piątek, 19 lutego 2010

Reportaż. Droga do Zawady

Zawada to jedno z dwóch najmniejszych sołectw w województwie pomorskim. Leży na północnym krańcu gminy Zblewo. Wiodą tam jedynie drogi gruntowe, często biegnące w parowach. To między innymi tam, w tych parowach, zaspy śniegu miały bite dwa metry wysokości. Idealne miejsce, by porobić zdjęcia.





- Czy dojadę do Zawady? Czy drogi są przejezdne? - pytam w Zblewie listonosza.

- Nie mój rejon.

Ruszam więc bez pewności. Śnieg jest wszędzie. W Pinczynie robię fotkę rolnikowi, który przywiózł go przyczepą w miejsce składowania przy torach kolejowych.

- ...Bo jak się rozpuści na podwórzu, to zaleje - wyjaśnia mężczyzna.

Szosa Pinczyn Semlin wygląda niezwykle. Po obu stronach, ale w bezpiecznej odległości od jezdni, ciągną się wysokie zwały śniegu. Poszarpane linie i płaszczyzny świadczą o mrówczej robocie spychaczy.

Rolnik z Pinczyna wyładował śnieg przy torach w specjalnym miejscu składowania... śniegu. Fot. Tadeusz Majewski

Na krzyżówce w Semlinie. Fot. Tadeusz Majewski

Przy krzyżówce w Semlinie trzy osoby odgarniają pośniegowe błoto.

- Pracujemy społecznie... Będziemy w "Kurierze" - cieszą się. I są.

Szosa na Jezierce, skrzyżowanie i lekki niepokój. Od tego momentu zaczyna się droga nieutwardzona. Ale jest dobrze. Jadę parowem, gdzieniegdzie w niezwykłym tunelu śniegu. Co kilka minut przystaję i robię zdjęcia. Tę zimę trzeba koniecznie uwiecznić.

Coraz bliżej. Fot. Tadeusz Majewski

Droga do Zawady z Jezierc. Fot. Tadeusz Majewski

Przy pierwszym domostwie przystaję i pytam, gdzie mieszka sołtys Kurowski. Tam, tam i tam. Mijam domostwo myśliwego, o którym kiedyś pisałem reportaż, potem jadę odnogą drogi w prawo i prosto. I - cos jest nie tak. Właściwie to już wiem, że źle jadę. Miał być blok, a tu nic - daleko na horyzoncie widać wśród w łagodnych, całkiem białych wzgórz domostwo z dwuspadowym dachem. I powrotu już nie ma. Nie da się na takiej drodze wykręcić. A swoją drogę ciekawe, co się tu dzieje, gdy mają się minąć dwa samochody. Zajeżdżam na podwórze. Mężczyzna, kobieta. Tłumaczą. To już Tomaszewo. Trzeba więc wrócić. Kobieta bardzo uprzejma. Wsiada do samochodu i robi kilka metrów do przodu, żebym miał więcej miejsca i mógł zawrócić. O cofaniu nie ma mowy. Wypadniesz tylko trochę z ubitego śniegu i możesz już tylko się wściekać.

Już wiem, ze źle pojechałem. Wszystko się zlewa - śnieg, niebo..

Wracam. Przystaję przy skąpych krzakach. Zrywa się spłoszony zając. O dziwo - szaraki jeszcze są.

I jestem z powrotem w centrum. Choć jedno domostwo, to tu właśnie stoją gabloty z obwieszczeniami Urzędu Gminy. Zajeżdżam na podwórze myśliwego. Kilka zdań.

- Jak tam dzikie zwierzęta?

- Zachodzą do domów... Tu nie jest tak źle. Dokarmiamy.

Na drewutni wiszą skórki świeżo ściągnięte z królików. Biel skojarzona z czerwienią. To dla ptaków. Niech sobie dziobią.

Wyjeżdżam z podwórza tyłem i problem. Jest dobrze, jak jedziesz prostą drogą, gorzej, jak zboczyłeś i chcesz wyjechać. Bo między tą prostą drogą a tą uboczą tworzą się grząskie muldy. I w taką właśnie wpadłem. Nic nie pomaga technika jazdy - kołysanie wozem: do przodu, do tyłu. Śnieg - takie niby nic, a nie daje się ruszyć. Przychodzi myśliwy. Próbuje pomóc pchając, ale po chwili daje sobie spokój. Przynosi wiadro popiołu. Wyjeżdżam na główną.

Tym razem skręcam w prawo. W oddali widać blok i lasek. To tam. Jadę ostrożnie. Ktoś tu przejeżdżał ciężkim pojazdem, naruszając tę bezpieczną, utwardzoną warstwę. Trzymam się szerokich kolein.

I uff, jestem na podwórzu. Z chlewa wychodzi sołtys Piotr Kurowski. Młody człowiek (28 l.) w roboczym ubraniu. Tak pozować do zdjęcia? I jeszcze ze zwierzętami? Nie ma mowy.

Szkoda. Najciekawsze zdjęcia są właśnie takie.

Wchodzę do domu, mam poczekać. W kuchni dwie kobiety i mężczyzna grają w tysiąca. Śliczne by było rodzajowe zdjęcie. Ale też nic z tego. Humor im dopisuje, ale do fotki to nie.

Rozkładam laptopa w pokoju. Po kilkunastu minutach wchodzi sołtys. Od tysiąca odrywa się też Kurowski senior. Będzie pomagał w rozmowie.

Najpierw ustalamy, gdzie jesteśmy.

Zawada leży, ogólnie mówiąc, między Kleszczewem a Tomaszewem. Do Kleszczewa - ponad 3 km, do Tomaszewa - ze 3,5, do Jaroszew - wioski - ze 2,5, ale prywatną, polną drogą (Jaroszewy należą już do gminy Skarszewy), do Jezierce - 2,5. Kurowscy mieszkają na samym końcu sołectwa. 200 metrów dalej rozciąga się już gmina Skarszewy. Do centrum Zawady, gdzie mieszka myśliwy i hodowca Henryk Szynkowski - około 700 metrów.

Pan Piotr jest sołtysem od 3 lat, czyli od momentu powstania sołectwa. Wcześniej Zawada była przysiółkiem Tomaszewa, a jeszcze wcześniej Jezierc. Liczy sobie 5 budynków mieszkalnych (kiedyś - dopowiada ojciec sołtysa - było tu 27 domów), rodzin osiem, 20 mieszkańców.

- Najmłodsza, Agatka - mówi żona sołtysa Ewelina.

Piotr ukończył Technikum Drzewne w Starogardzie, potem studiował politykę socjalno-samorządową. Po roku przerwał studia, bo rodzice, Teresa i Józef, z powodu choroby nie mogli pracować na gospodarstwie i musiał ich zastąpić. Potem zdobył zaocznie w Kościerzynie wykształcenie technika rolnika. W wyborach sołtysa był jedynym kandydatem.

Zawada postanowiła oderwać się od Tomaszewa, bo nigdy dla nich nie wystarczało środków.

- Byliśmy przysiółkiem i nie nikt tu nie robił żadnych inwestycji. Wystąpiliśmy, bo ani nie mamy wody, ani nie mieliśmy porządnej drogi - mówi Piotr Kurowski. - Tomaszewo się zgodziło i Rada Gminy Zblewo też.

Pan Piotr jako sołtys ma już dokonania. Droga z Jezierc do Zawady na odcinku 1,5 km została utwardzona tłuczniem, centrum wsi otrzymało oświetlenie, zostały wstawione znaki miejscowości, poprawiono i oznakowano przepust. No i chyba najważniejsze - dzieci są dowożone do szkoły w Kleszczewie. Przedtem chodziły do Jezierc, a dopiero stamtąd zabierał je samochód... jakie plany?

- Chciałbym, żeby zrobiono wodociąg. Oczywiście jeżeli gmina dostanie dofinansowanie z UE. Wniosek został złożony. Przydałaby się też jakaś wiata, w której mogliby się spotkać mieszkańcy.

Panowie mówią, że na dojazd nie mogą narzekać. Odśnieżanie jest super. A z tą wysokością zasp to nie przesada. Dwa metry i ponad. Widać było, że koparki miały problemy. Takie wysokie zaspy, bo są tu głębokie drogi.

Co tu jeszcze o Zawdzie... Obok lasek i bagnisko. Zwierzęta chodzą spokojnie po polach, również i dziki, o swojej porze zlatują się tu żurawie. Czasami przyjedzie z miasta jakiś pan doktor i zauroczony pyta, za ile by sprzedali kawałek ziemi. Nic z tego. Wszystkie ziemie po byłych PGR-ach Kleszczewo (pod które podlegała Zawada) zostały albo wydzierżawione, albo sprzedane. Nie ma też możliwości powiększać gospodarstw. W Zawadzie nie ma już ziemi na sprzedaż.

Gospodarstwo Kurowskich liczy 47 ha. Ziemia klasy IV, V i VI. Sołtys ma 12 krów, 34 sztuk bydła. Produkuje mleko - 26 tys. litrów rocznie. Odbiera OSM Skarszewy, bo najbliżej i lepiej płaci niż OSM Starogard.

- Studiował pan politykę itp. Wynika z tego, że nie chciał pan wrócić na wieś...

- To prawda. Myślałem o innej pracy. Już nawet myślałem o praktykach w gminie. No ale tak się złożyło, że dwaj bracia, Tadeusz i Roman, uczą się w szkole i musiałem wrócić. Inna sprawa, że podczas zaocznych studiów też tu pomagałem.

- Nie chce się pan przenieść w przyszłości do miasta?

- Nie przyniesiemy się. Bo człowiek jest przywiązany - wyjaśnia pan Piotr.

- My się przeniesiemy, a tu przyjdą z miasta, tak? - dodaje z sarkazmem jego ojciec.

- A jak z komunikacją? Telefony są?

- Mamy stacjonarne. Kiedyś, to było za Damaszka, w Zawadzie miał sołtys - mówi ojciec sołtysa. - Teraz mamy komórkowe.

- A internet?

- Niestety, nie ma zasięgu. Zostaje opcja przez komórki - sołtys z techniką jest na bieżąco.

- Na sesjach widać, że nieraz sołtysi zostają radnymi...

- To prawda. Nasza Rada Gminy składa się z sołtysów gdzieś w jednej czwartej.

- A pan nie myśli, by kandydować na radnego? Jest pan wygadany...

- Na razie całą energię wkładam w gospodarstwo i rodzinę. No i się uczę. Od kilku lat biorę udział w olimpiadach młodych producentów rolnych. W tym roku byłem czwarty w powiecie.

Rodzina Kurowskich. Od lewej: Ewelina, Agatka, Piotr, Teresa i Józef. Fot. Tadeusz Majewski

Robię zdjęcie Kurowskich. I zapisuję jeszcze numer komórki pana Piotra. Żeby go poinformować, kiedy już będzie tekst. To oficjalnie. Nieoficjalnie myślę sobie, że jak się zakopię w śniegu na tym zakręcie z rozbitym śniegiem, zadzwonię, by przywiózł mi wiaderko popiołu.

Powrót. Zbliża się zachód słońca.

Tadeusz Majewski










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz