Mamo!
Byłam strasznie śpiąca. O niczym innym nie marzyłam, jak tylko położyć się do w moim łóżku i spać. Gdy w końcu moje marzenie się spełniło, omal nie dostałam zawału.
Zmęczona, po ciężkim dniu pracy, wróciłam do mieszkania. Wzięłam szybki prysznic i poszłam do sypialni. Położyłam się do łóżka. Gdy wzrok przyzwyczaił się do ciemności, dostrzegłam trzy rzeczy. Po pierwsze, szafa była otwarta na oścież, a większość ubrań leżało na podłodze. Po drugie, coś leżało za mną i było o wiele większe od mojego kota Alfreda. Po trzecie, jedyne czego mogłam użyć do obrony to wazonik ze zwiędłym tulipanem. Nawet nie zdążyłam racjonalnie przemyśleć mojej linii obrony, a już krzyczałam w niebogłosy. Wyskoczyłam z łóżka, dopadłam do włącznika światła, chwyciłam wazon i przyjęłam pozycję obronną, której nauczyłam się na kursie. Napastnik nie był taki szybki. Tylko otworzył oczy i ziewnął. Gdy spojrzał na mnie, uśmiechnął się szeroko i rzucił mi się na szyję z okrzykiem "Mama!". Byłam w takim szoku, że wypuściłam z dłoni moją jedyną szansę na ratunek. Wazon roztrzaskał się w drobny mak. Chłopak dalej mnie ściskał, powtarzając cały czas "Mama". Miałam kiepską pamięć, ale nie aż tak. Poza tym, wyglądał na mojego rówieśnika. Gdy w końcu wypuścił mnie z objęć, przyjrzałam mu się uważniej. Był bardzo wysoki. Miał ciemne, krótkie włosy i brązowe oczy. Na jego twarzy cały czas gościł ten sam uśmiech. Odezwał się pierwszy. - Mamo, ile można na ciebie czekać? Siedzę tu i siedzę - Zrobił krótką pauzę. - Jeszcze nie masz blizny - Spojrzał na zegarek i zmarszczył czoło - Powinniśmy zdążyć. Ubieraj się, idziemy.
To co było później, trudno opowiedzieć. Dostałam jakiegoś ataku paniki. Krzyczałam, szarpałam się. Paweł (jak się później okazało, tak nazywał się mój syn) uspokoił mnie trochę. Opowiedział mi, co się wydarzyło na jego 18 urodzinach. Jego ojciec, czyli mój mąż Łukasz, dał mu zegarek, dzięki któremu może się cofać w czasie. Jego misją było zapoznać mnie z moim przyszłym mężem. Nie do końca wiedziałam, o co w tym chodzi, ale jednego byłam pewna. Ten chłopak to wariat. Nie uwierzyłabym mu, gdyby nie to zdjęcie. Na komodzie leżała fotografia mojego taty. Miał na niej 19 lat. Przede mną stał jego sobowtór.
Im więcej Paweł odpowiadał, tym mniej rozumiałam. Nawet nie wiem, jak udało mu się przekonać mnie do wyjścia z domu o 2 w nocy. Najpierw pojechaliśmy na dworzec. Trochę się zdziwiłam, gdy kupił 2 bilety do Krakowa. W pociągu rozmawialiśmy głównie o mnie. Na pytania dotyczące na przykład tego, czy ma rodzeństwo, nie odpowiadał. 1,5 godzinna podróż minęła zadziwiająco szybko.
Byliśmy na miejscu. Staliśmy u szczytu schodów. Paweł podszedł do mnie i powiedział: "Mamo, kocham cię i przepraszam". Poczułam, jak spadam. Dalej niczego już nie pamiętam, z wyjątkiem pary zielonych oczu.
Idąc przez park rozmyślałam o wydarzeniach minionych tygodni. Pamiątkę po tym będę miała na całe życie. Blizna nad prawą brwią skutecznie przypominała mi, że w jakiś niewytłumaczalny sposób znalazłam się na dworcu głównym w Krakowie o 4 w nocy. Spadłam ze schodów i złamałam sobie rękę. Przy okazji podbiłam oko mojemu obecnemu chłopakowi. Gdyby nie ten incydent, pewnie nie byłabym teraz z Łukaszem. Tylko kilka rzeczy cały czas mnie zastanawia. Mam czarną dziurę w pamięci. Nie mogę sobie przypomnieć kilku godzin przed wypadkiem. Jedyne co pamiętam z tej nocy, to te piękne, zielone oczy, w których się zakochałam. Nawet nie chcę się zastanawiać, skąd ten bałagan w moim mieszkaniu. Myślałam, że to Alfred tak nabroił, ale jakim cudem otworzył szafę? Moje rozmyślania przerwała jakaś kobieta. Biegła za dzieckiem krzycząc "Paweł! Paweł wracaj!". Hm… Paweł. W sumie całkiem ładne imię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz