środa, 25 listopada 2009

Młodzi-STG. Staruszek od puszek

W dyskusji na temat życia w bloku Michał (I klasa gimnazjum) był najbardziej krytyczny wobec starszych ludzi, którzy w nim mieszkają. Dostał zadanie - wyobrazić sobie, że jest staruszkiem - niemową, który zbierając przez długie lata puszki zarobił na wykupienie mieszkania (co - moim zdaniem - jest wzruszające i godne podziwu). I Michał napisał... Hm... tekst jest całkiem zgrabny i wartościowy. Zaczyna się z impetem. Autor dość ciekawie i w miarę szczegółowo odtwarza życie swojego bohatera. W pewnym momencie historia się jednak załamuje - akurat wówczas, gdy straszy pan zaczyna zbierać puszki. W sumie - z jednej strony zaskoczenie: opowiadanie całkiem, całkiem. Z drugiej strony - rozczarowanie: zabrakło "stron" z najciekawszych lat życia bohatera. Jednak to temat na reportaż. (Bałałajka)

Opowiadanie Michała



Moja historia zaczynała się od 1946 roku. Miałem wtedy 20 lat.

Po wojnie nie było łatwo. Chciałem się dokształcić, zacząć karierę czy choćby pracę. Niestety, nawet jeśli coś znalazłem, nie przyjmowali mnie. Nie wiedziałem dlaczego. Może z powodu nieuki w gimnazjum i liceum. To prawda, ledwo co je zdałem, ale .. starałem się.. Podczas wojny zginęła cała moja rodzina, więc nie miałem się gdzie podziać.

Zbudowałem sobie nieopodal lasu (nie mam pojęcia gdzie) małą chatkę. Byłem zmuszony pracować jako "domowy" stolarz. Całymi dniami ścinałem sosenki i robiłem niskiego rodzaju blaty, stołki lub półki. Po "wyposażeniu" mojego małego domku zacząłem łowić ryby w pobliskim, dużym stawie. Żyły tam płotki, okonie, szczupaki a nawet leszcze.

Po parunastu miesiącach spędzonych w nędznej chacie odnalazłem małą, zarośniętą ścieżkę. Po jej przeanalizowaniu dowiedziałem się, że prowadzi ona do niewielkiego miasteczka. Wiedziałem, że po latach rybołówstwa uda mi się zarobić tam parę groszaków na chleb. Od tamtego czasu rano łowiłem ryby, a w południe sprzedawałem je na targu. Dowiedziałem się od nieco już poznanych ludzi w mieście, że nieopodal powstał warsztat stolarski i tartak. Skupowali dobrego rodzaju sośninę oraz dębinę. Pomyślałem wówczas, że należałoby wziąć się za porządną robotę. Zgłosiłem się do warsztatu o przyjęcie mnie jako "próbnego" pracownika. W latach 50. wyuczyłem się rzemiosła stolarza. Pracowałem dzień i noc, a każdy zarobiony pieniądz zbierałem na późniejsze wydatki. Zamieszkałem w małej kamienicy.

Niestety 20 grudnia 1967 r. zostałem doszczętnie okradziony przez niewiadomą osobę. Zgłosiłem to na milicję, lecz sierżant zamiast zareagować powiedział: "Mamy ważniejsze sprawy na głowie".

Dni mijały i wszystko zaczęło wracać do normy. Sprawy toczyły się dość sprawnie. Niestety, napotkała mnie następna katastrofa w 1976 r. Mistrz stolarski oznajmił, że potrzebuje miejsca dla nowych, silnych i młodych ludzi. Musiałem zgodzić się na odejście. Przez wiele czasu rozmyślałem, co z sobą zrobić. Zrazu pomyślałem, aby powrócić do starej chaty w lesie i żyć jak dawniej. Jednak przypomniała mi się ta starsza, przepiękna kobieta. Do tej pory nie zważałem na życie towarzyskie z innymi osobami, lecz koncentrowałem się na ciężkiej i sumiennej pracy.

Po dokładniejszym zapoznaniu się z tamtą panią dowiedziałem się, że nazywa się Krystyna. Ach... ten jej blask w oczach powalał mnie, gdy tylko na nią popatrzyłem. Przyjaźniliśmy się pięć lat, aż w końcu odważyłem się zapytać ją, czy wyjdzie za mnie. Po dwóch tygodniach byliśmy już małżeństwem i żyliśmy w dostatku z moich zarobionych pieniędzy. Już wtedy zastanawiałem się jaki prezent dać jej na nasze 10-lecie. Poza tym nie miałem żadnego hobby (nie licząc strugania różnych drewnianych zabawek i wręczania ich dzieciom).

Przechodziłem sobie ulicą, gdy nagle zauważyłem trzech chłopców bawiących się starą butelką po piwie. Wtedy mnie olśniło. Zacząłem po kryjomu je zbierać. Cztery miesiące później okazało się to niezłym "dochodowym hobby".

W przeddzień naszej rocznicy sprzedałem wszystkie butelki, które uzbierałem. Była to wielce pokaźna sumka. Kupiłem spore mieszkanie w Starogardzie Gdańskim. Gdy moja Krysia dowiedziała się o tym podarunku, zaniemówiła.

I to cała moja historia. Przez następne dziewiętnaście lat zamiast ciężkich butelek zbieram stare, prawie nic nie warte puszki.

Michał

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz