poniedziałek, 16 listopada 2009

Pizzeria na dworcu PKP w Starogardzie

Starogardzki dworzec PKP. Nieciekawe miejsce. Pierwsze wrażenie, gdy wchodzi się do tego budynku, nie jest zachęcające. Jednak gdy otwieram drzwi pizzerii Capri i wita mnie radosne "ciao bella", wszystkie moje wątpliwości znikają. Nie można się nie uśmiechnąć wobec takiego przywitania.


Pan Salvatore słabo mówi po polsku. Na szczęście w rozmowie uczestniczy też jego żona, równie sympatyczna pani Anita.

Poznali się we Włoszech, gdy pani Anita przyjechała tam z Polski w celach zarobkowych. Założyli rodzinę. Marzeniem pana Salvatore zawsze było posiadanie własnej pizzerii. Jednak włoskie realia są rygorystyczne. Trzeba spełniać szereg wymogów, zrobić kosztowne kursy i mieć pięcioletnie doświadczenie na stanowisku kucharza. Salvatore te wszystkie wymogi spełniał, ale w dzisiejszych czasach, pogoni za pieniędzmi i szerokiej konkurencji, trzeba poświecić dużo czasu, aby na włoskim rynku zaistnieć. Jednak dla młodego małżeństwa najważniejsza była rodzina. Chcieli zapewnić swoim dzieciom jak najwięcej uwagi i czasu oraz dać im wszystko, na co zasługują.



By to wszystko pogodzić, po 13 latach przyjechali do Polski, gdzie szanse na powodzenie włoskiej pizzerii były większe. Pani Anita nie miała żadnego doświadczenia w prowadzeniu własnego interesu, ale optymizm męża był budujący. Pan Salvatore był szczęśliwy i z wielkim zaangażowaniem szukał lokalu spełniającego jego oczekiwania. Pani Anita była przerażona, gdy zobaczyła lokal w środku dworca. Tajemnicą wypieku prawdziwej włoskiej pizzy jest piec drzewny. Bar Capri nie mógł powstać w centrum miasta, ponieważ byłyby trudności z transportem i składowaniem drewna bądź dym z komina mógłby komuś przeszkadzać. Przed małżeństwem stało ogromne wyzwanie. Lokal, który wybrali, był stary i zniszczony, przez 20 lat stał pusty i nieogrzewany. Ale wyobraźnia pana Salvatore nie znała przeszkód. Z zapałem pokazywał żonie, jak będzie wyglądało jego spełnienie marzeń. Pani Anita pomagała mu w załatwianiu spraw papierkowych. Polskie urzędy okazały się być tu bardzo pomocne - wszystkie drzwi były dla nich otwarte i nikt nie utrudniał pani Anicie zadania.

Dziś pizzeria ma już 2 lata i słynie z najlepszej pizzy. Oferuje 54 rodzaje, a także makarony. Do wszystkich potraw używane są świeże włoskie składniki. Niedawno państwo Tranchino kupili lokal sąsiadujący z obecną pizzerią Capri. Jest on mniejszy i przytulniejszy, z wejściem od strony ulicy. Obecnie jest w remoncie. Pan Salvatore z dumą oprowadzał mnie po nowej części pizzerii i próbował przekazać swoją wizję.

W Capri panuje miły nastrój za sprawą włoskiej muzyki i ciepła, którego źródłem jest optymistycznie nastawiony do życia Włoch. Włosi są bardzo impulsywni i energiczni, często działają pod wpływem chwili, jak mówi pani Anita. Tą energie widać w każdym ruchu pana Salvatore, który bardzo lubi ludzi i, zdaniem żony, na pierwszy rzut oka odróżnia tych dobrych od złych. Jest także bardzo wierzącym człowiekiem. Podczas naszej rozmowy do pizzerii przyjechał chłopak z piekarni i przywiózł 200 bułek do hamburgerów…za darmo. Pan Salvatore podsumował to jednym zdaniem "My ugościliśmy Cię jedną bułką, a Bóg nam za to zsyła 200" i śmiejąc się podnosi ręce w górę w dziękczynnym geście.


Państwo Tranchino uważają, że Polacy we Włoszech są doceniani i lubiani, tak samo zresztą jak Włosi w Polsce. Nigdy nie spotkali się tu z wrogim zachowaniem i złym traktowaniem.

Rozmowa z tak sympatycznymi ludźmi upłynęła bardzo szybko w miłej atmosferze. Państwo Tranchino są bardzo rozmownym małżeństwem i z przyjemnością słuchałam na przykład legendy o powstaniu pierwszej margerity. Aż żal, że pan Salvatore nie mówi po polsku.

Myślę, że gdy pizzeria Capri przeniesie się do mniejszego, przytulniejszego lokalu obok, będzie cieszyła się jeszcze większym zainteresowaniem. Ponieważ to sama przyjemność jadać w miejscu, gdzie kucharz kocha to, co lubi i gdzie każdego klienta traktuje się z taką sympatią.

Aleksandra Pałkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz