wtorek, 7 lutego 2006

Kabaret Pod Pekaesem

Na widowni w Sucuminie co i rusz wybuchały salwy śmiechu. Występował kabaret "Pod Pekaesem"






Justyna, ach Justyna! (tytuł prasowy)

Kociewiak - jak podaje "Słownik regionów w Polszcze" - to "człek ponury, zamkły w sobie, nieufny, do krytyki swego pana nieskory".
Ta słownikowa definicja tłumaczy, dlaczego w naszej części regionu mamy tylko jeden poważny kabaret (o ile kabaret może być poważny). Nazywa się, jak wszyscy wiedzą, "Ciężko było, będzie lżej". Chłopaki od lat mają ciężko - dzielnie walczą z regionalnym ponuractwem, ale - nie ukrywajmy - ich już nieco ograny repertuar to w satyrze grzech największy. Na szczęście pojawiła się Justyna! Czy ta czarnooka dziewczyna będzie gwiazdą kociewskiego kabaretu? Może. Ma ku temu wielkie predyspozycje.

Te oczy obserwują

Zabłysła podczas imprezy Koła Gospodyń Wiejskich w Sucuminie. A na co dzień? Na co dzień nazywa się Justyna Heksel i mieszka w Sucuminie. Pracuje - na co dzień - jako... pedagog w Ochotniczym Hufcu Pracy w Starogardzie. Na co dzień ludzie myślą, że jest osóbką poważną, to znaczy, że jak każdy inny, tak zwany normalny człowiek postrzega otaczający ją świat w smętnych jak garnitur barwach. Ale to dobry kamuflaż, maska. Te czarne oczy uważnie obserwują, więc miejcie się na baczności. Wszędzie - w pracy, w sklepie, na przystanku PKS. Ona - jak rasowy satyryk - w najmniej oczekiwanych miejscach dostrzega komizm sytuacji, wyłapuje strzępki rozmów, notuje w pamięci życiowe gagi. To jej pierwsze źródło do kabaretowych dialogów. Drugie? Oczywiście papka, jaką nieustannie karmią nas media: telewizja i gazety. Jedno zmiksowane z drugim daje teksty. Niezłe. Aktorzy? Wiejska młodzież.

Próby mają w jej domu

Zespolik powstał dwa lat temu. Nazwa była oczywista - "Pod Pekaesem". Bo tam - być może - Justyna dowiaduje się najwięcej o życiu. Próby mają w jej domu. Czołowymi aktorami są Jan i Teresa Gmer. Na sobotnie przedstawienie zostali oczywiście odpowiednio ucharakteryzowani. Występowi towarzyszyły salwy śmiechu. Żart był rubaszny, ale o to chodzi w kabarecie - o siermięgę, jajo, absurd, broń boże jakieś "ą" i "ę". Jak to wyglądało? Spróbujmy ten występ opowiedzieć.

Przede wszystkim polityka



Scena. Na scenie znak - przystanek PKS. Pierwszy śmiech. W kierunku widowni idzie Antoni (Teresa) w kapeluszu. Wchodzi na dechy sceny, siada na krzesełku. Po chwili dochodzi Klementyna (Jan). Będzie gadka, to oczywista. O czym? A o czym ludzie mówią na przystanku PKS? (Ciekawe, czy ktoś robił na ten temat badania.) Być może przede wszystkim o polityce, potem o seksie, oczywiście o aktualnościach - tych wiejskich i tych globalnych. Przytaczamy, o czym mówią na przystanku PKS w Sucuminie.

Putin - Rasputin

Klementyna: Cześć Antek. I my znowu spotykamy się na tym przystanku. Patrz - ta cholerna zima, mróz i wiatr. A wiesz, że to wszystko przez tego Rasputina?
Antoni: Chyba Putnina...
Klementyna: No mówię, to przez niego. Zakręcił kurek do tych gazów i tera te ich wiatry na nas leco.
Antoni: Nie!
Klementyna: No ci mówia, w "Fakcie" pisali. A ty wiesz? W tym telewizorze to kłamno ludziom w żywe oczy. Wiesz co oni gadali? Że ten Rasputin je przystojny i że tak wszystkie Ruskie myślo! Ja wiem, że tam je cholernie zimno, ale jeszcze nie słyszała, żeby komu oczy zamarzli!!! Ja żem powiedziała o tym Rasputinie mojemu Wicusiowi.
Antoni: ...Putinie.
Klementyna: No mówię, o Rasputinie, że on przystojny. A mój Wicuś trochę się zeźlił i gada: Głupia kobieto. Jakbyś miała tyle promilów alkoholu we krwi, to też by ci się wydawało, że ten Putin to je piękny jak sam nasz Aleksander (już z ex zresztą). Patrz, co ta wódka może z człowiekiem zrobić.
Antoni: Poniżyć!!!
Klementyna: No nie mów. Mój Wicus dla zdrowotności czasami wypije, bo wiesz, to pomaga. Piwo na łysienie, wino na trawienie, gorzałka na poty i miód na suchoty.
Antoni: Ten ma zdrowie, by się leczyć!

Dudek mógł wpuścić

Musi być oczywiście też o Unii Europejskiej, sporcie, obyczajach.
Klementyna: A ty wiesz? Oni gadali, że ta mumia europejska to będzie nam dawać, a oni chco nam wziąć. To so świnie, te angole. A ten nasz Dudek to im mógł wpuścić wszystkie gole, to by może zaczęli nas szanować.
Dalej Klementyna i Antoni dają wyraz oburzeniu, że sprowadza się do Polski nieprzyzwoite wyrazy (bo angole na "ważny" mówią "impotent", na "krowę" "kał", a na "sześć" - "sex").

Trochę o modzie

Nie może w takim dialogu zabraknąć moherowych beretów.
Antoni: (Klementyna poprawia beret) Klementyna, co ty przy tej czapce grzebiesz, jakby cię głowa uwierała?
Klementyna: Przy jakiej czapce? Wy, chłopy, nic na modzie się nie znacie. Toć to ostatni krzyk mody. Wszędzie o tym gadają. W telewizji, w radiu, w gazecie. To ostatni hit - całkiem nowy elegancki i wygodny beret moherowy!!! Wiesz, Antoni, zawsze marzyłam, żeby wyglądać jak Jolanta - pierwsza żona Kwaśniewskiego.
Antoni: No i co?
Klementyna: No i wreszcie tak wyglądam!!!
Kierowca nie nadjeżdża. Pewnie pomylił drogę i jedzie do Starogardu przez Rokocin, bo te kierowcy to są zakręcone jak koń na światłach. Rozkład ukradli.

O planowaniu rodziny

No i oczywiście musi być o przyroście naturalnym. Przecież o tym się mówi. Do akcji wchodzi Zakonnica (Justyna).
Zakonnica: Szczęść Boże!
Antoni: O Jezu!!!
Zakonnica: Tylko wierna sługa. Siostra Lukrecja ze Zgromadzenia Niepokalanego Poczęcia.
Siostra przyjechała na misję do Sucumina, bo dotarły wieści, że tu rodzi się bardzo mało dzieci. Przyjechała dać szereg prelekcji na temat planowania rodziny. Po drugie - przyjechała, bo w zgromadzeniu coraz ich mniej, starzeją się. Może ktoś ze wsi przyłączy. Problem braku dzietności też nurtuje Klementynę. W związku ze zbyt małym przyrostem naturalnym na wsi ("przyrodzeniem") wybiera się do miasta, by założyć firmę - agencję.
Klementyna: No u Polaków to przyrodzenie coraz mniejsze nie? Ludzie coraz starsze, a wnuków jak nie widać, tak nie widać. Niektóre to nie mają szans dziadkami zostać. A w Sucuminie imprezy dla dziadków. I co? Dziadkiem nie jesteś, nie idziesz. Renta dostaniesz i co? Nie masz komu rozdać. I co? Przykro, nie?!!!
Po tym dialogu na scenie pojawia się firma "Wnuki do wynajęcia". Dochodzi do prezentacji modeli wnuków: wnuk sportowiec, wnuk aniołek, wnuk terrorysta, wnuczka królewna, wnuk mądrala, wnuk dla dziadka kombatanta.



Sucumin, ach Sucumin...

Na scenę wchodzi Justyna. Tym razem w stroju? Cos jakby z początku XX wieku. Śpiewa. Ma przyjemny, srebrzysty głos.

W pewnej wiosce, w której zawsze słońce świeci
Gdzie ludziska się potrafią dobrze bawić
W roku się rodziło bardzo mało dzieci
No i trzeba było w końcu to naprawić

Sucumin, ach Sucumin, to jest nasza wioska Sucumin
Ile gwiazd na niebie ma noc
Taką wspomnień mamy moc
Sucumin ach Sucumin, to jest nasze miejsce Sucumin

Czy będzie gwiazdą?

Porozmawialiśmy z Justyna w kuluarach, gdzie musiała zmyć z twarzy Klementyny kolory (zabrał się za to cały sztab ludzie), bo przecież "on nie może tak iść do domu". Dziewczyna wie, że te jej teksty świetnie bawią, a więc mają swoją kabaretową wartość. I bawiłyby nie tylko tutaj. Chciałby się spróbować gdzieś poza Sucuminem. Może w Starogardzie, a potem - kto wie? Inna sprawa, kogo to obchodzi, żeby w stolicy Kociewia żył kabaret? Tych ponuraków - Kociewiaków? Jakieś dramatyczne przedstawienia, koncerty - to może jeszcze tak, ale podśmiewajki? Czy to w ogóle można nazwać sztuką?
Tadeusz Majewski

PS. "Słownik regionów w Polscze" oczywiście nie istnieje. (Piszemy o kabarecie, więc możemy sobie pożartować.)

foto
1. Na początku na rozgrzewkę trochę śpiewu i tańca. Fot. Kamila Sowińska

2. Klementyna i Antoni na przystanku PKS w Sucuminie. Fot. Kamila Sowińska

3. Justyna w roli zakonnicy. Fot. Kamila Sowińska

4. Modele wnuków. Fot. Kamila Sowińska

Magazyn Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz