Osiedle przed wiaduktem kolejowym, składające się z kilku starych budynków z czerwonej cegły, zwanej we wsi blokami, zamieszkiwali zawsze sami kolejarze. Jest tak nadal, tylko że wielu z nich znajduje się już na emeryturze. Dziś w słoneczne wrześniowe popołudnie kilku wygrzewa się na ławeczkach przed blokami.


Hubert Kirszeinstein rozpoczął pracę na kolei zaraz po wojnie. Na PKP przepracował 37 lat 4 miesiące i 17 dni (to ma zakodowane w pamięci na amen). W maju 1984 r. był zmuszony przejść na rentę ze względu na stan zdrowia. - To praca przyczyniła się do mojego reumatyzmu. Wie pani, te raptowne zmiany temperatury i wielkie przeciągi... Na pierwszej komisji otrzymałem I grupę inwalidzką. Chciałem jeździć do emerytury, ale Bozia inaczej pokierowała...
Pan Hubert od 1954 r. prowadził parowóz. Pracował za słabe wynagrodzenie. - To była ciężka jazda. Miałem "turnusową" służbę. Mogliśmy pracować do 12 godzin, ale nie dłużej jak 3 noce. Jeździłem po całej Polsce: Tczew, Chojnice, Toruń, Piła, Inowrocław... To wielka odpowiedzialność prowadzić pociąg. Do kieliszka nie było kiedy i jak. Przed służbą broń Boże. Od lat odczuwam chorobę. Dużo pieniędzy wydaję na leki. Jest mi ciężko, ale pcham się jak inni do przodu.
Z wszystkim do tyłu
- Hubert, my do przodu nie idziemy. Z wszystkim do tyłu - wtrąca sąsiad, także emerytowany kolejarz Henryk Nitza. I dodaje: - Nigdy nie było tyle zniszczeń co teraz. Myśmy na te wszystkie inwestycje zapracowali, a młodzi teraz dewastują, kradną. Jeden wielki wandalizm.

Henryk Nitza z zawodu jest stoczniowcem, ale większość swojego zawodowego życia poświęcił kolei. Swoją pracę rozpoczął w wagonowni w Zajączkowie Tczewskim na stanowisku rzemieślnika. A później pracował na różnych stanowiskach - majstra, instruktora nauki zawodu i kierownika robót sekcji drogowej w Smętowie. W latach 1981 - 1994 pełnił funkcję kierownika warsztatów szkolnych w Zespole Szkół Kolejowych w Tczewie. Pan Henryk najprzyjemniej wspomina pracę w szkole. Za największy swój sukces uważa modernizację warsztatów szkolnych. - Jak mi przykro, kiedy widzę, że już nie funkcjonują. Wiem, że grozi im taki sam los, jak innych obiektów kolejowych, które najpierw zostały tylko opuszczone: Samochodówki w Tczewie przy ulicy Warsztatowej, Ekspedycji Kolejowej w Tczewie, Sekcji Drogowej w Smętowie i wielu innych. To boli. Nam nasze pensje zaniżali, bo wszystko szło na modernizację, a dziś jest to dewastowane. Wystarczy popatrzeć na słupy sieci trakcyjnej. Nikt nie konserwuje, zżera je rdza.
Czekamy na sprywatyzowanie
- Nasze domy mieszkalne przy obecnej gospodarce też niszczeją. Absolutnie nikt się nimi nie interesuje. Dla przykładu - W marcu na budynku przy Kolejowej 4 została zerwana na dachu eternitowa płyta i mimo kilkunastu monitów nikt się tym nie zainteresował. Podobne przykłady można mnożyć. Administracja, której podlegają te budynki, nie robi sobie z naszych uwag absolutnie nic. Wszyscy mieszkańcy czekają na ich sprywatyzowanie. Każdy boi się teraz wkładać pieniądze w remonty, skoro to nie jego. Te budynki zostały postawione 100 lat temu i nikt do tej pory nie pomyślał, żeby położyć tu skromny chodnik. Podczas roztopów toniemy w błocie. Jest prawdziwe bagienko. W piwnicach też woda. Jedno wielkie bałaganiarstwo.
Odpoczywam pracując?

Dziedziczne kolejarstwo
Jadwiga Lisewska pracowała na kolei jako sprzątaczka wagonów przeszło 20 lat, później była stróżem w rejonie budynku. Przepracowała W PKP w sumie 35 lat. Dziś ma 680 zł emerytury. Jak nie czuć się zawiedzioną? Pochodzi z rodziny kolejarzy. Jej czterej synowie o innym zawodzie nawet nie pomyśleli. Jeden z nich, Roman, w 1970 r. skończył Szkołę Zawodową w Tczewie. - Upodobanie miałem chyba za dziadkiem, pomocnikiem maszynisty na parowozie. Kiedy byłem mały, to biegłem na dworzec, na rampę do dziadka i wracałem cały usmolony. Dworzec wyglądał inaczej, bawiliśmy się też inaczej. Niczego nie niszczyliśmy. Teraz to jest prawdziwe barbarzyństwo. Pracuję jako rewident taboru kolejowego sekcji pasażerskiej w Tczewie. Jak się pracuje? Choć jest demokracja, to warunki są bardziej rygorystyczne. Zarobki też dużo gorsze. Jakbym porównał, to jest o wiele gorzej. Mam 35 lat pracy, a zarabiam mało, a praca jest przecież ogromnie odpowiedzialna. Pociąg wysłać w trasę... A niech się wykolei, to siedzę za kratkami...
Tekst i foto Teresa Wódkowska
Zdjęcia
1. Hubert Kirszenstein i Henryk Nitza - emerytowani kolejarze.
2. Roman Lisewski z mamą Jadwigą.
Na podstawie tekstu zamieszczonego w Tygodniku Kociewiak - środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego
Wysłany przez kociewiak opublikowano wtorek, 21 wrzesień, 2004 - 15:16

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz