środa, 26 lipca 2006

Poniatówka - ostatni oryginał

BIETOWO. Wieś leży przy drodze ze Szteklina do Lubichowa. Polecamy wędrówkę tą drogą osobom interesującym się architekturą. Stoją przy niej poniatówki - kompleksowo budowane w powiatach starogardzkim i tczewskim domki z drewna wraz z zabudowaniami gospodarczymi. W jednym z takich domków, w stu procentach oryginalnym, mieszka Eryka Spychalska.

Rodzice (matka mieszkała w Lubichowie, ojciec pracował w Bietowie) kupili to obejście w 1938 r. - opowiada pani Eryka. - Ja się tu urodziłam. Poniatówek nastawiali przy tej drodze sporo. Ich mieszkańcy chodzili kiedyś na potańcówki do pałacu, który został zniszczony w 1945 roku. Układ zabudowań jest bardzo przejrzysty - domek, stodółka, chlewik.
Gospodarstwo pani Eryki liczy 19 hektarów. Przez długi czas Eryka Spychalska pracowała na nim sama.
- Kiedy miałam 4 lata, zmarł mi ojciec. Potem, gdy już podrosłam, zaczęłam gospodarzyć z matką. Ziemia ma od IV do VI klasy... Tak, dwie kobiety na gospodarstwie. Orałyśmy koniem (mieliśmy na początku dwa, później został jeden), hodowaliśmy krowy, świnie, gęsi, kury, kaczki, jak to na gospodarstwie. I tak 18 lat. Potem zostałam sama. Nie wyszłam za mąż. Zboże pomagały zbierać i wozić SKR-y. Ciągniki woziły za darmo do Jabłówka lub gdzie indziej. Kombajny to już był koszt. Przez długi czas sama musiałam zaorać, zabronować, zasiać, pielakować, jeździć na spędy. Najpierw furmanką z jednym świniakiem, czasami z dwoma. Później, ciągnikiem, można było wozić więcej. Ludzie się dziwili, kiedy byłam młoda, żartowali sobie ze mnie, ale ja się tym nie przejmowałam.
Podobało się to pani?
- Chciałam to robić. Z zamiłowania... Chociaż z początku to mi się tak nie podobało. Później to tak jakby już musiało być. Nie miałam zresztą wykształcenia i nie było gdzie robić. Młodsza o dwa lata siostra mieszka w Starogardzie. Dziś mam 64 lata. Teraz jestem na rencie, a syn Zbyszek gospodarzy.
Dostaliście dopłaty. Jest lepiej?
- Dopłaty... Zawsze coś.
Czy ten pani domek budzi czyjeś zainteresowanie?
- Już kilka razy ktoś tu robił zdjęcia. Nawet była telewizja, chyba kablówka. Przecież to oryginalna poniatówka. Jedynie zniszczyła się balustradka przy drzwiach. Jakaś pani chciała ją namalować, ale w końcu nie namalowała.
Pytamy rutynowo - żeby uświadomić mieszczuchom różnice między miastem a wsią - o wczasy. Była pani kiedyś?
- Nigdy nie byłam. Nie mogłam. Matka stara, a kto by się zajął gospodarką?
Jakiś dyplom pani za tę samotną heroiczną pracę na ziemi - matce pani otrzymała?
- (Zdziwienie) Nikt się tym nie interesował. Nic nie dostałam.
Co teraz? Ziemia przy tej drodze, blisko Szteklina (2 kilometry do jeziora), jest atrakcyjna. Może lepiej ją sprzedać?
- Ja teraz już nie decyduję. Jedynie syn może podjąć decyzję.
A teraz z czego pani żyje?
- Mam rentę 500 złotych. Mówiono mi, że jakbym przeszła na emeryturę, to dostałabym tyle samo. To nawet nie jest na opłatę skromnego mieszkania w mieście. A z czego brać jeszcze na życie?
Tu będzie biegła asfaltowa szosa i cena ziemi wzrośnie. Ile teraz kosztuje?
- Nie wiem ile.

Tak to wyglądało i wygląda życie w jednej z ostatnich, nieprzebudowanych poniatówek. A same zabudowania? Gryzie je niestety ząb czasu i już niedługo nie będzie czego pokazywać. Szkoda, bo to jedno z bardzo ciekawych dokonań w budownictwie w okresie międzywojennym.
Tekst i foto Marek Grania
1. Domek.
2. Chlewik.
3. Stodółką

Na podstawie Kociewiaka piątkowewego dodatku do Dziennika Bałtyckiego.

Wysłany przez kociewiak opublikowano niedziela, 20 luty, 2005 - 15:50

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz