wtorek, 16 marca 2004

Najważniejsza msza święta

Kościółek we Wdzie jest uroczy o każdej porze roku. O tej szczególnie, gdyż nie zasłaniają go jeszcze liście brzóz. Ponieważ nadchodzi - przynajmniej według kalendarza - Chrystus, odwiedziliśmy tutejszego księdza proboszcza Alfonsa Fonfarę, by porozmawiać o wierze na wsi

Ksiądz proboszcz Alfons Fonfara obsługuje dwa kościoły, we Wdzie i Ocyplu. Na naszą uwagę, że kościółek we Wdzie jest bardzo ładny, ale szpeci go eternit, odpowiada, że niestety nie ma środków na zmianę pokrycia dachu. Parafia jest biedna. Oczywiście on tę szpetotę eternitu widzi i nie ma zamiaru skapitulować. Chciałby kościół przykryć dachówką ceramiczną, która kosztuje około 16 tysięcy złotych. Na razie znalazł się sponsor, który i tak ofiarowuje bardzo dużo, bo 5 tys. złotych.

Może dzięki tej publikacji pojawią się inni...

- Oby tak było.

Proszę księdza proboszcza. Wda to małe sołectwo, położone nieco z boku - powiedzmy - wielkich przemian. Czy można powiedzieć, że tutaj ludzie są bardziej wierzący, bo nie mają tylu na przykład pokus technicznych jak w mieście? Chodzi o samochody, telewizję, internet itp.

Okazuje się, że takich zależności nie ma.

- Jeżeli chodzi o wiarę, to można powiedzieć, że zostają przy niej starsi. Natomiast jeżeli chodzi o młodzież i dzieci, to jest gorzej. Stoją przed sklepem. Do kościoła dojdą, ale tylko dojdą.

Są parafie, które działają według tradycyjnego sposobu. Święte jest to, co dzieje się w kościele. Poza murami kościoła toczy się życie świeckie. Ale są też parafie, które mocno i odważnie wychodzą poza kościół. Organizują różne imprezy, na przykład festiwale pieśni religijnej, jakieś obozy, zespoły sportowe, niektórzy grają nawet w piłkę nożną itp.

- Nie każde imprezy muszą mieć związek z Kościołem, nie zawsze mają w sobie sacrum.

Niemniej, ponieważ świat się niezmiernie szybko zmienia, w niektórych parafiach zmieniają się formy pracy z wiernymi. Chodzi tu zwłaszcza o przyciągnięcie młodzieży, która fascynują dzisiaj różnego rodzaju techniczne zabawki.

- Ale to człowiek decyduje o wszystkim, o technice, kościele i innych sprawach... Ja nie mam takich szans, choćby z tej racji, że jestem starszym księdzem i mam już swoje dolegliwości. Poza tym nie mam zaplecza, by tę młodzież przyciągnąć. Ona dojeżdża stąd do szkoły do Zelgoszczy i Lubichowa. Gdyby była na miejscu szkoła, miałbym większy kontakt.

Cóż, we Wdzie jest mało dzieciaków i trzeba było tutaj szkołę zamknąć. Z przyczyn ekonomicznych. Zgadzamy się, że kościół i szkoła powinny być w każdej wsi. Są to rzec można, patrząc na sprawy duchowe, miejsca najważniejsze dla wsi. Jednak jak nie rodzą się dzieci, to nic się nie da zrobić. Nie ma szkoły, dzieciaki dojeżdżają, więc nie ma jakichś innych form nauczania...

- Przygotowuję dzieci do I Komunii Świętej, młodzież do bierzmowania i to wszystko. Na święta jest większy ruch. Obawiam się, że to wynika z tradycji. Co do tych innych form... Nie winię tu nikogo. Winię siebie. Nie widzę się w nowych formach duszpasterskich. Mam 64 lata i nie bardzo mogę na przykład kopać piłkę. Rzeczywiście, nowe czasy domagają się nowych form. Są potrzebne i wcale tego nie neguję. Siebie jednak - powtórzę - w tym nie widzę. Zresztą uważam, że najważniejsza pozostaje msza święta niedzielna. Wszystkie formy muszą prowadzić do Chrystusa na niedzielnej eucharystii.
Na podstawie artykułu w Tygodniku Kociewiak (środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz