niedziela, 22 listopada 2009

K.I. Gałczyński - bez cenzury

Po opublikowaniu wspomnień Romana Kaufmanna dotyczących jego losów z czasów pobytu w latach 1942-1944 w Wehrmachcie jako wachmana w Stalagu XI A w Altengrabow otrzymałem lawinę telefonów, listów, maili z całego kraju i z zagranicy, w tym z Niemiec Francji i Belgii.

Przesyłano mi uzupełniające informacje, dokumenty, zdjęcia, a co najważniejsze, pozycje literackie, też pamiętniki o Altengrabow, pozwalające zweryfikować opowiadanie wachmana Romana Kaufmanna, a w niektórych przypadkach uszczegółowić je i doprecyzować.

Dużo zainteresowania wzbudził u czytelników epizod opisany w "Wachmanie" dotyczący pobytu K.I.G w Altengrabow. Przeczytałem wszystkie wspomnienia powstańców warszawskich, których faszyści po powstaniu warszawskim skierowali do Stalagu XI A. Sprowadziłem i przeczytałem książki, które wskazali mi czytelnicy, w tym Waldorfa "Czarne owce dla Apolla", Dończyka "Stalag XI A" i Widmańskiego "Szpital w niewoli". W Anglii nie ma w sprzedaży książki dotyczącej pobytu w Altengrabow angielskiego lekarza i autora Johana Burtona. Szkoda. Czynię starania, by ją zdobyć. Otrzymałem materiały i informację z Muzeum Polskich Jeńców Wojennych w Łambinowicach.

By poszerzyć wiedzę o poecie z lat niemieckiej niewoli, kontaktowałem się z kustoszem muzeum Gałczyńskiego w Leśniczówce Pranie. Przeczytałem mnóstwo opracowań historyków literatury dotyczących K.I.G z różnych uczelni w kraju. Kompletne zaskoczenie. Z całego materiału, jaki posiadam, wyłania się zupełnie inny obraz poety z lat 1939-1946, czyli z okresu pobytu poety w niewoli, niż ten, który istnieje w powszechnym obiegu. W powielanych z jakiegoś pierwowzoru publikacjach dotyczących poety z czasów wojny napotkałem informacje lakoniczne, nieprawdziwe lub jakby celowo zmanipulowane, by kreować wizerunek poety patrioty, męczennika, nad życie kochającego żonę Natalię i córkę Kirę, skazanego przez okupanta na sześcioletnią rozłąkę z krajem i najbliższymi. Oportunistę działającego wyrafinowanie i świadomie na szkodę okupanta. Z materiałów i obecnej wiedzy, jaką posiadam, jawi się zupełnie inna postać K.I.G, diametralnie odmienna niż spotykana w publikacjach zalegających półki bibliotek, księgarni i opracowań uczelnianych.

W powszechnie dostępnych publikacjach i książkach o Gałczyńskim oraz na oficjalnej stronie internetowej o K.I.G istnieje wszędzie ten sam lakoniczny zapis: "Jesienią za odmowę podpisania zgody na przeniesienie w stan cywilny i podburzanie współtowarzyszy niedoli, aby tego nie robili, zostaje odesłany do karnej kompanii." W innych publikacjach o tym samym temacie można spotkać zapisy stwierdzające, że "podburzanie Gałczyńskiego przynosiło pozytywny skutek, nie był pewien swego losu żył w całkowitej niewiedzy o losie najbliższych w okupowanej Polsce".

Zaskakujące, że na oficjalnej stronie internetowej pod hasłem "Listy" całkowicie została pominięta korespondencja z czasów wojny Jerzego Waldorffa z poetą i jego żoną Natalią. W innym zapisie autor oficjalnej strony internetowej przedstawia poetę "jako człowieka odważnego, patriotę ujmującego się i czującego odpowiedzialność za innych współtowarzyszy niedoli".

W pamiętniku Romana Kaufmanna "Wachman Stalagu XIA Altengrabow" na str. 16 jest zapis: "W niemieckich koszarach mówiło się o intelektualiście Gałczyńskim i prawej ręce hauptmana Steinhofa Leonie Hoffmannie. Nazwisk innych polskich jeńców nie sposób było zapamiętać. Było to niemożliwe. Szybka rotacja i ciągłe ubywanie jeńców z powodu przejścia do cywila powodowały zmiany zakwaterowań. W okresie czterech lat przez Altengrabow Stalag XI A przewinęło się prawdopodobnie około 20 tysięcy polskich żołnierzy. Pod koniec wojny pozostało zaledwie 150 do 200 jeńców."

Natomiast Franciszek Dończyk, sekretarz męża zaufania polskiego batalionu w Altengrabow, w swojej książce precyzuje: "Na robotników cywilnych do Rzeszy przeszło kilkadziesiąt tysięcy polskich jeńców, a do cywila przeszło do 1940 roku około 5 tysięcy polskich jeńców. Pod koniec 1944 r. /na ogólną liczbę 34 tysiące polskich jeńców/ w obozie w Stalagu XIA i dwóch lazaretach pozostało 144 polskich wrześniowców /w tym Gałczyńsk/. W liczbie tej zdecydowaną większość stanowili funkcyjni w trzech obozach i obsługa stalagu, w tym obsługa szpitali. Wśród nich kilkunastu takich jak K.I. Gałczyński, którzy zawarli przyjaźnie, tworzyli pary, by po wojnie rozpocząć nowe życie. Potwierdzenie tych faktów można znaleźć we wspomnieniach powstańców warszawskich dotyczących ich pobytu w Altengrabow w latach 1944-1946."

Doktor Widmański w swoich wspomnieniach pisze: "Pytałem o Gałczyńskiego. Powiedzieli, że poeta przyjaźni się z malarzem Macewiczem i najczęściej przebywa u Francuzów". Wiadomo z innego źródła, z książki Dończyka, że gdy Niemcy zlikwidowali artyście malarzowi Macewiczowi pracownię, przeniósł się on do specjalnego obozu na terenie Niemiec do Heeresbekleidungsamt w Hasserode w Górach Hercu. Było to miejsce nazywane przez Niemców Polnische Intelligenzkomando nr 1416-2 /tylko dla intelektualistów, artystów i twórców/. Dlaczego nie poszedł do tego obozu z Macewiczem Gałczyński, należy się tylko domyślać. Prawdopodobnie, jak mówił Kaufmann, lecz prosił, by tego nie zamieszczać w książce, dlatego, że w Stalagu XIA był łatwy i nieograniczony dostęp do papierosów, alkoholu, benzedryny i innych farmakologicznych środków odurzających. Być może powodem niepójścia z Macewiczem do obozu dla intelektualistów i twórców, była zawarta w tym czasie bliska przyjaźń z jedną z pielęgniarek w lazarecie "A". Niestety nazwiska tej pani nie udało mi się ustalić.

Bogdan Kruszona w "Wachmanie" zamieścił: "Pewnego razu Kaufmann dostał rozkaz, by odprowadzić Gałczyńskiego z kilkoma Francuzami, którzy podpadli, do bauera i dopilnować ich do końca pracy. Na pytanie, dlaczego, otrzymał odpowiedź, że to dziwna grupka wyjątkowych leni, obiboków i dodał przymrużając oko, że to są smakosze cejlońskiej mocnej herbaty (...) Spotykał się z jeńcami francuskimi na terenie obozu i po ich stronie (...) Francuzi częstowali go dziwną herbatą. Po wygotowaniu cejlonki lub kolubmbijki i po wypiciu gęstego syropu przez dwa dni chodzili przymuleni i bladzi."

Widmański natomiast tak wspomina Gałczyńskiego: "Gdy poeta czytał swoje wiersze, podchorążowie wybuchali śmiechem. Na co Gałczyński - kiedy się śmiejecie, już mówić nie będę. Dajcie jednego łyka. O ile kieliszek rozcieńczonej salicylówki można było wypić bez większego wstrętu, o tyle spirytusu kamforowego nikt z nas nawet naparstka wypić nie mógł - z wyjątkiem K.I.Gałczyńskiego. Poeta potrafił spokojnie powoli wlać w siebie pięćdziesięciogramową szklankę spirytusu kamforowego."

Widmański w swojej książce o karnych kompaniach w Stalagu XIA: "Nie zawsze wszystko z naszymi jeńcami układało się pomyślnie. Zdarzały się przypadki, że funkcyjni /Gałczyński był pisarzem/bimbali sobie. Hitlerowcy opornych kierowali do tzw. karnej kompanii."

Widmański w innym miejscu: "Kiedy na początku wiosny niemiecki lekarz, zamiast przy pracy w biurze szpitala, zastał Gałczyńskiego spokojnie śpiącego w pokoju podchorążych, rozkazał w trybie doraźnym przenieść poetę do obozu głównego. W obozie tym Gałczyński znalazł się pod bezpośrednimi rozkazami męża zaufania Hofmanna, którego nie interesował poeta, tylko karnie przeniesiony do Hauptlagu jeniec."

Widmański: "Wygląd zewnętrzny również różnił Gałczyńskiego od otoczenia. Podchorążowie i sanitariusze przybyli mnie przywitać w dobrze skrojonych, czystych mundurach, spodniach w kant starannie zaprasowanych. Inaczej Gałczyński. Mundur na nim workowaty, od góry do dołu rozpięty, wygnieciony i brudny. Pod szyją czarny fontaż. Spodnie poskręcane jak harmonijka, a na nogach trepy."

Waldorff: "Gałczyński wtargnął rozchełstany, nieogolony brudny i blady".

Powstaniec warszawski Zbigniew Szydelski pseudonim "Kit" w swoich wspomnieniach z Altengrabow o Gałczyńskim pisze tak: "Był zdrowy, ale przebywał w szpitalu. Myślę, że chcieli mu zapewnić lepsze warunki (...) Ta rozpacz i samotność dręczyły go również w niewoli i kazały szukać jakiejś bliskiej duszy. Stała się nią towarzyszka niedoli Lucyna Wilamowska."

Trzeba dodać, że w 1946 roku Lucyna Wilamowska stała się oficjalnie drugą żoną poety. Waldorff obecny przy spotkaniu w Krakowie w 1946 roku z Natalią, ośmioletnią Kirą na kolanach u babci, z Konstantym i Lucyną Wilamowską, w swoich wspomnieniach stwierdził, że poeta popełnił bigamię.

Dończyk: "(...) nie można więc powiedzieć, że polscy jeńcy czuli się w Altengrabowie zbytnio osamotnieni. Zawsze potrafili znaleźć drogę na urządzane imprezy."

Widmański o funkcyjnych: "Wieczne spory i kłótnie o stosunek do Niemców, o przyjaciółki, robotnice z sąsiadującej ze Stalagiem fabryki - są codziennym zjawiskiem".

W innym miejscu Widmański opisuje o korzystaniu jeńców z usług przedsiębiorczej Niemki, która w swym mieszkaniu za płotem obozu za pieniądze kojarzyła jeńców z niemieckimi prostytutkami.

Dończyk: "Przymusowemu przejściu na robotników cywilnych nie podlegał element niepewny, a więc inteligencja, politycznie podejrzani, "podżegacze", podoficerowie zawodowi, Żydzi oraz pochodzący ze wschodniej Polski. Dla tych ostatnich czyniono liczne ustępstwa."

Można się domyślać, że wiele szczegółów dotyczących poety Dończyk pominął w swojej książce po uzgodnieniu i dwukrotnym spotkaniu z poetą w Gdańsku i Starogardzie Gdańskim, na którym miał również być Roman Kaufmann. Na propozycję spotkania w Starogardzie Gdańskim Gałczyńskiego, Dończyka i Kaufmanna w celu uzgodnień co do treści pisanej przez Dończyka książki Kaufmann odpowiedział: "Spotykajcie się i piszcie co chcecie, ja nie mam nic do ukrycia. Ustalajcie między sobą. Mnie to nie interesuje. Ja się tych czasów nie boję."

Dzięki przekazanym mi wspomnieniom Romana Kaufmanna z łatwością mógłbym bardzo szczegółowo umieścić Gałczyńskiego w faktach podanych przez czterech autorów wyżej wspomnianych książek. Kaufmann prosił mnie, bym nie opisywał szczegółowo czasów upodlenia, poniewierki, gdy załamywali się i popadali w depresję nawet najtwardsi. Tak się stało. To wiele tłumaczy, lecz to nie znaczy, że w książkach, podręcznikach, poważnych pracach magisterskich i dostępnych powszechnie opracowaniach można zakłamywać wizerunek poety, przekazywać do publicznej wiadomości kłamstwa, nieprawdy i półprawdy o życiu poety w latach niewoli. Jest niestosowne, by szukać głębi, heroizmu i drugiego dna w "Notatniku" ujawniając go 50 lat po śmierci poety. Uzasadniać przyczyny nikłej twórczości z pobytu w Stalagu XIA oportunizmem, doszukiwać się w jego działaniach patriotyzmu, tłumaczyć obozową cenzurą rzadkie i banalne treści obozowej korespondencji do przyjaciół i rodziny. Prawda wyłania się taka, że Gałczyński chory na chorobę alkoholową i dyspomanię /jak pisze Waldorf/ całą energie podczas pobytu w Stalagu skierował na zdobywanie używek i alkoholu. Następstwem nałogu była intelektualna niemoc, depresja, obojętność na szyderstwa i brak poważania kolegów. Dlatego, ze względu na łatwość zdobycia alkoholu, pojawiają się w dostępnych przekazach niby przyjaźnie i kumple w batalionie francuskim, co potwierdza Kaufmann we "Wspomnieniach Wachmana".

Jerzy Waldorff, przyjaciel Gałczyńskiego i Natalii do czasu wydania książki "Czarne owce Apollina" przez Wydawnictwo Literackie w Krakowie, w 1984 roku napisał: "Niech Pan Bóg przebaczy tym wszystkim przyjaciołom Gałczyńskiego, co pijali z nim wódkę lub też bawili się widokiem pijanego i potem w wielu opisach miał kopy! - Zostawiali go jak schlanego błazna, który wyczyniał brewerie".

Bogdan Kruszona

bogdankruszona@wp.pl

DO POBRANIA - PDF

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz