wtorek, 25 lipca 2006

Frąca. W świetlicy

Janina Piór pracuje jako świetliczanka we Frący, w budynku Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej "Rozwój". Świetlica jest tu czynna w środy od 10.00 do 14.00, a w czwartki, piątki i soboty od 15.00 do 19.00. Pomieszczenie ma swoje metry. Drewniana boazeria oraz liczne plastyczne prace dzieci tworzą ciepły klimat.

- Na zajęcia przychodzi nieraz i czterdzieścioro dzieciaków. Średnio? Ze trzydzieścioro. Ale nie tylko dzieci w wieku przedszkolnym. Jest też i 18-letnia młodzież. Najczęściej grają w tenisa stołowego i maleńki bilard - mówi pani Janina. - Odbywają się tu rozgrywki szachowe. Oczywiście dzieci lubią też różnego rodzaju układanki, puzzle.

Dziewczynki chętnie też tańczą. Przy świetlicy obywają się wszelkiego rodzaju imprezy, festyny i ogniska.

Jest nawet telewizor - zauważamy.

- A jest, przyniosłam z domu - zaskakuje nas pani Janina. - Chciałabym na własny koszt kupić porządny bilard, ale jest drogi.

Jak to, na własny koszt? - nie możemy wyjść ze zdumienia. - Czyżby aż tyle pani tu zarabiała?

Okazuje się, że płaca jest tak samo mizerna, jak w Rynkówce. Ważne jednak, że jest. A z tym bilardem, to...

- Może później udałoby się ściągnąć wyłożone przeze mnie pieniądze od sołectwa i GOKSiR-u? - zastanawia się świetliczanka. Zastanawia się, a więc sprawa stołu bilardowego jest jeszcze otwarta.

A może, jeżeli ma pani tu tak duża frekwencję, założy pani prywatny klub? Bo przecież za takie pieniądze to nie jest praca na długo. No i mamy kapitalizm.

- Mieszkańcy Frący są za biedni na taki prywatny klub. Poza tym pomieszczenie świetlicy należy do spółdzielni. Dobrze, że GOKSiR nie musi płacić za dzierżawę. Nie można też z tym pomieszczeniem wiele robić, bo na górze domu mieszkają starsi lokatorzy. Nawet gdyby mieszkańcy Frący nagle się wzbogacili (na co się nie zapowiada - red.), to i tak nie dałoby się tutaj urządzić dyskoteki czy jakiejś innej głośnej imprezy.

Życzymy Frący stołu bilardowego!

Nikt nie odkryje tu Ameryki stwierdzając, że na wsi panuje bieda. Ale - co już należy traktować jako odkrycie - w tej biedzie spotyka się czasami tak wspaniałe babki, które chcą coś robić i robią to na sto dwa.

Na podstawie tekstu zamieszczonego w Kociewiaku - środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego.


Wysłany przez kociewiak opublikowano środa, 23 czerwiec, 2004 - 20:07 Frąca. W świetlicy Artykuły

Janina Piór pracuje jako świetliczanka we Frący, w budynku Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej "Rozwój". Świetlica jest tu czynna w środy od 10.00 do 14.00, a w czwartki, piątki i soboty od 15.00 do 19.00. Pomieszczenie ma swoje metry. Drewniana boazeria oraz liczne plastyczne prace dzieci tworzą ciepły klimat.

- Na zajęcia przychodzi nieraz i czterdzieścioro dzieciaków. Średnio? Ze trzydzieścioro. Ale nie tylko dzieci w wieku przedszkolnym. Jest też i 18-letnia młodzież. Najczęściej grają w tenisa stołowego i maleńki bilard - mówi pani Janina. - Odbywają się tu rozgrywki szachowe. Oczywiście dzieci lubią też różnego rodzaju układanki, puzzle.

Dziewczynki chętnie też tańczą. Przy świetlicy obywają się wszelkiego rodzaju imprezy, festyny i ogniska.

Jest nawet telewizor - zauważamy.

- A jest, przyniosłam z domu - zaskakuje nas pani Janina. - Chciałabym na własny koszt kupić porządny bilard, ale jest drogi.

Jak to, na własny koszt? - nie możemy wyjść ze zdumienia. - Czyżby aż tyle pani tu zarabiała?

Okazuje się, że płaca jest tak samo mizerna, jak w Rynkówce. Ważne jednak, że jest. A z tym bilardem, to...

- Może później udałoby się ściągnąć wyłożone przeze mnie pieniądze od sołectwa i GOKSiR-u? - zastanawia się świetliczanka. Zastanawia się, a więc sprawa stołu bilardowego jest jeszcze otwarta.

A może, jeżeli ma pani tu tak duża frekwencję, założy pani prywatny klub? Bo przecież za takie pieniądze to nie jest praca na długo. No i mamy kapitalizm.

- Mieszkańcy Frący są za biedni na taki prywatny klub. Poza tym pomieszczenie świetlicy należy do spółdzielni. Dobrze, że GOKSiR nie musi płacić za dzierżawę. Nie można też z tym pomieszczeniem wiele robić, bo na górze domu mieszkają starsi lokatorzy. Nawet gdyby mieszkańcy Frący nagle się wzbogacili (na co się nie zapowiada - red.), to i tak nie dałoby się tutaj urządzić dyskoteki czy jakiejś innej głośnej imprezy.

Życzymy Frący stołu bilardowego!

Nikt nie odkryje tu Ameryki stwierdzając, że na wsi panuje bieda. Ale - co już należy traktować jako odkrycie - w tej biedzie spotyka się czasami tak wspaniałe babki, które chcą coś robić i robią to na sto dwa.

Na podstawie tekstu zamieszczonego w Kociewiaku - środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego.


Wysłany przez kociewiak opublikowano środa, 23 czerwiec, 2004 - 20:07

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz