wtorek, 16 marca 2004

Ołówek w mleku

Irena Rzepak mieszka przy szosie z Czarnego Lasu do Wielkiego Bukowca. Jej gospodarstwo leży na brzegu czernoleskiego jeziora. W ogrodzie przed domem stoi drewniany dom... na sprzedaż. Zbudowała go własnymi rękoma pani Irena. Nie jest to jej jedyne dzieło.

.

Pani Irena mieszka tu z rodziną i ojcem.

- Mam różne talenty artystyczne. Za co się wezmę, to zrobię - tak twierdzi, a my po rozmowie to potwierdzamy.

W kuchni stoi "synchronizator".

- Kocham muzykę - opowiada pani Irena. - Mieszkałam w Lesiu pod Ostrołęką i zawsze marzyłam o akordeonie. Ale rodziców nie było stać. Poza tym nie bardzo wierzyli w ten mój talent. Tak mi się podobała muzyka, że raz jako dziecko poszłam posłuchać jak grali na zabawie. Na drugi dzień wezwali rodziców do szkoły i powiedzieli, że byłam na zabawie. To było 45 lat temu, a ja dobrze pamiętam tamten wieczór. Grali na harmonii pedałowej.

Oto współczesna opowieść Janka Muzykanta...

Pani Irena gra. Wspaniale. I ze słuchu. Nie zna w ogóle nut. Rzeczywiście talent. Po chwili ze szkoły przychodzi jej młodszy syn Piotr i też gra. Widać, że po mamie odziedziczył smykałkę do muzyki, tylko ma inny gust. Ona grała nam przeboje ludowe, on gra nowoczesne.

- Dopiero dwa lata temu mogłam sobie pozwolić na kupno tego instrumentu opowiada pani Irena. - Gram ja, córka Alicja i syn Piotr. Wszyscy jesteśmy samoukami. Przydałaby się jakaś szkoła, ale nas nie stać. Ja gram pieśni ludowe, dzieci mają swoje utwory. To lepsze niż słuchać muzyki z kaset czy czegoś innego.

To pierwsze zaskoczenie - ten talent muzyczny. Teraz pani Irena wyjmuje zdjęcia. Wiatraczki, huśtawki, altanki, domki, budy dla psów, komplety wypoczynkowe do ogrodów, ławki. To jej własnoręczne wyroby.

A drewno pani tnie na pile tarczowej?

- Belki na deseczki i listewki tak, ale już te drobniejsze piłą ręczną.

A wzory? Według katalogu?

- Nie, wszystko sama wymyślam. To są prace autorskie.

A szkice. Przecież zanim się taki dom zbuduje, trzeba mieć jakiś rysunek z wymiarami.

- Nie robię żadnych szkiców. Wszystko jakoś pasuje. Taki domek to ciężka praca, to męka. Ale jak zrobię, to się niesamowicie cieszę. W międzyczasie Piotruś nam gra. Robię to według swojej wyobraźni. Kiedyś przyjechał do mnie stolarz, popatrzył, popatrzył i powiedział, że do tego nie ma głowy.

Czy na tym można zarobić?

- Taki domek robi się ze trzy tygodnie w stodole. Robię to dla siebie i własnej satysfakcji. O biznesie nie myślę. Cieszę się, że stoją u znajomych, sąsiadów. Ludzie nie zapłacą za tę robotę. Nie da się z tego wyżyć. Ten domek przed domem stoi pół roku.

A skąd się to pani wzięło?

- Chyba przez przypadek. Dwa lata temu kupiłam mleko w proszku dla cieląt. W tych workach były różne niespodzianki. W moim worku był ołówek malarski. I wtedy natchnęło mnie, żeby coś robić. Tak w ogóle uczyłam się szycia. Dla potrzeb własnych.

Czyli te domki to nie jest pani sposób na życie. Z czego pani żyje?

- Prowadzę 4-hektarowe gospodarstwo nad jeziorem. Z tego gospodarstwa bardzo słabo da się wyżyć. Żeby mąż nie pracował, to nie wiem co by było.

Ma pani talent. Może by takie nieco większe domy stawiać dla turystów na brzegu jeziora?

- W tym jeziorze dopiero od dwóch lat się kąpią. Bo przedtem była wyducha i z tego powstał straszny smród. Teraz się kapią i nic nikomu nie jest. Działek nie kupią, bo jezioro jest brzydkie i płytkie. Ma niecałe trzy metry głębokości. I jest muł.

Na zakończenie pani Irena zdradza, że przed obcymi - nami grała po raz pierwszy. I kiedy grała, to ze zdenerwowania trzęsły się jej ręce. Nic nie było widać, pani Ireno. Teraz warto wystąpić przed większa widownią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz