czwartek, 23 lutego 2006

Gimnazjum dwu narodów

Motto:
Początek zastanawia -
Przystępujemy doń z zapałem
Chociaż ostrożnie:
Tak -jak się wchodzi w nieznajome morza

Fragment wiersza "Roztropność początku" z tomiku "Pan pejzażu" Jana Majewskiego

Przypadający w tym roku, uroczyście obchodzony (8-10.09) jubileusz 120-lecia istnienia gimnazjum starogardzkiego ma dla Kociewia szczególne znaczenie.

W latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia w umysłach ówczesnych światłych i majętnych obywateli miasta zrodziła się myśl powołania do życia szkoły mającej ambicję przygotowania do studiów wyższych młodzieży z regionu Kociewia. Bogacącemu się mieszczaństwu pruskiemu, kociewskiemu, a także pochodzenia żydowskiego przyświecały szczytne cele. Fundatorzy gmachu gimnazjum przy obecnej ulicy Hallera 34 umieścili w dniu oddania go do użytku (17.04.1884 r.) nad jego głównym wejściem napis: "Gott und den Musen dem Vaterland sie dieses Haus auf immer zuerkannt" ("Bogu i muzom i ojczyźnie dom ten na zawsze przeznaczon").

Zaszczytu odsłonięcia tablicy państwowego gimnazjum, noszącego u swego zarania imię Królewskie Fryderykańskie Gimnazjum w Starogardzie, dostąpił jego pierwszy dyrektor, dr Heinze. Drugim, na krótko, został Wilhelm Wapenhensch. Po nim, od roku 1890 do 1904, dyrektorował dr Domke. Kolejnym dyrektorem został Robert Eins. Człowiek o wielkich zaletach duchowych, cieszący się uznaniem społeczności miasta. Zasłużył się w sprawie rozbudowy i doboru kompetentnego grona pedagogicznego. Gdy obejmował swe odpowiedzialne stanowisko, gimnazjum liczyło 204 uczniów różnych nacji i wyznań.

Z liczby tej 63 uczniów było katolikami, co odpowiadało mniej więcej liczbie uczących się dzieci z rodzin polskich. Spośród wielu z nich należy wymienić: Władysława Balewskiego, braci Bogdana i Wojciecha Jacobsonów, Antoniego Kowalskiego, Bolesława Paluchowskiego, Klemensa Przewoskiego. Przyjaźnie, zawarte w okresie nauki pomiędzy Polakami i Niemcami, przetrwały lata. Trzeba w przededniu jubileuszu o tych kilku faktach z początku działalności zasłużonej dla regionu placówki oświatowej pamiętać.

W artykule redakcyjnym "Zapisków Kociewskich" (nr 1-2,2000 r.) napisano: "(...) Zbliżamy się przecież do II Kongresu Kociewskie-go, który ma ocenić stopień realizacji uchwały kongresowej sprzed 5 lat, określić kondycję Kociewia u progu XXI w. i wyznaczyć perspektywę naszego być albo nie być w lokalnej przestrzeni pomorskiej, w kraju, a może już w zjednoczonej Europie ojczyzn."

Jak dalekosiężny wpływ wywarła działalność starogardzkiego gimnazjum na mieszkańców Kociewia, można prześledzić na jednostkowym, wszak zapewne nieodosobnionym, przykładzie.
W roku 1904 jedna z wielodzietnych rodzin starogardzkich (ośmioro dzieci) straciła swego męża i ojca, Hermana Adolfa, murarza z zawodu, budowniczego m.in. szpitala przy ul. Hallera. Wdowa po nim, Franciszka, zostawszy bez środków do życia, jęła się wszelkich prac w zakresie prasowania, prania bielizny, firan, serwetek. Jednym z pierwszych klientów jej zakładu został dyrektor gimnazjum, dr Heinze. Pracowitość wdowy, solidność, słowność i uczciwość świadczonych usług zjednywały jej coraz to nowych klientów.

Wśród rodzin korzystających z jej usług byli m.in. Wiechertowie, Munchałowie, Goldfarbowie, Nagórscy. Nic więc dziwnego, że wśród gromadki dorastających dzieci, z których najstarsze dziewczęta, uczennice pruskiej szkoły podstawowej, po lekcjach stawały przy desce do prasowania lub ramie do prężenia. Obcując na co dzień z klientelą z wyższych, małomiasteczkowych sfer, kształtowały swoją świadomość, myśląc o podjęciu w przyszłości nauki w renomowanym gimnazjum.
Jednakże walka o byt, zwłaszcza pogorszenie się sytuacji materialnej z chwilą wybuchu I wojny światowej, odsunęły na dalszy plan marzenia młodzieńcze, napawając je uczuciem melancholii.

Zmianę przygnębiających nastrojów miał przynieść rok 1920 i uzyskanie przez Polskę, po latach zaborów, upragnionej niepodległości. Dotarła ona na ziemię kociewską wraz z wkroczeniem Błękitnej Armii pod dowództwem gen. Józefa Hallera. Jednak na naukę w polskim gimnazjum było już za późno. Dorastającym sierotom nie dane-było się kształcić.

W wolnej Polsce klientela zakładu usługowego poszerzyła się o pierwszego dyrektora gimnazjum, Puppela, a następnie o Bruskiego i innych znanych i szanowanych starogardzian: Raszeję, Hermanna i miejscowych kupców.
W roku 1934 z okazji jubileuszu 50-lecia oddania do użytku gmachu przy ul. Hallera odsłonięte w jego wnętrzu tablicę upamiętniającą absolwentów gimnazjum z lat 1887-1914, poległych w latach I wojny światowej. Wśród nich byli m.in. Lothar Eins, syn pierwszego dyrektora, dwóch synów sędziego Kopischa i trzech synów powiatowego radcy szkolnego Kakuta. Po roku 1945 tablicę usunięto.

W okresie międzywojennym w gimnazjum tradycyjnie uczyła się młodzież różnych wyznań.

Od roku 1940, już po zbrodniach popełnionych przez faszystów na ludności polskiej i mniejszości żydowskiej, m.in. w Szpęgawsku, Piaśnicy i innych miejscach kaźni, po opuszczeniu gmachu przez wojsko wznowiona została działalność dydaktyczna. Na czele gimnazjum zwanego "Oberschule" stanął dyrektor Bruno Zerull. On również stał się klientem obrosłego w tradycję mieszczącego się niedaleko gimnazjum, tuż nad "Fersą", zakładu krochmalenia kołnierzyków w białym domku przy ul. Chojnickiej 18.

Dziś w tym miejscu znajduje się skwer i pomnik poświecony Florianowi Ceynowie. Wprawdzie od roku 1938 założycielka firmy, Franciszka, już nie żyje, ale po niej przejęły zakład jej córki Salomea i Marta oraz wnuczka Urszula. One to, borykając się z trudami dnia codziennego - samotne kobiety - podczas gdy ich bracia i mężowie walczyli na różnych frontach II wojny światowej, często po przeciwnych liniach frontu, opiekowały się gromadką dzieci kolejnego pokolenia Kociewiaków. Marzyły, jak ich rodzice, o lepszym losie dla swych pociech. Droga ku temu wiodła, czuły to instynktownie, przez gimnazjum.

Tymczasem "Frau Helga", żona dyrektora Zerulla, przynosząc stosy koszul, półkoszulków i kołnierzyków do prasowania, wymieniała z właścicielkami zakładu uwagi na temat toczącej się wojny. Pierwsze dwa lata pełne były sukcesów "Wehrmachtu" na wszystkich kierunkach natarcia. Po porażce stalingradzkiej w 1943 roku na twarzy pani Helgi zagościł smutek, wręcz trwoga o dalsze losy jej rodziny i ojczyzny.

Podczas gdy ona zwierzała się ze swych trosk, jej małżonek, pedagog starej daty, absolwent Seminarium Pedagogicznego w Hannowerze, trzymający w dłoni staroświecką laseczkę ze srebrnym uchwytem w kształcie lwiej głowy, oparty o balustradę stalowego mostu, spinającego swoim półkolistym przęsłem brzegi Wierzycy, wpatrywał się z lubością w odbijającą się w czystych jeszcze wówczas wodach Wierzycy zachodnią przysadzistą fasadę starogardzkiej XIV-wiecznej fary. Do jego uszu dochodził brzęk pił stolarskich z sąsiadującego z mostem zakładu stolarskiego Brunona Holza. Pod mylącym szyldem firmy istniejącej od XIX w. "Bau und Mobel Tischlerei" (stolarnia budowlana i mebli) produkowano w ścisłej tajemnicy wyposażenie wnętrz dla łodzi podwodnych, które wypływały na swe krwiożercze łowy z gdyńskiej stoczni wojennej. Może dyrektor rozmyślał o rychłym końcu swej kariery pedagogicznej w tym tak odległym od rodzinnego Hannoweru małym miasteczku na rzeką "Fersą"? Wkrótce musiał opuścić swe spokojne, jak na czasy wojny, stanowisko, o czym nie omieszkała poinformować Kociewiaczki od żelazka z "duszą" jego zatroskana żona. Dyrektor Zerull po wielu przeżyciach wojennych zmarł w Hannowerze w roku 1969 w wieku 72 lat.

Pomimo piętrzących się trudności starogardzką "Oberschule" w roku 1943 opuściło 130 abiturientów.

O nauce w jej murach marzył przedstawiciel trzeciego pokolenia Kociewiaków, których byt uzależniony był w pewnej mierze od chlebodawców rekrutujących się spośród elit białych kołnierzyków: nauczycieli, urzędników, księży, fabrykantów, przedstawicieli wolnych zawodów obowiązywało noszenie białych koszul, sztywnych kołnierzyków, mankietów itp. (cdn.)

Hubert Pobłocki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz