niedziela, 12 lutego 2006

Borzechowo. U Jędernalików

Borzechowo, sobota. Obejście sołtysa Jędernalika, "Edwarda od urodzenia" - żartuje jego żona Rena. Siedzimy w cienistej altance nad pudłem zdjęć. Rozmawiamy o tym i o owym.

Rena Jędernalik (radna gminy Zblewo): Kadencja się kończy. Ja będę głosować na Trawickiego, bo przedrzeć się do Warszawy z takiego Zblewa nie jest tak łatwo. Każdy działacz polityczny, który ze wsi idzie do Warszawy, to naprawdę ma ciężko. Znam warszawski sposób myślenia. Zanim on się rozejrzy, zanim porobi znajomości, wejdzie w to środowisko, to minie jakiś tam czas. Jedna kadencja, jak on był posłem, to teraz zaczyna procentować. Przetarł ścieżki, dotarł do... Nie wiem do kogo, ale ma znajomości. Teraz wie, gdzie do kogo pukać. Nazwisko też jest znane, chociażby z tego, że Urban go opisał. Reklama różne ma oblicza. Europejczykiem jest trochę. Gajewski albo głosował przeciwko, albo wstrzymywał się od głosu. A powinno się mieć jakąś receptę. Jeżeli ja coś krytykuję, to powinnam pokazać, jak ja to zrobię lepiej .

A jak się żyje na wsi?
Edward Jędernalik: Żyje się. Kto chce pracować i kto umie pracować, ten żyje bardzo dobrze. Nie pójdzie po dziesięć groszy prosić. Z obojętnie jakiej sytuacji każdy dobry gospodarz umie wyjść. Nie żyje się tak jak za Gierka, ale żyje się na normalnym poziomie. Byka się sprzeda i dalej jedzie. Albo z tym nowym domem (sołtys wskazuje na nowy dom, budowany obok nich dla córki i zięcia)... Firma za pokrycie gontem papowym chciała 8 tysięcy, a ja z zięciem cały dach sami robimy. A za te pieniądze na położenie gontu to się go właśnie kupi. Jak sobie nie dam zrobić, jak ja sam umiem. Budowa była zaczęta pod koniec września ubiegłego roku, a teraz co widać?

A wasz dom? Jak długo powstawał?
E.J.: Dom budowaliśmy sami. Cztery lata, co się wprowadziliśmy. Ale ciągle w nim coś robimy. W tym roku zrobiliśmy łazienkę w piwnicy. Teraz okna muszę wymieniać.
R.J.: Ja na ten dom miałam 100 tys. złotych kredytu jako nauczyciel na jeden procent i co kwartał wpłacałam ratę 1130 złotych. I tę ratę dostawałam ze szkoły, bo zrzekłam się służbowego mieszkania. I za te 100 tys. postawiliśmy stan surowy. Uczyłam języka polskiego i historii. Dyrektorka szkoły i paru radnych, Roman Krzemiński, Fruschmut, Kośnik, Anna Rożek, Daniela Gołuńska (ci dwoje z poprzedniej kadencji) są moimi uczniami. To zabawne, na sesjach siedzę jako radna ze swoimi byłymi uczniami... Nowy dom jest dla córki Celiny i jej męża Dariusza. Oni to budują. My pomagamy .

Maż jest spod Bydgoszczy?
R.J.: Mąż jest z Borzechowa. Życiorys ma prosty: w Borzechowie się urodził, w Borzechowie mieszka. Urodził się przy ulicy Kociewskiej 2. Jego ojciec, Franciszek, był piekarzem.. Przed wojną i w czasie okupacji miał prywatną piekarnię, a po wojnie sklep. Przez całą okupację Niemcy piekarni pilnowali, ale teściowa, Marta Jędernalik, od frontu dawała chleb. Niemcom dawała wódkę, a Polakom przez okno chleb. Gospodarze przywozili po cichu zboże, jeździli do młyna, robili mąkę. Nad piekarnią przechowywali dwie Żydówki.

Panie Edwardzie, jak to było z tymi Żydówkami?
E.J.: Moi rodzice, Franciszek i Marta Jędernalik, przyjechali tu w latach 30. Żydówki były w czasie wojennym nad piekarnią, na poddaszu, nad strychem. Tam tylko można było leżeć. Tam miały spanie. Jedna miała ze 30 lat, druga koło 40. W nocy wychodziły za swoją potrzebą, na górze się wypisiali. One były gdzieś pół roku. Nosiłem im zawsze wieczorem picie i jedzenie. Byłem wtedy gówniarz, urodziłem się w 1938, a wtedy miałem z 6 lat. Po wyzwoleniu zostały wypuszczone. Pamiętam, że one przyszły boso \ zimą przyszły, nogi odmrożone miały, mama je leczyła. Gnali je jak bydło.

Niemcy je gnali?
E. J.: Niemcy, ale tutaj Niemcy byli takie - za Polakami stali. Cała moja rodzina stała pod murem, a Niemiec Knupa nie pozwolił nas zabić. Czy ja wiem za co? Przyjechali i pod mur. Rodzina Rudowskich, wywłaszczona, była też pod murem. "Feliks małpa musi buksy" \ tak go nazywaliśmy, bo nienormalny był, chodził i tak mówił... Jak się nazywała garbata Jadzia? Słomska. Feliks Słomski. Oboje zabili.

A co z tymi Żydówkami?
E.J.: Jak weszli Ruscy, to Żydówki wyszły. Podziękowały, powiedziały mamie, że się wywdzięczą i za progiem wyrzuciły adres. A siedziały tyle czasu... O, pan Kolbusz (do altanki wchodzi Tadeusz Kolbusz, właściciel Kolteksu) przyjechał. Dzięki niemu Borzechowo jest czyste, ale opisz to wokół hydroforni. Należy do gminy; płot rozwalony, trawy nikt nie kosi. A to wies turystyczna... To była jedna rodzina. Wszyscy gospodarze. Jędernalikowi drzewo wozili, bo chleb był robiony na drzewie. Trzeba wojny, żeby sobie pomagali. Hany Kamiński miał rzeźnię - dzieciakowi pęto kiełbasy założył i jeszcze powiedział "smacznego". Z 40 procent Niemców było. Dobre były Niemcy. Tylko dwóch było szupo. To był wyjątek.

Długo jest pan sołtysem?
E. J.: 12 lat. Ludzie mnie wybierają. Ja nie chcę być sołtysem, a ludzie wybierają. Jak sołtys trzyma krótko, jest dyscyplina, to wybierają. Podobnie jest w Piecach. Świat lubi porządek, a dupa lubi bat.
R.J.: Kto ma miękkie serce, to musi mieć twardą dupę. Tak się mówi inaczej.
E. J.: A teraz wystartuje na radnego. Borzechowo, Bukowiec i Radziejewo, Wirty, Jeziornik - to na mnie będzie głosowało .

A jak tam Unia Europejska? Nie boicie się tego wejścia?
E. J.: Ale jak wejdziemy do UE, to tę przedwojenną niemiecką część Borzechowa mogą wziąć Niemcy. Żydzi już żądają swoich działek w Warszawie. Tak samo będą i Niemcy żądać. A na jakiej zasadzie mamy oddać Żydom, jeżeli Warszawa była zrównana z ziemią? A tutaj też każdy gospodarz za te niemieckie ziemie zapłacił państwu i z jakiej racji ma oddać?

Myśli pan, że tak będzie?
E. J.: Ja mam taką obawę, a nie chciałbym tej obawy mieć.
A jakie macie sukcesy - pan jako sołtys, a pani jako radna już dwóch kadencji?
E.J.: Nie ma pojedynczych sukcesów. Pierwsze co było - od stadionu chodnik do cmentarza, telefony. Potem chodnik przy ulicy Wczasowej, szatnia na stadionie, oświetlenie zmodernizowane, cała ulica Szkolna światło dostała. Drogi. O wszystko trzeba było się starać.
R.J.: Albo te ponad 100 pojemników na śmieci. Dzięki temu w lasach nie ma śmieci. A początki były trudne. Najpierw było pięciu chętnych, potem mąż z panem Tadeuszem Kolbuszem chodził od domu do domu.
E.J.: I nazbieraliśmy w ten dzień 36 chętnych. Ale trzeba jeszcze zrobić porządek z Kośnikowem. Ja bardzo szanuję mieszkańców tego osiedla, ale śmieci muszą wziąć na siebie. Pan Kolbusz by brał dwa razy w tygodniu worki i byłby porządek. Ja jako sołtys uważam, że porządek powinien być. Jestem wdzięczny ludziom, że uwierzyli w tamto moje namawianie. Teraz jest nawet segregacja \ biorą szkła oddzielnie .

Dziękuję za rozmowę.
E.J.: I my dziękujemy. I zapraszamy na zjazd rodzinny. 17 sierpnia będzie. Msza jest o 16.30. Orkiestra jest już zamówiona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz