wtorek, 25 lipca 2006

Pan na 600 hektarach

Jan Kulczyński (53 l.) wydzierżawił w 1991 r. 800 ha po byłych PGR-ach. Wówczas władze lansowały farmerski model gospodarstw rolnych. Pokazujemy niżej, jak się ma faremer Kulczyński dzisiaj, po 15 latach III RP

Szedłem w tym kierunku

- Pochodzę z Mirotek (gm. Skórcz - red.). Ojciec miał 13 ha gospodarstwo. Ukończyłem technikum w Owidzu, a potem wyższą szkołę rolniczą w Bydgoszczy. Pracę w Starej Jani rozpocząłem 34 lat temu z nakazu pracy. Przyjeżdżał dyrektor jakiegoś PGR-u i mówił: "Ten do tego, ten tam". Przeszedłem wszystkie szczeble - od zootechnika, poprzez kierownika fermy, do zastępcy dyrektora Zakładu Rolnego Kopytkowo, liczącego 2600 ha. Kierowałem 1300 ha gruntów rolnych, mając fermą krów w Starej Jani, chlewnię macior i tuczarnię w Leśnej Jani oraz i bukaciarnię w Rynkówce. W latach 70., Kopytkowo, w skład którego wchodziły Barłożno i Wolental, miało wysoką produkcję.

Stali się niewolnikami mieszkań

- Transformacja przyszła, kiedy byłem zastępcą dyrektora. Sądziłem, że będzie oparta na prawach ekonomii, gdzie należy liczyć koszty produkcji i tam, gdzie się da, oszczędzać. Niestety, ustawa z 19.10.1990 r. jasno mówiła, że chodzi o rozwalenie PGR-ów, wymysłu komunizmu. Ja uważałem, że te, które mają dobre wyniki, powinny pozostać, a słabsze powinny zostać przez nie wchłonięte. Tak się nie stało. My, pegeerowscy, zostaliśmy postawieni pod murem.

Jednak nie zapomniano o was. Dostaliście na przykład tanio mieszkania...

- Tak, sprzedano mieszkania, i owszem, po atrakcyjnych cenach. Ale przywiązano ich do tych mieszań. Stali się ich niewolnikami. Nie mogą emigrować na przykład do miast.

Albo kuroniówka, albo...

I wydzierżawił pan wielki szmat ziemi.

- A był wybór? Albo kuroniówka bez odprawy, albo wziąć w dzierżawę gospodarstwo, które było do podziału. Czy się bałem ryzyka? Znałem potencjał tych gospodarstw. Żona Elżbieta jest po SGGW w Warszawie. Byliśmy przygotowani, ale to wtedy była wielka niewiadoma.

Pęd do brania ziemi był

- W przetargu o ziemię mógł startować każdy. Ja wydzierżawiłem ok. 600 ha ziemi i trzy fermy. Kilku rolników nabyło ziemię. Ci, którzy chcieli kupić, kupili. Pęd do brania ziemi był. Niektórzy sadzili, że na tym będzie wielki interes, bo wtedy koszty produkcji były stosunkowo niskie w stosunku do cen artykułów rolnych... Licząc koszty produkcji plus płace (pełne etaty z ZUS-ami) sądziłem, że wyjdę na swoje. Wtedy miałem 21 osób, wszystkich z PGR-u. W PGR-ach mieliśmy około 40 pracowników, ale w tej czterdziestce były osoby pracujące w przedszkolach i stołówce. Potem koszty poszły w górę, m.in. koszty paliwa, nawozów, chemizacji.

Nie redukowałem zatrudnienia

- Większość z tamtej załogi odeszła na emerytury, a ci pozostali - obecnie jedenastu - są dalej ci sami. Mam zgłoszoną działalność gospodarczą - Gospodarstwo Rolno-Przemysłowe Jan Kulczyński w Leśnej Jani. Za wszystkich i za siebie płacimy ZUS-y. Nie redukowałem zatrudnienia. Żal mi było tych ludzi. Część po prostu poszła na emeryturę.

Jak pan się ma na tych 600 ha? Jak wielki bauer?

- Tak niektórzy mówili... Żona prowadzi księgowość. Biuro jest skomputeryzowane. Córka Maria kończy Wyższą Szkołę Bankową w Poznaniu i pomaga naliczać wynagrodzenia i składki ZUS, które są przekazywane internetem. Sam pracuję jako zootechnik, zaopatrzeniowiec, chemizator, administrator itp. Wszystko po to, by maksymalnie obniżyć koszty. Nie stać mnie na dodatkowe zatrudnienie.

Wierzę w ekonomię

A tyle się mówiło o tych gospodarstwach farmerskich. Że jedynie one przetrzymają...

- Ja nie wierzyłem. Wierzę w ekonomię. Jej nie da się oszukać. To nauka ścisła i należy jej przestrzegać. Przez 3 lata po transformacji nawet tak się działo. Koszty produkcji były względnie dobrze liczone przez rządzących. Następne lata już zarzynały gospodarkę. Koszty produkcji poszły bardzo mocno w górę, a ceny artykułów zostały na tym samym poziomie. Automatycznie wieś zaczęła ubożeć. Lata, kiedy Balcerowicz zaczął dusić inflację kosztem wsi, spowodowały, że wieś została zaściankiem Rzeczypospolitej. W mieście tego nie było widać. Ba, miasto widzi rolnika przez perspektywę sklepu. Jeśli w sklepie artykuły są cholernie drogie, to obciążają tym rolnika...

Czy były kiedyś jakieś konkretne reguły?

- Przez te 15 lat nigdy nie były wiadome i nigdy nie było wiadomo, czy przypadkiem człowiek się nie utopi finansowo.

Przez te 15 lat wierzyłem

Oprócz produkcji roślinnej - zboże, rzepak, buraki - mam trzodę chlewną, 1500 sztuk. Był okres, że chciałem ją zlikwidować, bo koszty produkcji były zdecydowanie wyższe niż ceny skupu żywca. Zlikwidowałem część. Człowiek był raz na wozie, raz pod wozem. Jeżeli mogę mówić, że mi się udało, to w tym sensie, że zawsze na czas płaciłem pracownikom i swoje zobowiązania. A - tak na marginesie - najgorsze jest jeszcze to, że firmy, które obsługują tę gospodarkę, kupując towar często nie płacą w ogóle. Przez 15 lat wierzyłem, że kiedyś to się zmienić i do głosu dojdą prawa ekonomii.

Bilans

Czego pan się dorobił? Samochód...?

- Mam starą renówkę z 1990 r.

Ale za to na koncie...

- Nic nie ma w banku. Kombajn kupiłem zbożowy, zachodni. Telewizor? Neptuna mam. Nie byłem na żadnym urlopie. Dom? Skromny, dawny służbowy. Wartość? Wykształcenie dzieci. Druga dziewczyna, Jolanta, kończy stomatologię na Akademii Medycznej w Gdańsku. Nie chciałem ich wiązać z wsią. Niech mają lepiej jak my.

Młodzież nie ma szans

Może teraz w Unii młodzież będzie miała szanse?

- Nie ma szans. Przykładowo - głupi problem - wyliczenia dochodu rolniczego z 1 ha na wsi. Z obecnych danych GUS-u wynika, że dochód z 1 ha wynosi około 46q (2200 zł) pszenicy z ha. Ja nie wiem, czy panowie w GUS-ie wiedzą, co to jest dochód. Ale przez ten rzekomy dochód dziecko wiejskie nie ma szans na "załapanie" się na jakąś akademię czy na internat, bo rolnik ma "wysoki dochód". Składałem interpelację przez biuro poselskie posła Kulasa. Przysłano mi odcinki Monitora Polskiego, gdzie jest podany dochód rolniczy. A ja chciałem odpowiedzi, jak on jest wyliczony.

Czy konsument wytrzyma podwyżki

Jesteśmy w UE. Co będzie się działo?
Myślę, że produkcja będzie ekonomicznie opłacalna. Rolnik będzie wiedział, za ile sprzeda swój dobry jakościowo produkt w określonym czasie. I wreszcie będzie mógł policzyć swoje wydatki. Jak dotąd mógł liczyć, kiedy nie wiedział, za ile to coś sprzeda? W UE będzie wiedział, czy produkcja jest opłacalna, i będzie wiedział, w co ma zainwestować, bo bez inwestycji nie ma dalszej produkcji. To będzie wartość, a nie dopłaty do hektara. Te dopłaty do ha już są wydane na droższe paliwo, środki produkcji, nawozy, części zamienne. Teraz dopiero otwieramy oczy. Widzimy, jak zniszczyliśmy swój produkt, który mógłby podbijać Europę. Dziwimy się na przykład, że podrożało bydło. Przecież odpowiedzialni ludzie doprowadzili do tego, że to bydło zostało zlikwidowane, bo ta produkcja była bardzo nieopłacalna. Unia ustabilizuje ceny, ale nie wiadomo, czy nasz konsument wytrzyma podwyżki cen artykułów rolno-spożywczych. Ceny mięsa wołowego czy wieprzowego są i tak już wysokie, i może nastąpić załamanie.

Wysłany przez kociewiak opublikowano środa, 23 czerwiec, 2004 - 20:42

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz