czwartek, 4 listopada 2004

Jak powstawało nowe osiedle w Zblewie

Tzw. osiedle młodych w Zblewie powstało znacznie wcześniej, bo za Gierka. Oba z mozołem, metodą gospodarczą budowali "milionerzy" (tak nazywano tych, którzy w PRL-u porywali się na budowę własnego domu). Oba do dziś nie mają centrów handlowo-usługowych, sportowych, domów kultury czy kościołów. Ale to zblewskie jest - rzec można - dużo bardziej zaawansowane niż to skórzeckie. Są tu utwardzone drogi i kanalizacja, a to bardzo dużo

Idziemy z centrum Zblewa przez pole. Będzie tu niedługo ulica, która połączy "osiedle młodych" z główną częścią wsi (?), miasteczka (?). Na osiedlu sporo PRL-owskich kostek już przebudowano po nowemu. Mają ładne dachy, są wielkie. Widać, że osiedle przeżywa drugą młodość.







Gierek pomógł pożyczkami

Posesja osiedlowego pioniera - Władysława Proroka. Gospodarz chętnie opowiada o trudach budowy własnego.
- My zaczęliśmy w kwietniu 1974 roku, a w listopadzie już się wprowadziliśmy. Gierek pomagał pożyczkami. 20 procent własnego wkładu, reszta, 100 tys. zł, oprocentowane na 3 procent, to kredyt. Spłata - 30 lat. Ale była dobra koniunktura i odwilż i z tą pożyczką uporałem się trzy razy szybciej.
Prorok, wówczas pracownik melioracji, jak większość sąsiadów murarką zajął się sam. Nauczył się podpatrując murarzy. Pomagali szwagier i sąsiedzi. Pustaki robił sam.

- Nie było łatwo. Ten ciągły brak materiałów, kilkumiesięczne kolejki... Trzy miesiące czekałem na cement na strop. Pustaki wyrabiałem sam.

Oni pierwsi zrobili wykopy
- Ludzie sobie pomagali i wymieniali się budulcem - mówi Eryka
Ronkowska.
Ronkowscy pierwsi wykupili grunt i rozpoczęli prace budowlane, lecz Prorok był szybszy. Kiedy on palił już w piecu c.o., oni, strudzeni półtoraroczną pracą, dopiero wprowadzali się do domu z barakowozu. Panią Erykę wcześniej ciągnęło do blokowego "M", jednak mąż postawił na swoim. Co musieli czuć, gdy w 1974 r. przyszli na puste pole? Dom stanął dwa lata później. Budowali jak wszyscy inni.
- Sąsiad miał konia i był murarzem. Pomagaliśmy sobie. On przywoził żwir ze żwirowni, a my mu wyrabialiśmy pustaki - mówi pani Eryka. - Stropy zalewaliśmy wiadrami. Niejedną noc spędziliśmy czekając na swój przydział budulca. Mąż, co mógł, kupował od pracodawcy. Fundamenty budowaliśmy "na bazie" trelinek. Dom jest solidny. Ciężko w ścianie wywiercić dziurę.

Rachwał obiecał drogi

Kazimierz Rachwał, wówczas pracownik Rejonu Dróg Publicznych w Kościerzynie, mówi, że osiedle miało szczęście. Akurat reorganizowano rejony dróg publicznych. Zblewo i Kaliska przeszły ze Starogardu pod Kościerzynę. Generalnie wtedy drogi się poprawiły. To wówczas na przyszłe osiedle przyjechały dwa wozy tłucznia z Łubiany. Z nich powstał dojazdowy przesmyk ze skarpy od szosy na teren budowy. Zaraz potem przybyli "osadnicy": Prorok, Gołwińska, Pepliński.
- Dzięki współpracy rejonu z roztropnym naczelnikiem gminy Bernardem Damaszkiem powstawały osiedlowe drogi, a przedtem burzówka - mówi pan Kazimierz. - Osiedle projektował inż. Michałek. Miało początkowo sięgać od łąk po ul. Północną.

Wodę w konie

Brak było podstawowych mediów: wody, prądu, kanalizacji. Pobudowano studnie. Prorok zorganizował zasilanie, kabel dostarczył pan Kazimierz. Wodę doprowadzono pod koniec lat 70. pod chodnikami. Wcześniej, kto nie wykopał studni, przywoził ją w konia w baniach z rowu. Chodnik budowali mieszkańcy. Gmina zakupiła płytki, a oni układali. Kazimierz Rachwał za punkt honoru postawił sobie utworzenie osiedlowej sieci dróg i z obietnic składanych sąsiadom się wywiązał.
- Robiłem to dla ludzi. Nigdy nie myślałem o gratyfikacji.

Czas rozkwitu

Lata 1974 - 1981 to czas rozkwitu. Wtedy powstała większość domów, doprowadzono media. Później jedynie doszła kanalizacja, która wyparła szamba.
- Kanalizacja, efekt wybujałych ambicji gminnych - z ironią mówi Rachwał. - Zbudowano ją, jak i oczyszczalnię przy ul. Pinczyńskiej, według szwedzkiego projektu. Cóż z tego, skoro obecnie nie jest w stanie sprostać normom.
Był też inne osiedlowe inwestycyjne zapędy, na przykład budowa wspólnej, osiedlowej kotłowni. To upadło w zarodku. Zbudowano plac zabaw, ale ten już upadł dosłownie. Na skutek działania chuliganów i zaniedbań. Widać, że to mieszkańców nie interesowało.
- Nie ma "płaszczyzny" usługowo-handlowej. Jedyne co, to pięć sklepów wielobranżowych - wylicza Eryka Ronkowska.
Nie ma szkoły, kościoła, kawiarni.

Sprzeciwił się Kukliński

Osiedle powstawało zgodnie z hasłem: "sypialnia w Zblewie, praca w Starogardzie". Rozpoczęło się to w latach 1972 - 1973 od przymusowego wykupu przez gminę gruntów ornych od gospodarzy. Kto się sprzeciwiał i nie chciał odbierać pieniędzy, tracił jeszcze więcej. Jedynie zbuntował się Kukliński, który przepędzał nowych mieszkańców.
Po wykupie obszar podzielono na ok. 160 działek (od 500 do 700 m2).

Etap zespolenia

- Dzisiaj osiedle rozbudowuje się równomiernie i wkroczyło już w etap całkowitego zespolenia urbanistycznego z miastem - twierdzi geodeta z Urzędu Gminy.
Jacy ludzie mieszkają na "młodych"? Na początku budowała się tu w zdecydowanej większości klasa robotnicza. Inna sprawa, że wszystkich, co zamarzyli o budowie własnego domu, nazywano milionerami. Obecnie przybywa ludzi zamożnych i wykształconych. Ich domy się wyróżniają. Nie umyka to uwadze "rdzennym" mieszkańcom. Ronkowska zauważa, że teraz mieszka tu dużo nauczycieli.

Ulice "botaniczne"

Ulice są tu historycznie pasywne, "botaniczne": Różana, Modrzewiowa, Akacjowa, Kasztanowa itd.
- Ta pierwsza - opowiada Prorok - miała nazywać się Smoleńcewa, od nazwiska radzieckiego żołnierza, który rzekomo poległ w rejonie zblewskiego dworca. Mieszkańcy się jednak sprzeciwili.
Osiedle też nie ma nazwy własnej. Miało być podobno XXX-lecia PRL-u, ale być może to tylko plotka. A swoją drogą szkoda, że nie ma nazw upamiętniających wielkie postacie Zblewa. Tymi miejscowość może się przecież poszczycić.

Było życzliwiej

Osiedle ma już swoją historię. A z niej rodzą się refleksje. Mieszkańcy często mówią o dawnej, dzisiaj niespotykanej osiedlowej solidarności. - Mam wrażenie - zauważa Rachwał - że ludzie darzą minione czasy sentymentem, bo mentalnie byli lepsi. Może ta mentalność była skrzywiona przez komunistyczną propagandę, lecz wszyscy byli pełni życzliwości, pozytywnie do siebie nastawieni i wzajemnie się wspierali. Obecne tego nie ma.
- Dziś, pomimo ogromnego trudu, jakie włożono w budowę osiedla, mieszkańcy nie odczuwają takiego przywiązania do niego jak niegdyś - dodaje Eryka Ronkowska. - Kiedyś było lepiej, życzliwiej. Teraz ludzie są zazdrośni i zawistni.

Na podstawie artykułu tygodnika Kociewiak środowe wydanie Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz