poniedziałek, 6 lutego 2006

Zbigniew Sakowski

Na pytanie, czy jest numerem pierwszym, jeżeli chodzi o ten temat, odpowiada: "Jestem numer jeden, dwa, pięć itd...". Brak pokory? Nie, po prostu nikt o tym nie pisał




Skończyłem śledztwo

Ze Zbigniewem Sakowskim rozmawia Tadeusz Majewski.

Ukończyłeś historię na Uniwersytecie Gdańskim. Pracę magisterską pisałeś o historii lokalnej, co jest rzadkie. Na jaki konkretnie temat?
- Na temat przemian w Starogardzie w latach 1990 - 1994. Powstała pod kierunkiem prof. Barbary Okoniewskiej... Ale nie jestem jedynym, który pisał taką pracę. Pisali między innymi Edmund Stachowicz i - o Skórczu - Rafał Kosecki, na marginesie - u tej samej pani promotor.

Taki temat zasugerowała tobie pani profesor?
- Nie, to my jej sugerowaliśmy, by pozwoliła nam się zająć historią lokalną.
Gdzieś tę pracę można przeczytać? Zapewne jest ciekawa...
- Nie starałem się o jej upublicznienie. Broniłem się w 2000 roku i już wtedy doszedłem do wniosku, że dzielił mnie od opisywanych zdarzeń zbyt krótki dystans czasowy. Wobec tego ta praca, mówiąc najogólniej, nie mogła być obiektywna. Podam przykład. Wtedy wydawało się oczywiste, że argumenty za zerwaniem umowy z Polsatem sp. z o.o., dotyczącej telewizji kablowej, są murowane. Po latach sprawa okazała się niejednoznaczna... Dopiero po czasie wychodzą pewne rzeczy, sprawy widzi się w innym świetle. Tak więc moja praca spełnia wymogi pracy magisterskiej, nic ponadto.



Po tym porzuciłeś bliską czasowo historię i zainteresowałeś się szkolnictwem międzywojennym. Rośnie o tobie legenda wśród nauczycieli jako o wybitnym znawcy tego tematu. Mówią o tobie z podziwem, co u nauczycieli jest rzadko spotykane. Jesteś alfą i omegą, jeżeli idzie o wiedzę o tamtym czasie. Historyk, który dociera wszędzie na rowerze, nawet do najmniejszej dziury. Jak to się stało, że zainteresowałeś się akurat tym tematem?

Zaczęło się od remontu

- Rozpocząłem pracę w Publicznym Gimnazjum nr 3 w Starogardzie. Akurat trwał remont szkoły. Podczas zrywania tynków zaczęło wychodzić, że układ architektoniczny szkoły był kiedyś zupełnie inny. Dla mnie to było fascynujące - tak namacalnie pokazywały się ślady przeszłości. To pchnęło mnie do poszukiwań. We wrześniu 2002 roku na okoliczność uroczystego otwarcia roku szkolnego została wydana gazetka szkolna. Pokazałem w niej zebrane materiały i przedstawiłem rys historyczny budynku... Można rzec, że to było przetarcie, jeżeli chodzi o ten temat. Później postanowiłem go rozszerzyć i zacząłem zbierać i opracowywać materiały dotyczące historii pozostałych starogardzkich szkół powszechnych. Przed wojną były najpierw dwie, a później cztery, z tym że mieściły się w tych samych budynkach - starej części "Ekonomika" i w dzisiejszych budynkach Szkoły Podstawowej nr 2 i Publicznego Gimnazjum nr 3.

Jak się nazywały?
- Jeden, dwa, trzy i cztery... Żadna ze szkół nie miała patronów. Jedna miała dostać przed wojną, ale to nie było łatwe. Na Pomorzu toczyła się ostra walka polityczna, co nie sprzyjało nadawaniu szkołom imion.


Wszystko zaczyna się od archiwum

A potem poszedłeś w tych swoich poszukiwaniach dalej i zacząłeś zbierać materiał dotyczący wszystkich szkół w powiecie. Historyk to w dużej mierze śledczy. Od czego zaczyna się poszukiwanie informacji?
- Zdecydowanie od archiwum. Bez tego nie da się odtworzyć historii. Archiwum... Jest jak ocean - trzeba wiedzieć, jak i w którą zatoczkę wpłynąć, skąd wieje wiatr i jak ustawić żagiel.



To bardzo poetyckie ujęcie. Historycy zapewne kochają archiwa. O jakim archiwum mówisz?
- Dla szkolnictwa pomorskiego podstawowym archiwum dokumentów z okresu międzywojennego jest Archiwum Państwowe w Bydgoszczy zespół Kuratorium Okręgu Szkolnego Pomorskiego. Tam zbiory zostały przeniesione z Torunia, gdzie to Kuratorium przed wojną miało siedzibę... Inna sprawa, że źródłem wyjściowym był krótki podrozdział "Dziejów Starogardu" Zbigniewa Karpusa dotyczący szkolnictwa w okresie międzywojennym. To był pierwszy naukowy rys szkolnictwa o naszym mieście.

Wyobrażam sobie, że praca w archiwum budzi u badacza emocje... Jest tak? - Oczywiście. Bierzesz teczki Inspektoratu Szkolnego w Starogardzie (niestety nieuporządkowane i bardzo fragmentaryczne) i czujesz, że dotykasz historię. Albo czytasz oryginalne sprawozdania kierowników po wizytacji inspektora szkolnego... Warto tu nadmienić, że wtedy mieszkający w Starogardzie powiatowy inspektor szkolny miał ogromną władzę wobec nauczycieli. Była ona w dużym stopniu niezależna nawet od starosty. Podobnie potężne były kuratoria. Kurator to dopiero była persona. Nadzorował przez wizytatorów kuratoryjnych pracę inspektorów, ci z kolei nadzorowali pracę wszystkich nauczycieli.

Tam, w Archiwum w Bydgoszczy, są wszystkie sprawozdania Inspektoratu z okresu międzywojennego?
- Niestety, teczki są bardzo ubogie i w zasadzie rozczarowują. Dlaczego? Jedną z przyczyn są reorganizacje wewnątrz samego kuratorium. Przykładowo w Starogardzie zlikwidowano na 4 lata Inspektorat Szkolny i już pojawiła luka w dokumentach. Bardzo dużo materiałów zniszczyli Niemcy. W okresie okupacji przepadły teczki osobowe nauczycieli, protokoły rad pedagogicznych i protokoły konferencji rejonowych (okresowych spotkań nauczycieli), a więc materiały, które przechowywano albo w szkołach, albo w Inspektoracie. Prawdopodobnie zostały spalone.

Co wobec tego jest w Bydgoszczy?
- Trzy teczki z początku lat 30. i teczki Inspektoratu Szkolnego w Tczewie, pod który w wyniku reorganizacji podlegał Starogard w latach 1933 - 1937.

To mało... A ja myślałem, że gdzieś można znaleźć nawet spisy uczniów...
- Nie ma mowy! Były w szkołach i zostały zniszczone. Zachowały się natomiast spisy nazwisk nauczycieli, z czego najcenniejszy spis z roku 1930. Najcenniejszy, bo są tam dane nauczycieli: data urodzenia, stan cywilny, data rozpoczęcia pracy i objęcia stanowiska w tej szkole. Zachowały się też sprawozdania ze stycznia 1932 r. kierowników szkół "wyżej zorganizowanych" - 7-klasowych - w Starogardzie, Lubichowie, Zblewie, Skórczu i Pinczynie. Dotarłem też do teczek Obwodowego Inspektoratu Szkolnego w Tczewie (dla powiatów starogardzkiego i tczewskiego), dotyczących tego terenu. Zawierają sprawozdania inspektorów szkolnych za okres 1933 - 35.

500 nazwisk, 100 szkół

- Potem zrobiłem listę zasobów archiwalnych Archiwów Państwowych w Bydgoszczy i w Gdańsku. W tym drugim znalazłem całą "Księgę etatów" Obwodowego Inspektoratu Szkolnego w Tczewie za lata 1935 - 37. Ta księga uzupełniła mój stan wiedzy i pozwoliła sporządzić listę nauczycieli, nawet takich, którzy tylko się otarli o nasz powiat w latach 1920 - 1939.

Czy ta lista jest kompletna?
- Zawiera 500 nazwisk nauczycieli uczących w około 100 szkołach w powiecie i na pewno nie jest kompletna, ale wiele jej nie brakuje. Potem, znowu w archiwach, zacząłem szukać teczek osobowych. Mało ich było, ale niektóre okazały się rewelacyjne. W Archiwum w Gdańsku znalazłem teczki nauczycieli, którzy przedwcześnie zakończyli pracę, na przykład z powodu problemów zdrowotnych. Teczki kompletne. Rewelacja - cała droga nauczyciela: wszystkie jego dokumenty - świadectwo ukończenia seminarium, świadectwa egzaminów nauczycielskich, prace pisemne... Wyłonił się z tego wszystkiego obraz ciężko i pozytywistycznie pracującego nauczyciela w bardzo trudnych warunkach materialnych... I w tym momencie już zabrakło źródeł...
Znalazłeś w archiwach wszystko, co mogłeś znaleźć i koniec?



Sam dokument to za mało

- Na tym etapie koniec. Miałem nazwiska i wiedzę. Nie bardzo wiedziałem, co robić z tym dalej. Siedziałem sobie i myślałem, jak powiększyć te zasoby informacji, jak to wszystko ożywić. Tak, ożywić, bo sam dokument to za mało. I wpadłem na pomysł, żeby dotrzeć do rodzin tych nauczycieli.

I - jak opowiadają - zacząłeś jeździć rowerem...
- Trzy lata jeżdżę. Po powiecie, ale też i do Słupska, Bydgoszczy, Gdańska, wszędzie tam, gdzie te rodziny mieszkają. Odwiedziłem prawie wszystkie rodziny nauczycieli, o których było mi wiadomo.
A oglądałeś budynki szkolne?
- Wszystkie. Robiłem zdjęcia. Największe wrażenie zrobiły na mnie malutkie szkółki ukryte w lasach, na przykład w Bukowinach, Trzebiechowie i Suchobrzeźnicy.

Szukałeś informacji w rozmowie z mieszkańcami tych wsi?
- Ludzie niewiele wiedzą. Więcej oczywiście rodziny nauczycieli.
Na tych szkółkach są lub były nazwiska pomordowanych nauczycieli. Wielu ich zginęło?
- Zamordowano ich w październiku 1939 roku około czterdziestu. Na około dwustu pracujących w roku szkolnym. Zamordowano według do dzisiaj nieustalonego klucza.

Jak to? Przyjmuje się, że mordowali naszą inteligencję...
- To tak. Ale chodzi o konkrety. Przypuszcza się, że spore znaczenie mogły mieć porachunki osobiste. Niemcy dostawali donosy. Żeby się o tym dowiedzieć, trzeba by się przekopać przez akta niemieckie dotyczące powiatu starogardzkiego, co jest nierealne.
Powiedziałeś, że ludzie niewiele wiedzą. Nie żyją, nie pamiętają, gdzieś wyjechali?
- Tak, i jedno, i drugie, i trzecie. A dokumenty, rzeczy spisane, nie przekłamują. Weźmy starogardzkie gazety codzienne, na przykład "Dziennik Starogardzki". Są kapitalnym źródłem informacji.

Dotarłeś?
- Oczywiście! Pełen ich zbiór - lata 1926 - 1939 - znajduje się w Książnicy w Toruniu. I pozwalają fotografować te gazety cyfrowo. Za darmo.
Dlaczego podkreślasz - "za darmo"?
- To ważne. Można zadać pytanie, dlaczego jacyś odpowiedzialni za dokumentację miasta ludzie, zatrudnieni w odpowiednich placówkach, jeszcze tam nie pojechali i nie zrobili zdjęć stron o Starogardzie i regionie z każdego numeru. Dlaczego tego jeszcze nie ma na płytach do wglądu w naszych placówkach?
A może są?
- Chyba że u mnie, choć nie wszystkie. To kapitalne źródło informacji. Jedna strona zawierała wiadomości z regionu, ostatnia - reklamy z regionu, co też jest ciekawym materiałem. Są i inne gazety.

Teraz poznawałem ich twarze

Odwiedzałeś rodziny nauczycieli i zbierałeś zdjęcia. Ile zebrałeś?
- Setki, choć z każdej szkoły nie mam. To było fascynujące. Miałem informacje o nauczycielach, dane z ich teczek personalnych, a teraz na zdjęciu widziałem, jak wyglądali, jak się ubierali, jak się zachowywali... Na przykład rzuca się w oczy, że byli bardzo dobrze ubrani.

Bo pozowali do zdjęcia...
- Nie, mam też zdjęcia ze spotkań prywatnych. Zawsze są bardzo eleganccy. Wzruszające były chwile, gdy docierałem do osób, które żyją. Na przykład zdjęcie z konferencji rejonowej nauczycieli w Grabówcu. Dziewczynka z lewej strony żyje. To pani Melania Krawiec. Mieszka w Starogardzie. Rozpoznała siebie. Z jakiejś kroniki szkolnej dowiedziałem się, że na przestrzeni 10 lat w Grabówcu odbyła się jedna jedyna konferencja, notabene z udziałem inspektora szkolnego. Było to 20 maja 1936 roku. To pozwoliło ustalić nazwiska osób. Na przykład w środku siedzi inspektor szkolny Zygmunt Cieślikowski. Są zdjęcia, gdzie nie mam ustalonych wszystkich. Na zdjęciu, prawdopodobnie z Mościsk, dwóch stojących panów żyje - w środku w jasnym garniturze stoi wieloletni powiatowy inspektor szkolny Paweł Burandt i obok z prawej wieloletni kierownik szkoły w Osieku Władysław Borowicz.



A kroniki szkolne? To też wspaniałe dokumenty.
- Ale ile ich z tamtego okresu jest? Mam skopiowanych dwanaście. Niewiele. Niektóre się zachowały, ale trudno je zobaczyć. Znam nauczycielkę, która trzyma w domu kronikę szkoły prowadzoną od 1883 roku do chwili jej zamknięcia w latach 70. Na szczęście ta pani pozwoliła skopiować. Z jednej strony to dobrze, że trzymają, bo można powiedzieć, że uratowali, jak pan Piechowski z Ciecholew, z drugiej strony szkoda, bo to jednak powinno być dostępne w lokalnym archiwum... Ale dokumentów - jeszcze raz powtarzam - na naszych terenach jest mało. Mnóstwo utraciliśmy przez wojnę. Przykładowo takie protokoły rad pedagogicznych (odbywały się w szkołach, gdzie pracowało powyżej dwóch nauczycieli - 30 procent szkół w powiecie)... To świetne źródło informacji, ale u nas zachowały się tylko z jednej szkoły.

Może kontrakt, stypendium?

Zebrałeś mnóstwo materiału. Od czasu do czasu gdzieś publikujesz. Napisałeś dwa rozdziały w książce o szkole w Mirotkach. To ułamek twojej wiedzy. Co z tego ma być? Widzisz z tego książkę?
- Widzę, ale czarno. Ten materiał tworzyłby kilkusetstronicową pozycję. Prawie jest już kompletny. Prawie, gdyż nie odwiedziłem jeszcze dwóch rodzin z listy nauczycieli. W zasadzie to już materiały zakończyłem zbierać.

W IPN-ie by powiedzieli, że śledztwo zostało ukończone...
- Tak... Mam kompletny przegląd pracy nauczycielskiej, mam zdjęcia wielu nauczycieli, dokumenty itd. I czego mi brakuje?
Zgadnę. Czasu i pieniędzy na wydanie.
- Czasu. Teraz chciałbym mieć czas na opracowanie tego materiału i wydanie go w formie książki. O pieniądze bym się nie martwił, gdyż taką pozycję na pewno by sfinansowano.

Ale wolny czas na opracowanie książki to też pieniądz. Kiedyś ktoś w wywiadzie zgłaszał pomysł, by władze w szczególnych przypadkach zawierały z kimś kontrakt, płacąc mu przez jakiś czas pensję, by ten stworzył dzieło. Twoje dzieło jest wielkie i jak mówisz - pionierskie. To powinno ciebie dotyczyć. Chociaż o przedwojennych nauczycielach pisał Jan Lipski.
- Nikt się nie zajmował okresem przedwojennym. Jan Lipski zajął się martyrologią nauczycieli. Napisał książeczkę "Czas jest przestrogą, nie legendą".

Byłaby to nudna książka historyczna?
- Skądże. Byłaby to książka o każdej szkole, ale pokazująca życie szkół problemowo. Na przykład ukazująca uroczystości szkolne w mieście, dajmy na to imieniny Piłsudskiego, jak i w malutkiej szkółce. Byłaby to historia żywa. Dobrze, gdyby powstała, tym bardziej, że czas działa na niekorzyść.

Dlaczego?
- Bo giną dokumenty. Ostatnio zaginęła kronika Szkoły nr 4 z lat 1933 - 1939, jedyna zachowana kronika przedwojenna w mieście. Oczywiście są też przykłady pozytywne, dajmy na to w Jabłowie lub Kaliskach, gdzie kroniki znajdują się pod specjalną pieczą dyrekcji. Ale ogólnie czas działa na niekorzyść. Mówię to ja jako historyk.

Foto1.
Zbigniew Sakowski (41 l.) - historyk, nauczyciel w Publicznym Gimnazjum nr 3 w Starogardzie Gd., fanatyk turystyki rowerowej po Polsce - jeździł z rodziną nawet w Bieszczady, znawca historii szkolnictwa powszechnego (podstawowego) na terenie powiatu starogardzkiego.

1
Konferencja rejonowa w Klaninach. Na zdjęciu pierwszy z lewej Ignacy Gliński (Mościska), drzewo obejmuje Otton Simon (Osowo Leśne), siódmy z prawej stoi kierownik szkoły w Borzechowie Leon Wieczorek, obok niego z prawej - Beim (Klaniny). Ze zbiorów Zbigniewa Sakowskiego.

2
Być może Mościska. Rok 1938 lub 1939. Wśród kobiet siedzi inspektor szkolny Zygmunt Cieślikowski, od lewej stoją: pierwszy Ignacy Gliński (Mościska), piąty - Władysław Golger (Osowo Leśne), dziewiąty - Paweł Burandt (Huta Kalna), dziesiąty Władysław Borowicz (Pałubinek), pierwszy z prawej Otton Simon, drugi z prawej - prawdopodobnie Klemens Felskowski (Lubiki). Ze zbiorów Zbigniewa Sakowskiego.

3
Konferencja rejonowa około 1933 r. Stoją: drugi od lewej Leon Meloch, trzeci - Włąaysław Golger, czwarty - Jan Wróblewski. Od prawej stoją: Tomasz Szczech (Smolniki), drugi - Maksymilian Jasiński (Mały Bukowiec), trzecia - Władysława Stasiak (Lubichowo). Siedzą od lewej: trzecia - Helena Wieczorek (Borzechowo), szósty - Władysłąw Orlikowski (Zelgoszcz), drugi z prawej - Ignacy Gliński (Mościska). Ze Zbiorów Zbigniewa Sakowskiego

O życiu nauczycieli przed wojną w powiecie - patrz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz