Brunon Warmbier jako nieliczny w powiecie jest tu radnym już czwartą kadencję. Opowiada nam między innymi o tym, co chciał zmienić w tej turystycznej stolicy (jeszcze) Kociewia w 1989 roku, kiedy to po raz pierwszy postanowił włączyć się w życie publiczne.
Brunon Warmbier (53 l.) od 1972 r. pracuje w Polpharmie, obecnie jako brygadzista transportu. Żona pracuje w szkole w Lubichowie. Oboje mieszkają przy ul. Kociewskiej w centrum Ocypla. Z jego okna widać kawał miejscowości. Od czasu do czasu do tego okna podchodzimy. Radny Brunon pokazuje, o jaki fragment wsi mu chodzi.
Jest pana radnym już cztery kadencje. Czy działał pan publicznie przed zmianą ustroju?
- Nie. Wszystko się zaczęło od 1989 roku. Sąsiedzi się skrzyknęli i zaliczyłem głosy. Oczywiście byli kontrkandydaci. To, że jestem już czwartą kadencję radnym, to zasługa ludzi. Innym radnym stąd, już drugą kadencję, jest Jerzy Landowski. Kiedyś reprezentował lewą stronę Ocypla, a ja prawą. To nie ma nic wspólnego z poglądami. Takie były obwody głosowania. Lewą od głównej ulicy i prawą. Teraz obwód jest jeden.
1989 rok. Wielu ludzi zaczęło wtedy działać w przekonaniu, że będzie można coś zmienić. Co pan chciał zmienić?
- Widziałem, jak z tej wioski "ciągną", a nic nie dają. Najwięcej "ciągnęła" Gminna Spółdzielnia. Oni tu w sezonie w restauracji "Jagoda" sprzedawali 800 obiadów dziennie. Mieli tu nawet swoją hurtownię, gdzie sprzedawali swoje produkty (radny pokazuje przez okno - była tuż za ulicą). W tamtym czasie był tu jeden jedyny sklep, GS-owski. Brakowało kiełbasy i wódki, ale było wino. Oni na wszystko mieli monopol. W 1990 roku oprócz zatrudnienia nic nam nie dawali, nic nie pobudowali - żadnej infrastruktury, na przykład sportowo-rekreacyjnej. W latach 1989-1990 myślałem, że da się skończyć z tą nieuczciwością.
Ile tu przyjeżdżało ludzi w okresie PRL-owskim?
- Przyjeżdżali do Ocypla znad morza. To była taka zamiana miejsc. Ze Śląska przyjeżdżali nad morze, wynajmowali mieszkania, a ci znad morza w tym czasie przeprowadzali się do Ocypla. Tutaj było o trzy, cztery razy taniej i oni na tym zarabiali. Kiedyś był tu też ZMS-owski obóz. Rozstawiano od 120 do 140 namiotów. Szacunkowo w czasach PRL-u przyjeżdżało do nas gdzieś około 5 tysięcy ludzi.
I po tych 15 latach jest ten Ocypeljest?
- To zamknięte okno na świat. Jest coraz gorzej. Polikwidowali prawie wszystkie dojazdy. Po południu do Ocypla już się nie dojedzie. Jeszcze dwa lata temu o 22.20 był powrót ze Starogardu. 15 czerwca 2003 roku dyrektor PKS zawiesił kurs, wcześniej sprzedając na cały czerwiec bilety miesięczne. A dwoje ludzie jeszcze jeździło do pracy. Czy tak się robi? Pociąg zlikwidowali 10 lat temu. W tej chwili o 4.30 rano jest wyjazd do Starogardu, a już o 20.40 przyjazd. A w soboty i niedziele - "kaplica". Do tego cena biletu do Starogardu wynosi 10 zł. W jedna stronę. Paradoksalnie zwiększył się ruch, ale tirów. To skandal, żeby tędy, przez Wdę, Ocypel, przejeżdżały ciężkie samochody. Mieszkańcy podpisali się pod petycją do starostwa w tej sprawie, ale nic to nie dało... Generalnie kondycja mieszkańców Ocypla popsuła się, jak przestał sobie radzić Starogard. Tam jest coraz większe bezrobocie i to się odbija na nas.
Ale tu widać jednak pozytywne zmiany. Sporo osób się pobudowało. Sporo jest odnowionych...
- Owszem, przez te 16 lat powstało trochę domów, ale mieszkańcy Ocypla mało budowali. A te inne domy są wykupione przez ocyplaków, którzy mieszkają za granicą. Bo z Ocypla dużo osób uciekło na Zachód. Zimą widać, ile domów stoi pustych. Tam, gdzie jest odszuflowany śnieg, tam są ludzie.
Zimą zobaczymy, ile jest odszlufowanych... Mimo wszystko Ocypel nadal jest uważany za turystyczną stolice Kociewia.
- Tymczasem nawet w sezonie w Ocyplu nie można zjeść prawdziwego obiadu. Jest tu tylko tak zwane szybkie jedzenie. A w ośrodkach obiad trzeba wcześniej zamówić. Ośrodki same się zaopatrują. Wszystkie, Matrix, Biedronka, Janina, "Cukrownia", mają swoje sklepiki. Jaja od kury też tu nie kupi. Nie ma tu ludzi, nie ma biznesu. Ocypel swoje pięć minut już miał - tak mi powiedział jeden z radnych powiatowych.
Czyli że wczasowicze są samowystarczalni. Mają swoje obiady, sklepy. To zrozumiałe, wychodzi taniej. Nie da się jednak na kimś zarobić?
- Można było zarobić na tych, co mieszkali na dwóch polach biwakowych należących do Lasów Państwowych. Po ZMS-owcach, już w latach 90., na te pola przyjeżdżali studenci z całej Polski i ludzie ze Śląska. To byli klienci, którzy kupowali we wsi. Ale te pola zamknęli ze względu na brak ubikacji.
Mówił pan, że kondycja Ocypla się popsuła, bo przestał sobie radzić Starogard. To już będzie taka tendencja w tym powiecie. Być może w bliskiej już przyszłości trudniej będzie znaleźć pracę w Starogardzie niż w Ocyplu. To ma być powiat rolniczo-turystyczny. Tu, w Ocyplu, zwłaszcza turystyczny. Z jeziorami, lasami, bobrami. A może ocyplaki nie mają pomysłu na jakieś biznesy?
- Bóbr jest największym terrorystą niekaralnym w naszym kraju... A pomysły to by były, ale ludzie nie mają pieniędzy.
Kiedy właśnie często słyszymy, że choć są pieniądze, to nie ma pomysłów... Może pan kilka zdradzi?
- Można by zbudować pola namiotowe o właściwym standardzie. Albo można by kupić ze 20 kajaków czy rowerów wodnych. Do tego trzeba mieć przyczepę, wiosła, kapoki. Jeden kajak kosztuje ok. 1000 zł. Hangary są. Przydałoby się odnowić flotę, bo to co tu jest, to przestarzałe. Dobrze by było, żeby ocyplaki z zagranicy pomagali tym na miejscu pchnąć coś do przodu.
Tekst D.S. i T.M.
Brunon Warmbier: - Widziałem, jak z tej wioski "ciągną", a nic nie dają. Najwięcej "ciągnęła" Gminna Spółdzielnia...
Na podstawie tekstu zamieszczonego w Tygodniku Kociewiak - dodatek do Dziennika Bałtyckiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz