środa, 26 lipca 2006

Rozbudować wieś

Dyrektor tutejszej Publicznej Szkoły Podstawowej Mieczysław Cichon otrzymał nagrodę Wójta Gminy Lubichowo w dziedzinie inicjatyw społecznych.





Kilka słów o sobie...
- Urodziłem się w Lubichowie w 1959 roku. W rodzinie rolników; mój ojciec miał 13 hektarów ziemi. Skończyłem historię na Uniwersytecie Gdańskim. Jest z zawodu archiwistą. Uczyłem historii - dwa lata w "siódemce" w Starogardzie, potem w Lubichowie. Od 2001 roku jestem dyrektorem tej szkoły.
Z rodziny rolników... Na wsi w okresie PRL-u nie było pędu na studia. Pomimo punktów za pochodzenie. Pan jednak poszedł na uniwersytet. Skąd wziął się ten pana pęd do zdobywania wiedzy i wykształcenia?
- Dziadek mamy, Wojciech Rokita (z TYCH Rokitów) - miał trzy żony i dziesięć córek - zarządzał majątkiem w Bietowie. To on zaszczepił w rodzinie szacunek do wykształcenia. Ojciec na przykład miał wykształcenie rolnicze.

Jest pan z wykształcenia archiwistą. Teraz zapewne na rynku pracy jest zapotrzebowanie na archiwistów...
- Nie ma. Zatrudniają na jedną czwartą etatu, na pół, kiedy trzeba coś uporządkować w dużych firmach. Jakieś akta osobowe, sprawozdania, opisać duplikaty, uporządkować. To wszystko.
Wydaje się jednak, że jest mnóstwo materiału do uporządkowania. Choćby w szkołach - przenieść kroniki na płyty CD.
- Nie ma tak dużo. W zakładach pracy są materiały kategorii A i B. Te kategorii B leżą do 15 lat, a potem są niszczone. W szkole? Na przykład rachunki istnieją trzy lata.

Czyli archiwista nie utrzymałby się na z archiwizowania?
- W latach 80. istniały spółki złożone z archiwistów. Wpadali, robili porządek i brali "kasę". Robili to na zlecenie. Chcieliśmy w to wejść, ale wtedy rządzili tym starsi.
A ta archiwistyka wzięła się z jakiegoś pana młodzieńczego hobby? Lubił pan układać znaczki pocztowe, etykietki zapałczane?
- To przypadek. Miałem za młodu problemy z wymową, a w związku z tym pewne zahamowania. W Liceum Ekonomicznym wziąłem udział w olimpiadzie o wiedzy o Polsce i świecie współczesnym i dostałem się na olimpiadę ogólnopolską, co dawało wolny wstęp na politologię i historię.

Ale to, że jest pan archiwistą, zapewne przydaje się w szkole, gdzie niemalże czuje się cienie historii. Tu wszak uczyli się Paweł Wyczyński i Józef Milewski, uczył się Andrzej Grubba.
- Tak, to się tu czuje. Ta szkoła ma historię. Poza tym miała szczęście do budowlańców. Jest ładna. Budynek powstał w 1911 roku. Znalazłem butelkę w fundamencie stojącej obok szkoły stodółki. W tej butelce jest zapisana kartka z informacjami, kto tę szkołę budował. Potwierdza się to, co napisał o roku jej powstania Józef Milewski. Butelka była po winie "Pomerania"... Interesuję się historią lokalną. Piszę na przykład z Romanem Mechem książkę na 100-lecie Ochotniczej Straży Pożarnej w Lubichowie,

Szkoła to duży i ładny budynek. A ile jest uczniów?
- 156. Liczby z roku na rok aleją. Dojeżdżają do nas dzieci z Wdy - po likwidacji szkoły we Wdzie w 2001 r. - i dzieci z Mermetu i Smolników. Ale dwie trzecie uczniów jest stąd, z Zelgoszczy.
Dzieciaki dojeżdżają. Musiało tak być?
- Gdyby nadal była szkoła we Wdzie z klasami od 0 do VI, to uczyłoby się tam 30 dzieci. Czyli w klasie byłoby średnio pięciu uczniów.

A ile czasu zabierają tym dzieciom dojazdy?
- Z Wdy jadą 10-15 minut. Gorzej mają dzieci z tak zwanego "wydmuchowa" z Zelgoszczy, czyli z wolno stojących gospodarstw rolniczych. Niektóre leżą 4, 5 kilometry od szkoły. Dojeżdżający uczniowie nic nie tracą, a zyskują. Organizujemy w szkole dodatkowe zajęcia, kółka, SKS-y.
Nauczyciel ciągle w rankingach szanowanych zawodów plasuje się wysoko. Czy to nadal jest misja, a nie już tylko praca?
- Uważam, że misja.
Ale często można spotkać się ze zdaniem: odbębnił swoje godziny i poszedł do domu.
- To chyba bardzo rzadko. Nauczyciele sporo robią po lekcjach. Dodatkowo powoduje to reforma. Nauczyciel musi się wykazać i robić cos więcej. Trudno komuś, kto nie chce, stać z boku. Nie wypada.

Otrzymał pan nagrodę Wójta. Za organizację tych zajęć pozalekcyjnych?
- Myślę, że za to, co robimy też poza szkołą. Próbujemy rozbujać wieś. Szkoła bierze udział w dożynkach, idzie z wieńcem, który robi pani sprzątaczka. Ale są działania szersze. Otóż Zelgoszcz chce wejść do Programu odnowy wsi, na którym można wiele skorzystać. Sołtys chce w ramach tego programu robić boisko, ja przygotowałem strategię z czymś innym, bo kto na tym boisku by grał? W mojej strategii jest centrum sportowo-rekreacyjne we wsi - boisko asfaltowe, kort - i boisko do piłki plażowej przy plaży nad jeziorem Zelgoszczek, gdzie niestety rozrosły się trzciny. To jest w strategii, tylko żeby to Rada Gminy uchwaliła.
Korty tenisowe jakoś nie mają wzięcia. Ta dyscyplina ciagle nie może ruszyć.
- Ale u nas w gminie nie ma kortu.
W wielu wsiach strategie w ramach Programu odnowy wsi tworzą całe zespoły ludzi. Pan robi sam?
- Miejscowych nauczycieli jest mało. Ale wciągnę innych. Najpierw chcę ludzi do tego przekonać.

Strategia rozwoju wsi określa, jaka wieś będzie za 10 lat. Jak będzie Zelgoszcz za 10 lat?
- Może najpierw jaka jest dzisiaj. W sołectwie jest 900 mieszkańców, ale w samej wiosce tylko 350. Reszta mieszka na wybudowanich. Typowych rolników jest około osiemdziesięciu.
To bardzo dużo. Być może to najbardziej rolnicza wieś w powiecie.
- Ale chcielibyśmy, żeby za 10 lat ta wieś miała po części też charakter turystyczny. Blisko są Bory Tucholskie i w Zelgoszczy wyrasta osiedle domów letniskowych.

Z jakich dokonań w szkole jest pan najbardziej dumny?
- Choćby z tego, że w szkole zorganizowaliśmy przy pomocy "Kuźni" (zelgoski lokal, gdzie mają kuchnię - red.) dożywianie - bułkę, herbatę. Był na to przetarg. U nas w szkole nie ma niestety warunków, by urządzić kuchnię. Dożywiamy ponad 60 procent dzieci... Tak, poziom biedy jest bardzo wysoki. W Lubichowie na przykład dożywia się 40 procent.
Dożywia się na podstawie dochodów?
- Tak, rozpatruje się dochody. Dwie trzecie ludzi w Polsce żyje w ubóstwie, a już rolnicy całkiem cienko ciągną.
Wszystkie te przemiany w nich biją.
- Tak. A teraz zachodzi proces scalania gruntów i mniejsi upadają.
Co jeszcze ciekawego zaszło w szkole?
- W zeszłym roku powstała nowa sala komputerowa z 10 komputerami i laptopem z rzutnikiem. Otrzymaliśmy nowe meble do świetlicy, wykonano podjazd i łazienkę oraz salkę gimnastyczną. Ja pisałem programy, gmina robiła przetarg. Bardzo pomaga nam radny powiatowy Edmund Błański. Teraz staramy się o środki na elewacje, dach, wentylację. Co roku jest coś robione.

W Zelgoszczy - dużej wsi - wyraźnie brakuje kościoła. Chodzi nam tu o architekturę wsi. Kościoła jako oczywistego obiektu dominującego w pejzażu wsi.
- Już jest ziemia pod kościół. Ale budowa kościoła to delikatny temat. Zelgoszcz należy do parafii Czarnylas (gmina Skórcz) i jest problem, bo tamten zabytkowy kościół wymaga wielkich środków. Rysuje się konflikt. Miejscowi chcą mieć kościół u siebie. Tym bardziej, że do Czarnegolasu jest 5 km, a na "szago" (na skróty) 3 kilometry...
Mam też propozycję, aby odnowić cmentarz pocholeryczny. Pod koniec XIX wieku sporo tutejszych zmarło na cholerę. Taki cmentarz byłby miejscem pamięci, a nawet swojego rodzaju atrakcją turystyczną.
Not. M. G.


1. Mieczysław Cichon: Organizuję wszystko stopniowo. Niech ludzie zobaczą, że coś potrafię zrobić, to pójdą za mną. Foto T. Majewski.
2. Szkoła w Zelgoszczy ma swoją piękną historię. Foto T. Majewski
3. W tej zalakowanej butelce, znalezionej w fundamencie stodółki, jest list do potomnych z nazwiskami osób, które budowały szkołę. Przez szkło doskonale widać tekst. Większość budowlańców miała polskie nazwiska.

Za tygodnikiem Kociewiak - piątkowy dodatek do Dziennika Bałtyckiego.

Wysłany przez kociewiak opublikowano wtorek, 22 luty, 2005 - 14:15

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz