piątek, 26 listopada 2004

Wycinki. Otoczeni przez letników

"My jeszcze nie wiemy, ile dostaniemy dotacji z UE, ale sąsiedzi już wiedzą, już nam obliczyli".
Barbara i Roman Erdanowscy, z wykształcenia i pochodzenia rolnicy, gospodarują na 10 ha gospodarstwie. - Mało mamy ziemi, ale w Wycinkach się jej nie dokupi. Ludzie sprzedają ją pod domki letniskowe po zawrotnej cenie.
Gospodarstwo nastawione jest na hodowlę koni i trzody chlewnej, ale konie są dużo ważniejsze.









Skąd konie
Na początku lat 90., kiedy letnicy budowali się coraz bliżej Erdanowskich, Barbara i Roman skończyli kurs agroturystyki. Dowiedzieli się, jak poprawić sytuację finansową zajmując się też turystyką. Założyli małą stadninę. Na początku były dwa konie, ale wkrótce kupili od jeszcze sześć. Piękne były, rasy wielkopolskiej. Do przejażdżek.
W 1999 r. Roman, który całkowicie odpowiada za konie - karmi je, poi, wypuszcza na wybieg, lonżuje - przeszedł na konie zimnokrwiste.
- Przeszedłem wyłącznie na hodowlę - mówi. - Obecnie mam ich dziesięć. Niektóre sprzedaję, inne zatrzymuję. Decyduje o tym budowa zwierzęcia. Co roku weryfikuję stado. Konie są drogie. Za klaczkę - źrebię dziś można dostać 3 tysiące złotych, dorosły koń kosztuje jakieś 6 tysięcy. Ogier z licencją na aukcji osiąga wartość 10 tysięcy.
Ciągle się uczą
Roman tę hodowlę traktuje po części jako hobby. Cała rodzina zresztą uwielbia konie i bez nich nie wyobraża sobie życia. 17-letnia córka Małgosia może o nich opowiadać bez końca, a jej młodszy brat to dopiero znawca. Czołowe miejsca na półkach zajmują "Poradnik Jeździecki" i "Wielka Encyklopedia koni". Roman też kiedyś dużo jeździł po stadninach, gdzie wymieniał doświadczenia z innymi, bardziej wytrawnymi hodowcami. Dzisiaj czyta na bieżąco literaturę fachową i uczestniczy w szkoleniach organizowanych między innymi przez Polski Związek Hodowców Koni.

Unia kosztuje
Zapytany o wymogi unijne gospodarz zaczyna podobnie jak inni rolnicy narzekać. - Te wymogi wiążą się z bardzo dużymi kosztami. Chociażby takie paszporty dla koni. Właściciel musi zapłacić 50 zł od konia. A w stajni wymagane są posadzki nieprzepuszczalne, maty dezynfekcyjne. Dobrze, że doradztwo jest darmowe.
Teraz letnicy przeszkadzają
Roman nie powiększy stada, bo ma za mało ziemi. - Na tych Wycinkach już się nie da gospodarzyć. Wokoło same działki letniskowe, pełno psów, które gonią i obszczekują moje konie. A jak się zwróci uwagę, to pretensje. Ja może dotrwam z hodowlą, ale Tomek, mimo że bardzo lubi konie i się na nich zna, to nie wiadomo.
I pomyśleć, że jeszcze 10 lat temu z tymi letnikami Erdanowscy wiązali spore nadzieje. Inna sprawa, że wówczas niespecjalnie mówiło się o hodowli koni jako o sposobie zarabiania.

Jest też i trzoda
Trzodę chlewną Erdanowscy hodowali od zawsze. Dziś posiadają 40 sztuk. Narzekają oboje, jak wszyscy, na brak stabilizacji cenowej. - Co to za cena, jeśli dziś sprzedamy po 5 zł za kilogram, a jutro za 3? Ani zboże, ani bydło nie ma stałych cen. O opłacalności trudno mówić. My jesteśmy już za starzy, żeby się gdzieś zatrudnić, a gospodarstwo jest za małe, żeby przynosiło wymierne korzyści.
A pieniądze unijne?
- One tylko skłócą miasto z wsią. Tutaj sąsiadów też. My jeszcze nie wiemy, ile dostaniemy, ale sąsiedzi już wiedzą, już nam obliczyli - mówi Barbara.
Oboje podsumowują, że z tych obu hodowli można wyżyć, ale wystarcza jedynie na opłaty i wyżywienie. Nie ma mowy o żadnych inwestycjach. I z roku na rok jest gorzej.

Trzecia hodowla
Są tutaj jeszcze inne zwierzęta. Żeby po pracy było na co popatrzeć, Erdanowscy hodują srebrne, złote, bananowe i łowne bażanty, 12 ras gołębi (60 sztuk) oraz kury włochate, niskie, liliputki itp.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz