wtorek, 2 listopada 2004

Patrzą sobie w oczy jak przed laty

STARA JANIA. GM. SMĘTOWO. - My tu urodzone, wychowane, ożenione i co tu gadać? - mówi Elżbieta Sikora, która wraz z mężem Feliksem obchodzi w tym roku złote gody.
Elżbieta i Feliks nie musieli się daleko szukać. On pochodzi ze Starej Jani, ona z Leśnej Jani.Patrzą sobie w oczy jak przed laty

Pan Feliks pochodzi ze Starej Jani, jego żona z Kościelnej, więc nie trzeba było długo się szukać. Sympatyzowali ze sobą 2 lata. Ślub wzięli w Kościelnej. Pytamy o wesele.

- Odbywało się w domu rodzinnym - pani Elżbiecie, kiedy o tym opowiada, błyszczą oczy. - Duże było, prawie pięćdziesiąt osób. Majki z Barłożna grali, trzy pary maszków były... Mocno do góry mnie rzucali, a tam było nisko. Rąbnęłam głową...
Pan Feliks pracował jako murarz w miejscowym Państwowym Gospodarstwie Rolnym i wyrobił sobie emeryturę. Jego żona sprzątała biura. - Mieszkaliśmy wtedy w pałacu, więc zeszłam tylko na dół, bo tam mieściły się biura.

Sikorowie mają czworo dzieci. Najstarszy Zenek jest ochroniarzem w Nakle, a najmłodsza Bożenka przy mężu w Pelplinie.
- Teraz, jak każdy ma swoje, to dopiero o to dba. To nie to samo, co kiedyś. Za "czerwonych" owszem każdy miał robotę, piątego dostał pieniądze, a dwudziestego nie miał na chleb. Trzeba było dorabiać. Nasze dzieci jeszcze spały, jak ja wychodziłem, a już spały, jak przychodziłem. Ciągle szło się na szałki. Dobre było to, że przy PGR-ze chowaliśmy sobie świnki, bo dostawaliśmy zboże. Na wesele naszych córek sami uchowaliśmy prosiaki. Z samej wypłaty na niewiele wystarczyło - mówi pan Feliks.

W domu Sikorów czyściutko i cieplutko. Jubilaci patrzą sobie w oczy tak samo jak przed laty. - U nas zawsze była zgoda. Nikt nikomu nie plądrował po kieszeniach - mówi pani Elżbieta. A jej mąż dodaje: - Wychowanie każdy wynosi z domu. U mnie ojciec nigdy nie krzyknął na matkę, więc mnie nic takiego też nie przyszłoby do głowy. Żona jest pracowita. Dba o dom. Szyje, robi skarpetki na drutach, ale wszystko na własne potrzeby...
Rzeczywiście, pani Elżbieta wychodzi do drugiego pokoju i po kolei przynosi szuflady pełne nowych skarpet - w jednej dla kobiet, w drugiej dla mężczyzn. Nam też się jedna para dostała. Dziękujemy.

Teresa Wódkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz