@
Na wieży zblewskiego kościoła (koło okienek albo pod śrubą krzyża - tak mawiała Agnieszka Szklarska) byłem pierwszy raz w 1954 roku i wydrapałem swój znak gwoździem - tym, który wisiał pod belką i pokazywał, jak wieża się chwieje. Agnieszka asekurowała mnie idąc niżej po stopniach drabiny, a na najtrudniejszym odcinku drogi (od tarcz zegara trzeba było pokonywać po małych szczeblach wbitych do belki i potem prawie pionową drabiną do okienek) prawie że "siedziałem na jej głowie. Potem musiałem milczeć długo, długo, bo Agnieszka zakazała mi o tym komukolwiek mówić. Kiedyś się wygadałem i Agnieszka z tego powodu dostała "burę" od wujka Szklarskiego. Wujek i ciocia zabierali mnie czasem do zegara i tam też jest zaznaczony mój pierwszy pobyt przy mechanizmie. Płomieniem świecy wypaliłem "SJ-1954". Mechanizm nakręcało się korbą z prawej strony u dołu podciągając ciężarki na linie, która nawijała się na bęben. Korba po nakręceniu była chowana z tyłu za "budką", która cała wykonana jest z desek z drzwiami zamykanymi na kłódkę.
Ekscytujące wspomnienia z dzieciństwa.... Przeżywam to bardzo, bardzo. Bardzo!
Janek Stachowiak
Jak widać widoki z góry dają na nie tylko niecodzienne wrażenia estetyczne (dotyczące np. architektury i urbanistyki), ale i sentymentalne, uczuciowe. Tym razem wspięliśmy, pod przewodnictwem dyrektor Marii Tomany (uściślając pani Maria nas asekurowała) na ozdobną wieżyczkę szkoły w Borzechowie. Wieżyczka jest stosunkowo młoda i oczywiście nie ma na jej drewnianym ożebrowaniu inicjałów.
Fot. Tadeusz Majewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz