poniedziałek, 24 lipca 2006

Zelgoszcz wielkich ludzi

Przed Świętem Zmarłych pani Teresa Dąbrowska z domu Michna robiła porządek przy prostym drewnianym krzyżu w Zelgoszczy. Skończyła pracę, zaprosiła nas do swojego pokoju, wyjęła pudełko ze starymi zdjęciami i zaczęła opowiadać. Opowiadanie zakończyła jakby klamrą - otóż wywiodła, skąd wziął się naprzeciw jej posesji, leżącej przy ostrym zakręcie w Zelgoszczy, ów krzyż, przy którym pracowała. Zelgoszcz wielkich ludziArtykuły Pani Teresa Dąbrowska mieszka w Zelgoszczy od 28.01.1932 roku, "od daty urodzenia". Jej matka, Maria z domu Urban, "wywodząca" się z tego domu, urodziła się 3.06.1895 r. Ojciec, Józef Michna, "wywodzący" się z domu stojącego przy ulicy Bosej (dawniej Bosa Strona), "był urodzony" 10.02.1890 roku. Dziadkowie ze strony ojca, Antoni Michna i Julianna Michna z domu Zgryza, pochodzili z wybudowania Kranek koło Skórcza. Ojciec Marii Urban wywodził się z Wdy z osiedla Pawelec, a jej matka, Maria Damrath, z Zelgoszczy.

W szkole

Pani Teresa w Zelgoszczy mieszkała całe życie. Do tutejszej szkoły poszła o rok wcześniej. Ojciec chciał, by dzieci wyuczyły się jak najszybciej i zdobyły jakiś zawód. Poza tym pani Teresa, wówczas 6-letnia Tereska, była "bardziej pojętna" i wiedziała więcej niż jej rówieśnice. Po prostu "wciągnęli ją w naukę" czterej starsi bracia. Egzaminował ją kierownik Władysław Orlikowski i przyjął. W polskiej szkole uczyła się tylko rok, bo potem był wrzesień 1939. Orlikowski w 1938 r. poszedł na kierownika szkoły do Bobowa. Wrócił w kwietniu 1945 r. Ponieważ szkoła nie była odminowana (stacjonowało w niej wojsko i mieścił się szpitalik wojenny, musieli przyjść saperzy), przez dwa miesiące uczył małych, większych, wszystkich razem, może z 70 dzieci i młodzieży, na polanie u Wołoszyka. "Każdemu kartki dał, ale więcej uczył ustnie. Czytał książki, piosenek uczył, wierszy". I on był pierwszym powojennym kierownikiem szkoły.

Wykształceni przedwojenni

Przed wojną - co doskonale pamięta pani Dąbrowska - wykształconych było niewielu, bo to kosztowało. Ale kilku z nich potem się wybiło. Kształciły się dzieci gospodarzy Zuzanny i Teofila Bielińskich. Ich syn Gracjan został księdzem. Kształcił się Izydor Gentza, rocznik 1919, cała gromadka dzieci Sigmiilerów - Stanisław został nauczycielem i uczył w Warlubiu, Benedykt, Benek pojechał do Łodzi, Edmund był pracownikiem banku, przed wojną w Poznaniu, a po wojnie w Gdańsku, Roman - został leśnikiem. Wykształcenie zdobyły dzieci Adama i Benedykty Machuttów - Janek był nauczycielem (pani Teresa nie wie, gdzie przed wojną, po wojnie w Kwidzynie), a Franek był leśnikiem. Gimnazjum miał Józef Milewski i Paweł Wyczyński. Syn sklepikarza Józefa Poznańskiego, też Józef, został nauczycielem i uczył w Zelgoszczy. Dyrektor dawniejszego gimnazjum w Starogardzie Raszeja miał w Zelgoszczy brata Jana Raszeję, który prowadził sklep spożywczy. Dzieci Jana Raszei też uczęszczały do gimnazjum, "ale to były panienki". Aha, i jeszcze ks. Bernard Bona - misjonarz. Przebywał na misjach w Indiach. Po wojnie napisał książkę "Garść ryżu". To wszyscy, którzy wykształcili się przed wojną.

Studenci działali w czasie okupacji w "Jaszczurce"... Niemcy - Polacy... Tu było tylko dwóch Nimeców: Eryś Minuth i Kurt Kalinowski. Minuth wywłaszczył Jana Raszeję i wprowadził się do jego domu. Został w okresie okupacji sołtysem.

Krowa a nauka

"Ani jeden przecinek cztery procent nie miało wykształcenia?" - tak mówi pani Teresa. Wiadomo, to wykształcenie wiązało się z pieniędzmi, a raczej z ich brakiem. Z tego względu ojciec Łucjan Wyczyński nie chciał dać kształcić syna Pawła. Dał dopiero wtedy, gdy ówczesny kierownik szkoły Cichocki postarał się dla Pawła o stypendium. Paweł poszedł do gimnazjum w Starogardzie, a potem dalej, dalej. I został wielkim profesorem.

Kosztował ubiór, podręczniki, no i środki lokomocji, czyli pociąg. "Tu była tylko kolej. Stacja - od 1,5 do 2 km, jak dla kogo". Młodzi jechali do Skórcza, a stamtąd do Starogardu.

Brat Klemens

Jeden z czterech braci pani Teresy, Klemens Michna, ukończył podstawówkę i chciał iść uczyć się "za elektryka" do Gródka koło Warlubia, gdzie była elektrownia. Ale to był za duży koszt. W sumie 130 zł miesięcznie - wyżywienie, ubiór. A 180 zł kosztowała krowa. W domu Michnów rozpętała się burza. "Chłopcze, dwie krowy ci nie starczą na kwartał" - grzmiał ojciec pani Teresy. Dla porównania dzisiaj krowa kosztuje z 1800 zł. Mleczna. Klemens w końcu wyuczył się "na zwykłego ślusarza mechanika". Potem zgłosił się do Wojska Polskiego, do lotnictwa. Ale nie zdążył polatać, bo wybuchła wojna. W czasie okupacji był w Wehrmachcie, potem walczył pod Andersem. Po wojnie zamieszkał w Pelplinie, a stamtąd poszedł do Gdańska, do stoczni.

Pozostali bracia

Czyli Klemens nie wrócił do Zelgoszczy. Dwóch innych braci pani Teresy też - "padli na froncie wschodnim". A tego czwartego, najmłodszego, Rosjanie wzięli do niewoli pod Poznaniem i zawlekli do Woroneża. "Tamuj był jako niewolnik". Wrócił we wrześniu w 1945 r. do Zelgoszczy, a potem poszedł uczyć się za rzeźnika w Pelplinie. Niestety, w tej niewoli zachorował "na tarczycę". Dzisiaj ta choroba nazywa się nowotwór. Zmarł w 1951 roku w wieku 23 lat.

Albo nauka, albo gospodarstwo

Pani Teresa chodziła przez rok do polskiej szkoły, potem do niemieckiej, a od kwietnia do 24 czerwca 1945 r. na polanę Wołoszyka, gdzie kierownik Orlikowski uczył gromadę dzieci. A po tych dwóch miesiącach przestała chodzić, bo ojciec chorował i musiała robić w polu. Została "uwiązana" do gospodarstwa. Ona i jej młodsza siostra Łucja. A w wieku 22 lat, kiedy jeszcze nie była zamężna, została na tym gospodarstwie już zupełnie sama. Lepsze czasy nastały, gdy siostry wzięły sobie za mężów braci Dąbrowskich z Wyrębów Wielkich. A potem znowu gorsze... Pani Teresa od 1969 roku została wdową. I znowu sama na gospodarstwie z 12-letnim synem. Pracowała do 1990 roku. Teraz gospodarzy już dorosły syn Eugeniusz. Gospodarstwo ma 13 ha.

Szkoła zawsze miała wielki wpływ na wieś. Jej kierownicy są w historii Zelgoszczy niczym kamienie milowe. Po Orlikowskim przyszedł Edmund Trzoska, po nim Alojzy Grubba, po nim Bernard Sarnowski z Lubichowa, po nim Jan Cybula z Kasparusa. Czasy się zmieniały, łatwiej było o naukę. "Ze wsi za komuny kto chciał, mógł się uczyć". Ale czy się uczył? Pani Teresa uważa, że tak. "Toć dzisiaj każdy z ludzi, którzy mają od 30 do 50 lat, ma zawód, ukończył przeważnie zawodówkę. Autobusami łatwiej było dojeżdżać, nauka mniej kosztowała, a punkty? No, też coś dawały".

Krzyż

Ten krzyż powstał z okazji wojny szwedzkiej. Bo tutaj, w tym miejscu, na tym zakręcie - tak opowiadała babcia pani Teresy - był szwedzki cmentarz. Jak budowali przez Zelgoszcz ulicę, zlikwidowali cmentarz i wszystkie zwłoki przesunęli na ten skwerek, i postawili w tym miejscu krzyż. "Ta pierwsza chorągiewka to była z datą 1700..., 1600... Kiedy była ta wojna szwedzka?". Krzyż stał do 1939 roku. Wtedy ścięli go Niemcy. W 1945 Niemcy, przed walkami w Zelgoszczy, wygnali Michnów z domu. Schowali się w Lubichowie na Murawach, u Wesołków ("ona, Maria, była kierownikiem szkoły"). W szopie siedziało ze dwanaście osób. Nagle wleciał granat. Leciał może ze 30 centymetrów nad głowami. Potem wybuchł, ale ludziom nic się nie stało. Ojciec pani Teresy pierwsze co powiedział to to, że jak przyjdzie do domu, to na miejscu postawi krzyż. I postawił. I tak ta opowieść się zamknęła.

Kierownicy

Wgłębiamy się jeszcze bardziej w czas przeszły. Pani Teresa rzuca datami jak automat. Ma kobieta pamięć! Historię rodziny, szkoły i wsi ma w małym palcu. Jej krewni nalegali, by napisała kronikę o babciach i dziadkach, ale ona przez późniejsze szkolne zamieszanie nie umie tak "rychtyk pisać po polsku".

Wysłany przez Admin opublikowano wtorek, 17 luty, 2004 - 23:36

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz