środa, 26 lipca 2006

Opowieści pionierów

Pisaliśmy już o pionierach peerelowskich osiedli w Skórczu i Zblewie i o problemach, jakie teraz mają ich mieszkańcy. Dzisiaj przedstawiamy pionierów "osiedla młodych" (przeważnie taką mają nazwę) w Lubichowie.


- Ten teren było kiedyś gospodarstwo rolne państwa Laskowskich. Gmina to wykupiła. Kiedyś III klasa ziemi nie mogła być pod zabudowę. Po jednej stronie były typowe działki budowlane, a po drugiej stronie działki rolniczo-gospodarcze. Po jednej stronie liczyły 650 m2, po drugiej - 1200. Te rolnicze były znacznie tańsze. Kosztowały cztery razy mniej - mówi Urszula Hyż mieszkają przy ulicy Prusa. To druga ulica, jaka powstała na tym osiedlu. Pani Urszula pracowała wówczas w Urzędzie Gminy w Lubichowie i załatwiała "urzędowe" działki w 1974 roku. Pierwsze działki budowlane powstały przy ulicy Mickiewicza. Było ich dwadzieścia.

Solidarność rodzinna
Tak więc osiedle powstawało etapami. Każdy radził sobie sam. Nie wszyscy budowali w tym samym czasie.
- My budowaliśmy z żużlowych pustaków, bez żadnej izolacji - opowiada pani Urszula. - W pierwszym roku powstał stan surowy, w drugim dokończyliśmy. Pożyczkę wtedy udzielano do 110 m2, a my mieliśmy 140 m2. Mąż musiał podjąć działalność gospodarczą, żeby ją dostać. O materiały wtedy było bardzo ciężko. Wszystko było wydzielane przez naczelnika. My dostaliśmy 2 worki cementu i 10 pustaków. Gmina zakładała prąd. Wodę zakładał Urząd, ale to ludzie ponosili całe koszty. Nie było dróg, wszędzie leżała straszna glina. Zaczęliśmy się budować w 1974 roku, a w 1978 roku się wprowadziliśmy. Mieliśmy wynajętych murarzy, ale w większym stopniu przy budowie pomagała rodzina. Była solidarność rodzinna, mniej sąsiedzka. Gmina utwardzała drogę żwirem. Pierwsze chodniki zrobiliśmy w czynie społecznym. Wszyscy mieli szamba. Teraz dopiero, w listopadzie, będą zakładać kanalizację. Według Urszuli Hyż pionierem nad pionierami był Klin. Pierwszy się wybudował i pierwszy wprowadził. Nasza rozmówczyni zauważa też, że na tym osiedlu większość to byli rolnicy, którzy kupowali działki dla swoich dzieci. A więc już wówczas była tendencja do ucieczki ze wsi do miasteczka (tak traktujemy Lubichowo).

W wolne soboty głos betoniarek
Czesław i Maria Mieczkowscy pochodzą z gospodarstwa ze Szteklina. - Prowadziliśmy tam jeszcze gospodarstwo, ale już kupiliśmy działkę w Lubichowie. To było w 1974 lub 1975 roku. Żona pracowała na gospodarstwie, a ja więcej na budowie. Kiedy zabrakło cementu, to załatwiałem prosto u producenta. Ulica Mickiewicza, przy której mieszkamy, była pierwszą, przy której zaczęto budować. Była tu zwykła nieutwardzona droga, ucięta równo z domkami. Ale lampy dalej przygotowano. Wszyscy taplaliśmy się błocie. Jest tu jeden sklep spożywczy. Komisariat Policji powstał tu od dawna. Odkupili ten dom na komendę od Szwarca z Czarnego Lasu. Obiady przywoziła pani Maria. Mieli wtedy "Warszawę". Pomagały dzieci, sąsiedzi nie, bo każdy pracował na swoim. Każdy musiał kombinować i zdobywać materiał. Żadnych komitetów budowy ani zawiązków spółdzielni tu nie zakładano. W "wolne soboty" było tylko słychać odgłosy betoniarek. Przydziały były małe. Wodę trzeba było dowozić beczkowozem. Ja pomagałem każdemu majstrowi. Budowałem dom trzy lata. Nie brałem pożyczek. Hodowaliśmy wtedy gęsi, a na tym można było zarobić i uprawialiśmy ziemniaki. Ale wtedy wszystko można było sprzedać, bo na wszystko był zbyt Materiał kupowaliśmy na raty. Syn, stolarz, robił okna i drzwi. Brat, hydraulik, też pomagał. Na początku mieszkali tu nasi synowie. Potem, po oddaniu gospodarstwa w Szteklinie jednemu z synów, przeprowadziliśmy się my.
I warto było opuszczać wieś, gospodarstwo?
- Za gospodarstwem nie tęsknimy. Tam się bardzo ciężko napracowaliśmy.
A mieszkanie w bloku?
- W bloku nie wyobrażam sobie mieszkać - mówi pan Czesław. - Z gospodarstwa chcieliśmy przejść tylko na domek.

Budowałem przez 4 lata
Albin Machnikowski również mieszka przy ulicy Mickiewicza.
- Budowałem się w 1976 roku - opowiada. - Pochodzę z Osowa Leśnego. Kupiłem działkę od gminy. W miarę potrzeb dodawano ulice. Za swoją działkę dałem wtedy 19.100 zł. Miała 663 m2. Na tej działce był sad z drzewami owocowymi, jabłoniami. Była to jedna z droższych działek na tym osiedlu. Pracowałem wtedy w Spółdzielni Kółek Rolniczych jako ślusarz spawacz. Po ślubie zamieszkaliśmy z żoną w starej suterenie na poczcie. Raz kiedy żona otworzyła okno, wskakiwały żabki. Zamieszkałem tu jako pierwszy. Nie było prądu i wody. Zdarzały się rozmaite przeboje. Na przykład pijacy przecinali kable. "Fasą na szlufach" dowoziło się wodę. Materiały każdy kombinował jak mógł. Budowałem sam przez 4 lata. Dużo pomagał mi ojciec i rodzina. Wziąłem kredyt w wysokości 100 tys. zł. Sam sobie zrobiłem betoniarkę. Sąsiedzi? Jeden drugiego się radził. Zdarzało się też pożyczyć betoniarkę. Wysłany przez kociewiak opublikowano piątek, 26 listopad, 2004 - 12:53

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz