Antek od trzech lat jest stałym bywalcem "Konfrontacji", które odbywają się dwa razy w roku - wiosną i jesienią. Rozmawiamy z nim o imprezie i tym, co dzieje się dookoła niej. jeszcze więcej...
Mój brat to muzyka
Czy należysz do jakiejś subkultury?
- Tak należę, jestem "parkowcem". Ta kultura jeszcze istnieje w "centrum" parku miejskiego. Tam spotykają się młodzi ludzie szukający miejsca, w którym mogliby się z czymś utożsamiać. Spodziewają się znaleźć przyjaźń, poznać ciekawych ludzi. Istnieje jeszcze klub, w którym rządzi rock. I jest zawsze świetne piwo i atmosfera.
Dlaczego jesteś regularnie na "Konfrontacjach"?
- Lubię grę na żywo. Jest to o wiele lepsze niż muzyka w zaciszu domowym. Panuje przyjacielska atmosfera. Pełen luz. Wszyscy są dla siebie braćmi. A nasz i mój wielki brat to muzyka. Gdy na scenę wychodzi zespół i ma za chwilę zagrać, czuje się zniecierpliwienie. Jesteśmy ciekawi, co dla nas przygotowali. Po pierwszych dźwiękach zaczyna się "pogo" (chaotyczny ruch wszystkimi częściami ciała we wszystkie strony, przyjazne przewracanie się nawzajem - red.). Nie obejdzie się bez drobnych kontuzji, ale to wszystko w jak najlepszej atmosferze. Po każdym utworze jest gromki aplauz. Tak dziękujemy kapelom za grę i za to, że dali nam to, co chcieliśmy. Na "Konfrontacjach" gra jest ostra. Mam tu na myśli metal, punk, gotyk, def, black, czyli to, co w muzyce najlepsze. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim może się to podobać. Niektórzy mówią, że to prymitywne, ale może właśnie powrót do dżungli jest czasem człowiekowi bardzo potrzebny. Pozwala przeżyć.
Jak oceniasz te "Konfrontacje"?
- Na pewno to już nie to, co kiedyś. Obecne nie cieszą się taką popularnością i prestiżem. Dawniej zainteresowanie było większe. Było więcej kapel i, z żalem można powiedzieć, lepszy poziom. Ale jesteśmy dobrej myśli. Konfry na pewno są przeżyciem niezapomnianym. Cieszy fakt uczestnictwa młodych ludzi, którzy dopiero poznają czar muzyki i mają okazję poczuć to coś.
Co dają "Konfrontacje" zespołom?
- Głównym celem "Konfrontacji" jest przegląd zespołów, które na co dzień nie mają szans zaistnienia. Dają im się szansę wystąpienia na żywca przed publicznością, możliwość sprawdzenia się i oczywiście wzajemnej rywalizacji. Pierwsze miejsce dla nikogo nie mogło być szokiem, gdyż zespół "Noctis" na swoim podwórku w swoim klimacie nie ma sobie równych. Chłopaki z wokalistką na czele są po prostu świetni. Konfrontacje organizuje się również dla publiczności. Szczególnie tej żywiołowej, chcącej oddychać i żyć. Po prostu zaj... impreza.
Na imprezie było widać, że ta strój ściśle wiąże się z muzyką...
- Muzyka pozwala siebie wyrazić, a strój utożsamia cię z nią. Pokazanie danego stylu sprawia, że jesteś szczęśliwszy i czujesz się przez to pełniejszy.
A ta muzyka i taki - dla kogoś z boku - dziwaczny taniec?
- Od samego początku kultury muzyka i taniec były nierozerwalnie połączone. Drogi kumplu, zdaję sobie sprawę, że taniec jest pojęciem względnym, a co za tym idzie, każdy tańczy tak, by wyrażać muzykę i robi to na swój sposób, jak czuje. Rzeczywiście efekt tego dla osoby stojącej z boku może być porażający, a nawet wręcz odpychający. To, jak zachowujemy się pod sceną, nie jest naszą miarą i nie świadczy o nas. Ten "taniec" jest doznaniem tak i osobistym, intymnym, jak i zbiorowym.
A co ty czujesz, słysząc taką muzykę?
- Człowieka na wskroś przenikają emocje, zawarte w tym, co słyszymy. Można znaleźć tam radość, miłość, smutek, żal i nienawiść. To właśnie odczuwanie skrajności jest chyba największym odczuciem, który odnoszę.
Czy rozumiesz, co chcą ci przekazać wykonawcy? Czy rozumiesz słowa?
- Ależ oczywiście. Przecież mówiłem o odczuwaniu skrajności. Jasne, że sama dynamika, rytmika i ścieżka melodyjna to nie wszystko. Wokal jest bardzo ważną częścią składową kompozycji. Dopiero te wszystkie elementy współgrające ze sobą tworzą przekaz, a tym samym nastrój. Oczywiste jest, że wszystkiego nie jesteś w stanie usłyszeć. Może dlatego, że ta muzyka jest tak oszałamiająco głośna.
Czy SCK jest odpowiednim miejscem na to?
- Ma się rozumieć. Po pierwsze dużo miejsca, po drugie klimat sali. Minusem jest jak zwykle nagłośnienie, za co nie można winić nikogo. Ba, z tym sprzętem, który jest, dzieją się cuda.
Jesteście tak niebezpieczni, że potrzebujecie ochrony?
- Na każdej imprezie może zawsze znaleźć się czarna owca. Jakiś nieszczęśnik, któremu po prostu odbije. Istnieją granice, których nie wolno przekraczać.
Twoja ocena tych "Konfrontacji"...
- Duża różnorodność. Wszyscy się postarali. Mogę się jedynie dziwić i zastanawiać nad brzmieniem zespołu "Dewastator". Chyba za mało wypili. Ale wybaczam im to. Niemałą gratką był występ gwiazdy wieczoru "Jordan". Trafili na dobrze rozgrzaną publiczność. To oczywiście zasługa grających wcześniej. Nie dość, że potrafili podtrzymać żar, to podkręcili atmosferę do maksimum. Podczas gdy chłopaki grali reggae, publiczność ruszyła do masowej zabawy, choć nie tak brutalnej jak na początku. Ale zrozumcie, przecież to reggae. Można było pośpiewać do mikrofonu (ktoś sobie wchodzi na scenę i śpiewa - red.), a ich frontman (wokalista - red.) jest nie do przebicia. Na uwagę zasługuje też zespół "Paragraf 148", których teksty z życia wzięte w połączeniu z punkowymi zagrywkami gitarowymi, świetnym biciem perki dawało znakomity efekt.
Chciałbyś znaleźć się po drugiej stronie, na scenie?
- Mam już pewne plany. Gram na gitarze, ale nie mam z kim mojego marzenia ziścić. Jeszcze nie spotkałem "wariatów" chcących tworzyć muzykę składająca się z różnych stylów, chcących grać po trochu wszystkiego, a w konsekwencji stworzyć własny styl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz