2003 - 693,7

Tekst - za managermagazin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz