wtorek, 21 lutego 2006

50-lecie koła PZW Pinczyn

Polski Związek Wędkarski liczy około 900 tysięcy członków. Gdyby nagle postanowił włączyć się do wyborów parlamentarnych, miałby duże szansę je wygrać (na bezrybiu politycznym i rak byłby rybą). Koło w Pinczynie - jedyne koło PZW w gminie Zblewo - liczy 94 członków, ale zrzeszeni w nim wędkarze

Prezesem koła PZW Pinczyn jest Janusz Sobiechowski, na co dzień właściciel rodzinnej firmy w Zblewie zajmującej się transportem międzynarodowym. W piątek rozmawiamy w jego biurze. Pan Janusz zaprasza w niedzielę, na zawody z okazji 50-łecia pinczyńskiego koła. Nad jeziorem Kazub (gmina Kaliska) będą walczyć zespoły ze Staro-gardu (koło Miasto), Skarszew, Kalisk i oczywiście z Pinczyna [reportaż z zawodów na innych stronach].

- Koło PZW w gminie Zblewo jest jedno, w Pinczynie -informuje prezes. - Zrzesza 94 członków. Kilkanaście lat temu było ich około 200, a 7 lat temu, kiedy wstąpiłem do tego koła, było 150. Tendencja malejąca, może dlatego, że 40 złotych za kartę dla młodzika to drogo. Inna sprawa, że młodzież ma teraz inne zainteresowania.

Pomimo to w kole jest 15 młodzików - wędkarzy od 12 do 15 lat.

Pan Janusz nadmienia, że prezesem jest od niedawna. Przed nim osiem lat prezesem był Konrad Wilkowski. Na zawodach, w obecności prezesa okręgu, dojdzie jakby do uroczystego przekazania funkcji. Prezes Sobiechowski wymienia spośród działaczy skarbnika Zenona Niemczyka i najstarszego członka Stanisław Lipkę.

Pinczyńskie koło ma pod sobą dwa jeziora - Piaseczenko koło Cisa i Deka koło Głodowa. Co to znaczy "ma pod sobą"? - Ano, zarybiamy, pilnujemy - wyjaśnia prezes. - To są obowiązki koła. Na przykład zarybiliśmy te jeziora szczupakiem (6 tysięcy). Ale łowić możemy w 33 wyznaczonych jeziorach - w powiatach starogardzkim, kościerskim, słupskim. Na terenie gminy Zblewo na wszystkich jeziorach, oprócz tych w dzierżawie. I prywatnych. Tam, pomimo że ktoś ma kartę, trzeba dodatkowo płacić.

Pytamy prezesa o zdanie na temat polityki dzierżawy i prywatyzacji jezior. Temat, który od dłuższego czasu niepokoi nie tylko wędkarzy, ale i wczasowiczów. Coraz częściej dochodzą do nas sygnały, że na tych jeziorach często prowadzi się gospodarkę rabunkową, Dodajmy do tego kwestię odgradzania dostępu do brzegów jezior i mamy całkiem nieciekawy obraz.

A sam prezes? Jakie ma wędkarskie osiągnięcia?

Janusz Sobiechowski nie ma za dużo czasu, na wędkę jeździ "dorywczo". Z największych ryb, jakie złowił, wymienia 4,80-kilo-gramowego karpia, szczupaka -2 kg, lina - 1,2 kg. Łowi tradycyjnie, na wędkę, spławik, na jeziorze Hutowe (gm. Nowe Polaszki). Raz udało mu się złowić w jeden dzień 11 sandaczy. Największa satysfakcja? Jak wyłowi się karpia. Ma siłę i "chodzi" po jeziorze. Z żyłką "osiemnastką" nie ma co walczyć. Po prostu rwie. Pan Janusz ze swoim największym karpiem walczył około 10 minut. Na koniec wyciągnął go podbierakiem.

- Z jednej strony to jest dobrze, że jeziora są dzierżawione i sprzedawane - mówi prezes - bo właściciele i dzierżawcy pilnują, żeby zarybiać. Czy tak jest istotnie? Zarybiają. Przykład - jezioro Orle, dostępne dla wędkarzy. Tam jest każda ryba. I bardzo duża, ale trzeba zapłacić 20 złotych za godzinę albo 100 złotych za dzień. I... można zabrać tylko jedną rybę. Prawdą jest też, że polityka dotycząca jezior jest nieuporządkowana. Weźmy jezioro Kazub (gmina Kaliska — przyp. Red.) jest ogrodzone. Ktoś kupił ziemię i tak ją ogrodził, że odciął brzeg. Straż rybacka rozebrała ogrodzenie, ale ten ktoś postawił je na powrót.

- Jak ktoś nie ma ogrodzenia, to go nie okradną - cytuję żart, jaki usłyszałem po drodze. Żart może tu nie na miejscu, bo ten ktoś kupił nie Kazub, a ziemię nad jeziorem. A jezioro grodzi jak swoje.

Na zakończenie prezes jeszcze raz zaprasza na zawody. Będzie brał w nich udział Janusz Szefler, najlepszy w naszym kole — zachwala. - W zeszłym roku wyłowił 4,5-kilogramowego szczupaka na spining na jeziorze.

Uśmiecham się sceptycznie. Każdemu laikowi w sprawach wędkarskich wydaje się, że mistrzostwo w tej dyscyplinie sportu (?) to czysty przypadek. W niedzielę zobaczymy tego Szeflera. Na razie jedziemy do sąsiedniej gminy Kaliska, do prezesa tamtejszego koła PZW.

(tm)

Na podstawie Tygodnika Kociewiak 2000 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz