wtorek, 25 lipca 2006

Psy kumają jak ludzie

Do Jadwigi Wolińskiej nie wiadomo dlaczego garną się wyrzucone zwierzęta.

Bobrowiec to mała, znana z ładnych ogrodów wieś. Ale nie tylko z tego. Skierowano nas tutaj do pani Jadwigi Wolińskiej, która przygarnia bezpańskie psy. W sklepie pytamy, kto tu ma psy.

-

We wsi każdy je ma - odpowiada sprzedawczyni i właścicielka w jednej osobie. - Ja sama mam dwa, w celu obrony. Ale więcej psów jest tam - pokazuje na pole ze skoszonym sianem. - Trzeba za tę skoszoną łąką skręcić w prawo.

Wjeżdżamy na podwórko. Psów widać kilka. Niektóre kręcą się swobodnie po obejściu, inne są zamknięte w kojcach stojących w cieniu dużego dębu. Te w kojcach podniosły alarm, te drugie witają nas przyjaznymi machnięciami ogonów. Po chwili zjawia się ich opiekunka Jadwiga Wolińska - mieszkała w Sopocie, ale po przejściu na emeryturę woli tutaj.

Mają swój rozumek

Ile pani ma psów?
- Obecnie jest ich osiem. Obecnie, bo nie wiadomo, ile jeszcze tu dotrze.
Osiem to niedużo. Mówiono nam, że hoduje pani więcej.
- Ja nie hoduję psów, ja je tylko przygarniam. To wszystko przybłędy. Jak ktoś ich nie chce, wyrzuca, to jakimś cudem trafiają do mnie. Czują się tu dobrze, to widać.
Czyli to takie schronisko?
- Schronisko... Nieraz, jak jestem w Sopocie, nie mogę obok niego przechodzić. One tam płaczą. Wiszą na płotach i proszą oczyma, żeby je stamtąd zabrać.
Mają tam złe warunki?
- Warunki mają całkiem znośne. Dostaną jeść, pić. Ale mają swój rozumek i chcą czegoś więcej. Czego? Przyjaźni człowieka, trochę serca. Czasem bywa tak, że starzy ludzie nie mają dobrobytu, a pieski u nich są szczęśliwe. Bo wiedzą, że są kochane. One tęsknią za bliskością człowieka.

Pies czy jenot?
Pani Jadwiga nie może zrozumieć ludzi, którzy wyrzucają psy. - O ten wilczek został wyrzucony tam, na rogu, z samochodu. I trafił właśnie tu. Albo dzieci znalazły psa, który był przywiązany w lesie do drzewa. Mamy psa, który żył dwa, trzy lata sam. Grasował po okolicy. Ludzie mówili, że to jenot i chcieli go zastrzelić. Jest nawet trochę podobny do jenota. Ma rudo-brązowe oczy. Mi ukradł indyczkę, jajka, wszystko pozjadał. Oswoiłam go. Jak? Zaczął krążyć wokół gospodarstwa, a ja wystawiałam mu jedzenie. Coraz bliżej. W końcu tak blisko, że go pogłaskałam. Widziałam, że już był mój. Tutaj są też psy agresywne. Jeden zachowywał się w stosunku do ludzi przyjaźnie, ale przez noc zagryzł mi 80 kur. Zagryzłby też upalowaną krowę. Tak ją gonił, że okręcała się łańcuchem. Gdyby się już zupełnie okręciła i nie miałaby ruchu, zagryzłby.

Pies jak człowiek
- Pies jest jak człowiek, każdy ma inną osobowość. Dlatego niektóre muszą przebywać w klatce. Ale wszystkie psy u nas są szczęśliwe, nawet te w klatce. One też nie płaczą. Trzeba wzbudzić w ludziach trochę uczucia dla zwierząt. Niech każdy emeryt weźmie po jednym kotku, jednym piesku, wtedy nie będzie tego płaczu.

Witam bociany
W gospodarstwie pani Jadwigi mieszka też 9 kotów. Nigdy nie uciekają przed psami. Żyją z nimi w przyjaźni. Jest też i bocianie gniazdo na słupie stojącym pośrodku podwórza. - Kiedy przylatują bociany, witam je - zaskakuje nas pani Jadwiga.
Jak to, wita pani? Dosłownie?
- Dosłownie. One naprawdę kumają. Kiedy młode uczyły się latać, to jeden zahaczył o dąb. Wnuczka do niego podeszła, a on nic, wcale się nie przestraszył. Wnuczka ma z nim zdjęcie. One są oswojone.

Schronisko? Tak
Zapytaliśmy panią Jadwigę, czy podjęłaby się stworzenia i prowadzenia prywatnego schroniska dla psów. I znowu zaskoczenie. Tak. - rodzinny dom dziecka kosztuje mniej niż duży. Tak samo zapewne byłoby ze schroniskami. Ile by kosztowało takie rodzinne schronisko na 30 psów? No, najpierw inwestycja, potem za 100 złotych dziennie bym je wykarmiła, spokojnie. Musiałabym tylko mieć jakieś pieniądze na wyposażenie. Pieski byłyby na pewno szczęśliwe.

Na podstawie artykułu zamieszczonego w Tygodniku Kociewiak - środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego.

Wysłany przez kociewiak opublikowano czwartek, 05 sierpień, 2004 - 10:40

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz