środa, 17 marca 2004

Pozostalości po PGR-ze

Jeszcze kilka lat temu Wolental straszył obskurnymi przystankami PKS, błotem i pozostałościami po PGR-rze. Teraz sporo się zmieniło na korzyć. Popegeerowskie bloki są ładnie odmalowane, przystanki nowe, jest zatoczka, odnowiony budynek remizy. Tylko ciągle jeszcze straszą resztki po PGR-ze

Obiekty PGR-u w Wolentalu stały na około 10 ha terenu. Połowę tego (niestety nie od szosy) rok temu kupił Tomasz Lansberg od Agencji Nieruchomości Rolnych. Sprzedaje tu pasze, nawozy itp. Piszemy niestety, nie od szosy, bo kupione budynki są już po części odnowione, niektóre elementy wymalowane, ale widok na resztę, tę agencyjną, jest nadal bardzo przykry.

- Niektórzy pytali, ile mi dali, że ja to wziąłem - przez telefon mówi Lansberg. - Sugerowali, że jestem wariat, że coś takiego biorę. Ile są warte niekupione jeszcze nieruchomości po PGR-ze? Nie wiem. Ja mam nadzieję, że to, co kupiłem, uratowałem.

O PGR-ze opowiada Tadeusz Kotlewski, kierownik firmy Lansberg.

- Większość popegeerowskiej ziemi w Wolentalu jest jeszcze własnością Agencji, ale od trzech lat dzierżawią ją tutejsi rolnicy. Niedługo będzie można ją kupić. Ziemie są bardzo dobre, nawet i III klasy. Ale i rolnicy też są bardzo dobrzy.

Panie Tadeuszu. Wędrujemy szlakiem PGR-ów i z przerażeniem oglądamy, jak to wszystko niszczeje, a raczej już zniszczało. Miradowo, Jabłowo, Wolental, Kopytkowo... Dużo by się nazbierało. Czy to jeszcze jest coś warte?

Tadeusz Kotlewski pochodzi z gospodarstwa w Twardej Górze. Gospodarzył tam na 12 ha. Potem 25 lat pracował w uspołecznionym handlu rolnym, w Centrali Nasiennej. Zna więc wszystkie wymieniane obiekty i zna temat.

- Każdy obiekt jest tyle wart, ile kto zapłaci. A ten ktoś, kto kupuje, bierze pod uwagę, do czego można to wykorzystać. Do czego można wykorzystać pozostałości po PGR-ze w Wolentalu? Moim zdaniem nie ma to żadnej wartości rynkowej. Tragedią jest to, że doprowadzono do takiej dewastacji tych budynków. Sam proces likwidacji PGR - to jest osobna sprawa, że PGR- zostały zlikwidowane z dnia na dzień. Pół miliona ludzi wyrzucono bez odszkodowań na bruk. A dzisiaj wszyscy dostają odszkodowania, górnicy, hutnicy, kolejarze. Połowa z tych ludzi wpadła w taką depresję, że już nic w nich nie będzie. Trudno się dziwić, że w sondażach tak wysoko stoi Lepper. Ludzie mówią: gorzej już być nie może, ale za to będzie śmieszniej.








Ale pracownicy PGR-ów dostali za to prawie za bezcen dobre mieszkania...

- Ja wolałbym mieć mieszkanie lokatorskie, a zamiast własności dobrą prace.

Dlaczego doprowadzono do takiej dewastacji obiektów?

- Bo zamiast od razu sprzedawać, dzierżawiono. A dzierżawca, wiadomo, o dzierżawione nie będzie tak dbał jak o swoje. Jak najszybciej należało sprzedać. Im kto szybciej sprzedaje, tym lepiej sprzedaje.

Oglądamy budynki kupione przez Lansberga - magazyny, hale, garaże. Była tu kiedyś, za PGR-ów, suszarnia, hala magazynowa. Tak w ogóle w owych czasach w Wolentalu była baza produkcyjna pasz dla okolicznych PGR-ów. Obiekty te już jako własność konkretnego prywatnego podmiotu jakoś zaczynają wyglądać. Podobnie jak 5 ha ziemi, na których stoją.

Przez dziurę w płocie przechodzimy na teren należący jeszcze do Agencji. Co tu gadać - niech to pokażą zdjęcia. Resztki stodoły, chlewni, budynek administracyjny, jakieś garaże. To właśnie ta część przylega do ruchliwej szosy.

Na wysokości budynków biurowych podchodzi do nas strażnik z firmy ochroniarskiej z Trójmiasta. Czego pilnuje? A raczej czego pilnują przez 24 godziny na dobę?

Strażnik sam zauważa, że tych nieruchomości nikt już nie kupi. Chlewnia, gdyby nawet była w takim stanie jak 12 lat temu, nie wytrzymałaby warunków unijnych (brak płyty gnojowej, wentylacji, nieodpowiednie kojce itp.). Ale on pilnuje, żeby nie kradli, na przykład wielkich stalowych hangarów.

Wcześniej ludzie we wsi mówili tak: Niechby ktoś się pokusił o obliczenie, ile kosztuje Agencję utrzymanie całego aparatu Agencji i na przykład tych ochroniarzy.

Tadeusz Kotlewski: - To zastanawiające. Sarnowski, były dyrektor Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, Smardzewski - obecny dyrektor, to są dobrzy fachowcy. Praktycy, znający ludzi, teren, znający specyfikę wsi. Ale tam u góry tych ludzi się nie słucha.

Na przykładzie Wolentala też można tak powiedzieć. Ktoś kogoś nie słucha. Pilnowanie nic niewartej resztówki jest sztuką niekoniecznie dla sztuki, a dla pieniędzy. Już lepiej by było, gdyby bezpłatnie rozebrali ją "złomoludzie". Przynajmniej rozbiórka by nic nie kosztowała. I teren przestałby szpecić.

Na podstawie tygodnika Kociewiak - środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz