środa, 23 kwietnia 2014

PROGNOZA. Za rok na to Misterium Męki Pańskiej przyjadą tysiące ludzi

Byłem na plebanii w Osieku przy powstawaniu koncepcji Ciemnogrodu Wojciecha Cejrowskiego, uczestniczyłem w pracach nad powstaniem Festiwalu Gospel, podpowiedziałem wójt Barbarze Tomczak Święto Grzyba w Osiecznej. Przez lata uważanie obserwowałem, jak tworzą się, rozrastają (a czasami i upadają) imprezy. Śmiem twierdzić, że Misterium Męki Pańskiej, jakie zaproponował ks. Piotr Wietrzykowski, w przyszłym roku przyciągnie do Zblewa kilka tysięcy ludzi.









Jest u nas krótko. Przybył 20 sierpnia 2013 roku. Pochodzi z Prądzony, z okolic Bytowa. Ukończył seminarium w Pelplinie. Ma 28 lat. To jego trzecia parafia.

Rozmawiamy w gabinecie dyrektor szkoły w Zblewie Lucyny Błaszak.

- Dla mnie to misterium było czymś niezwykłym. Przy opisie zdjęć określiłem to widowisko jako monumentalne, oczywiście jak na Zblewo. Skąd taki pomysł?

Ks. Piotr Wietrzykowski: - To było moje marzenie, ale inicjatywa w większości młodzieży klasy trzeciej. Mówili: Zróbmy teatr, może Pasję. Spotkaliśmy się na próbie. Był styczeń. Ja to z początku hamowałem. Wątpiłem, czy jesteśmy w stanie to zrobić, bo było mało czasu. Do tego odpadały nam dni przez ferie zimowe.

- Fenomenalne miejsce. Łąka za szkołą, przy deptaku, skłon. Gdy przyjechałem, od razu uderzył mnie zapach trawy. Tak swojego czasu zaczęła się wielka impreza w Amfiteatrze Łąkowym w Osieku. Miejsce wydawałoby się oczywiste, tylko trzeba było na to wpaść. Kiedy ksiądz wpadł na ten pomysł?

- Często chodzę korytarzem w szkole i spoglądam na to miejsce, na duży plac dla młodzieży. Pomyślałem, dlaczego nie to miejsce... Ciężko jest zrobić Drogę Krzyżową w zamknięciu, w pomieszczeniu. Nie ma odpowiednich odległości i byłby problem z widownią.

- Wspomniał ksiądz o marzeniu. Skąd ono się wzięło?

- Byłem w Fordonie, w Dolinie Śmierci, na Misterium Męki Pańskiej i to było piękne. I też działo się na zboczach. Poza tym - myślałem - nie ma czegoś takiego w naszej diecezji. Uściślając, pierwszy raz w tym roku było w Lęborku, ale odegrane przez dorosłych. Misteria na ogół odgrywane są albo przy parafii, albo przez dorosłych.

- A skąd stroje, tak bardzo kolorowe na tle dzisiejszej jeansowej szarzyzny?

- Zwróciliśmy się z prośbą do okolicznych firm i zebraliśmy około 2 tysiące złotych. Na stroje wystarczyło. Część już była gotowych, a część uszyły pracownice Zakładach Odzieży Ochronnej w Lipnicy p. Labona. Togi apostołów, kapłanów, stroje płaczących niewiast - w sztuce grało około 40 osób - zrobiły same dziewczyny i mama Karoliny Kuśnierz. "Rzymianie" byli ze sklepu internetowego. Fakt, zrobiło się kolorowo.

- I niezwykła scenografia, rozciągnięta od deptaku aż po szkołę. Ależ to wymagało pracy...

- Postawiliśmy pięć obiektów: pałac Piłata i pałac świętego Arcykapłana Kajfasza, wieczernik, obok kryta strzechą chata, grota. Budowaliśmy te obiekty trzy dni. Zaczęliśmy w czwartek, skończyliśmy w sobotę. Robiła to klasa IIIa. To budowanie sprawiło im o wiele więcej radości niż same próby. Stelaż zrobiliśmy z listew, ściany z agrowłókniny, obiekty pokryliśmy strzechą zebraną na łąkach. Pałace postawiliśmy na dwóch przyczepach, które udostępnili państwo Gajewscy. Schody dorobiły zakład stolarski pana Peki i tartak pana Arendta. Był pan, który tego pilnował. Dużo pomagały panie katechetki. Elektroniką zajął się pan Jacek Gadecki.



- Tak mało czasu, a jednak wszystko wyszło doskonale. Ile godzin dziennie mieli próby?

- Jak ktoś mówił, że ma mało czasu, hamowałem. Bardzo dużo ćwiczyliśmy na lekcjach religii. Najwięcej prób było w ostatni miesiąc. A w sobotę mieliśmy od godziny 8 do godziny 18. Część robiła dekoracje, część ćwiczyła... Oni bardzo dużo wnieśli. Dyskutowaliśmy na przykład, czy pan Jezus ma mieć brodę, włosy. Doszliśmy do wniosku, że nie.

- Przygotowywała się cała klasa. Czy każdy może być aktorem?

- Myślę, że każdy, jeżeli czuje to, co ma grać. Sądzę tak po sobie. Nigdy siebie nie widziałem w żadnej sztuce, ale zostałem zmuszony do gry w roli głównej w zastępstwie. Nigdy nie byłem otwartym człowiekiem, takim, który dużo mówi, nigdy mnie nie ciągnęło na scenę, a jednak dobrze mi to poszło.

- A w jaki sposób ksiądz dobierał konkretne osoby do ról?

- Większość wybrała swoje role sama. Największy problem mieliśmy z Panem Jezusem. Nikt nie chciał zagrać. Była chyba bariera wstydu i chodziło o jej przełamanie. Namówiliśmy Kubę. On zresztą już grał w innych sztukach, między innymi w "Dziadach". Ale jak już zaczął ćwiczyć, to... - dotyczy to wszystkich - to w trakcie prób powoli stawali się aktorami.

- Zaaferowany widowiskiem, zwłaszcza sceną krzyżowania, robiłem zdjęcia. Nagle, gdy krzyż już stanął, z zdumieniem zobaczyłem, jak pękła widownia i skupiła się w półokręgu przy krzyżu. Czy to było zaplanowane?

- Absolutnie nie. To mogło nawet przeszkodzić w sztuce. Widownia była bardzo naturalna, reagowała spontanicznie. Trudno się dziwić. Sam widziałem to wiele razy i myślałem, że już nic mnie nie wzruszy, ale łezka się zakręciła. Widzowie byli wzruszeni, dużo ludzi płakało. A młodzi aktorzy też byli bardzo wzruszeni i zachwyceni. Przynieśli mi na lekcję tort. Dużo to w ich życie wniosło.

- Hm... Szkoda, że nie było to nagłośnione na zewnątrz. Myślę, że z samego Starogardu przyjechałoby kilkaset osób. Z drugiej strony... sam nie spodziewałem się czegoś tak pięknego.

- Ten spektakl będzie co roku i w tym miejscu. Ta sztuka jest wyjątkowa. Co innego przeczytać, a co innego oglądać.



Jakub Muller na spotkanie w GOK-u przyjechał rowerem. Chciałem usłyszeć, jak to wyglądało z punktu widzenia aktora, ba, aktora najważniejszego, grającego Jezusa.



- Czy występowałeś już w jakiejś sztuce wcześniej?

Jakub Muller: Grałem w Dziadach, Jasełkach, Opowieści wigilijnej, Weselu. W kościele jestem lektorem, a to też publiczny występ. Stres zaginął, nie mam tremy. Prezentuję średnio zaawansowany poziom gry amatorskiej.

- Jak to było z tą obsadą aktorską?

- Ksiądz powiedział, że chce zrobić Misterium Męki Pańskiej. Miał scenariusz. Przeczytaliśmy go na lekcjach religii. Zaczęło się wybieranie aktorów. Proponował. Widział, jaki mamy potencjał aktorski. Marię Magdalenę (Paulinę Rezmer) wziął, gdyż w Jasełkach grała postać poetki, poza tym jeździ na konkursy. Scenariusz się nazywał "Pasja oczami Marii Magdaleny" (jego autorką jest Aneta Antosiak - przyp. T. M.). I ta postać opowiadała scena po scenie, co się dzieje. Paulina miała długie fragmenty do mówienia. Ja miałem dostać rolę Kajfasza, ponieważ mówię trochę chaotycznie, ale nie słyszy się szumu głośnika. Tomasz Kłos został wybrany na Piłata. Jest postawny, wygląda jak dorosły... Ksiądz przedstawiał swoje propozycje. Aktorzy odpowiadali - tak albo nie.

- Miałeś być Kajfaszem. Co się stało, że zostałeś Jezusem?

- Mój kolega, Kamil Szwarc, też nadawał się do roli Kajfasza. Jest dobrym człowiekiem, ale charakterem przypomina Kajfasza, bywa porywczy.

- Więc kolega został Kajfaszem, a ty Jezusem?

- Nie, Jezusem miał być inny kolega, ale nie chodzi już do naszej szkoły, potem znowu inny, ale nie miał czasu, był jeszcze trzeci, ale zrezygnował, może dlatego, że krzyż był ciężki. Po tej rezygnacji ksiądz się oburzył, mówił, że to nieodpowiedzialne i misterium miało nie być. I ja się zgłosiłem. Powiedziałem, że mógłbym zagrać. Od początku chciałem być Jezusem, ale zgodziłem się, że będę grał rolę Kajfasza. Zagrać rolę Chrystusa to jest duży zaszczyt. Jezus był dobrym człowiekiem i mądrze mówił, i chciałem go naśladować. Myślałem, że bardziej zrozumiem jego nauczanie wcielając się w niego. Też dlatego, że nie chciałem, by zostało odwołane...



- Mieliście piękną przestrzeń sceniczną. Ile razy ćwiczyliście na tej łące?

- Ksiądz narysował na tablicy całą scenerię. Wymyślił przyczepy. Bez nich byłoby za płasko. Przyczepy podniosły pałace... Całościowe próby na łące, sklejające całe przedstawienie, mieliśmy dwie. Dotąd ćwiczyliśmy odrębne sceny. Scenę budowaliśmy przez ostatni weekend przed przedstawieniem. Zaczęliśmy w czwartek od godziny 16, a skończyliśmy o 22, w piątek tak samo, a w sobotę od rana do przedstawienia, do godz. 19, z przerwą na obiad. Jeszcze do godziny 21 sprzątaliśmy.

- Co czułeś, gdy ciebie prowadzono, krzyżowano i na krzyżu? Obserwowałeś reakcje widowni?

- Nie widziałem widowni. Na krzyżu miałem oczy przymknięte. Wczułem się w rolę, jakbym był na świecie około 33 lat po narodzeniu Chrystusa. Wczuwałem się w to, co mógł czuć Jezus.

- Wczuwałeś się i co?

- Było zimno, chyba z 5 stopni. Krzyż ważył więcej ode mnie. Ja mam 58 kg, a krzyż ważył około 70 kg. Miał metalową nogę. Jeszcze teraz mam ślady na barkach. Pomyślałem sobie o tym, jak Jezus niósł - jedna trzecia masy tego co mój.... Myślałem, co On mógł czuć i byłem zmęczony. Myślałem i zapomniałem, żeby krzyczeć, jak mi przybijali gwoździe. Myślałem wtedy, jaki to musiał być potworny ból, gdy wisiał na poprzybijanych gwoździach, a nogi nie stały na drewnianym kołku, tylko były przybite do krzyża.

- Mocno to przeżywałeś. A inni z zespołu?

- Oni przeżywali ten spektakl jak ja.

- Dobry sposób, jeżeli ktoś ma problemy z wiarą.

- U mnie nie. Stałem się osobą bardzo wierzącą, gdy przygotowywaliśmy się do sakramentu bierzmowania. Uwierzyłem.

- Ile razy mówiłeś?

- Cztery: u Piłata, ostatniej wieczerza, modlitwa w Ogrójcu i z krzyża.

- Ta łąka - pięknie miejsce do do takiego spektaklu. I chyba tylko takiego.

- Teraz to miejsce nabrało jakiegoś ducha, powagi. Co rok każda trzecia klasa będzie to Misterium przedstawiać.

- Na fb już się pochwaliłeś?

- Facebook? Nie. Jestem człowiekiem żywym. Niektórzy w internecie są fajni, ale niektórzy mają się za bogów. I oni robią krzywdę wielu ludziom z problemami.


Tadeusz Majewski

PRZEJDŹ DO GALERII ZDJĘĆ ZE SPEKTAKLU


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz