Budynek Ochotniczej Straży Pożarnej w Zblewie, godzina 15.08. Przy wielkim stole, powiększonym - jak się później dowiem - z konieczności, kilka osób pije kawę.
Z prezesem Zarządu OSP Zblewo Mirosławem Kulasem i druhem Adrianem Reszczyńskim (którego tata był wieloletnim naczelnikiem OSP) rozmawia Tadeusz Majewski.
- Siedzicie panowie zawodowo i czekacie na zdarzenie?
M. K.: - Siedzimy ochotniczo i pijemy kawę.
- To straż ochotnicza, ale czy ktoś jest zatrudniony na etacie?
- Działamy ochotniczo, ale Urząd Gminy zatrudnia dwóch pracowników, których zadaniem jest konserwacja sprzętu. Ale akurat teraz jesteśmy ochotnikami. Tu, w remizie, zawsze ktoś jest. U góry jest bilard i stoły do tenisa, centrum komputerowe, a na dole siłownia, więc warto przyjść. W weekendy też się spotkamy. Przychodzą młodzi, starsi, weterani. Na ogół zawsze jest powyżej pięciu osób.
Krótka przerwa. Zwiedzamy obiekt. Siłownię, salę sportowo-rekreacyjną na piętrze, pomieszczenie z komputerami, oglądamy strażackie wozy bojowe i centrum dowodzenia. I wracamy do kawy.
- Siłownię zbudowaliśmy sami. Każdy coś dał i powstała. W tym roku zrobiliśmy sami remont stołu bilardowego. Planujemy zakup profesjonalnych piłkarzyków.
- Sądząc po wyposażeniu jesteście poważną placówką OSP...
- Bo od 1995 r. jesteśmy członkiem Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego, który został powołany przez Komendanta Głównego PSP i cały czas jest rozbudowywany. To twór, który cały czas rozszerza zakres swoich działań. Nie wszystkie OSP funkcjonują w tym systemie. Trzeba spełniać określone wymogi sprzętowe i mieć odpowiednie wyszkolenie. My spokojnie spełniamy te wymogi.
- A ilu jest na chwilę obecną czynnych strażaków?
- Trzydziestu. Poza tą trzydziestką są byli członkowie oraz młodzi. Mamy 14-osobową drużynę młodzieżową, prowadzimy nabór do następnej. Wśród nich są dziewczyny. Cały czas musimy tych młodych nagarniać, organizować i szkolić.
A. R.: - Przeciętnie z sześćdziesiąt procent przechodzi dalej, ale teraz mamy taką drużynę, że chyba wszyscy przejdą
- Kiedy jest się czynnym strażakiem?
M. K.: - Gdy może brać udział w akcjach ratowniczo-gaśniczych. Musi mieć ukończone 18 lat, ukończony kurs podstawowy, aktualne badania lekarskie i ubezpieczenie. Mile widziane jest ukończenie kursu Kwalifikowanej Pomocy Przedmedycznej. 14 naszych czynnych członków ma ukończony ten kurs. Trzeba dodać, że te uprawnienia nie są dane na zawsze. Co trzy lata ci strażacy przechodzą egzamin, żeby je utrzymać, bo ratownictwo medyczne to nie żarty.
- Porozmawiajmy o wozach, sprzęcie...
- Mamy trzy wozy gaśnicze średnie, jeden wóz ratownictwa technicznego, samochód specjalny SH-18, z wysięgnikiem 18 metrów (starogardzki ma 32). Każdy z tych wozów ma agregat prądotwórczy, dzięki czemu jesteśmy w stanie na miejscu akcji oświetlić sobie teren. To ważne, gdyż podczas pożaru czy wypadku należy wyłączyć prąd. Samochody gaśnicze mają pompy pływające do zasilania ze zbiorników wodnych. Mamy też specjalistyczny sprzęt hydrauliczny służący do uwalniania osób zakleszczonych w pojazdach. Cóż jeszcze. Mamy dwie łódki, jedną z silnikiem spalinowym.
- Jest jakieś zdarzenie. Jak biegnie informacja i w jakim czasie zbierają się tu strażacy?
A. R.: - Jest więc zdarzenie. Straż pożarna w Starogardzie uruchamia nasz alarm. Wyje syrena i dostajemy smsy albo sygnał drogą radiową. Mamy pejdżery (zasięg do 5 km), gdyż bywa, że znika zasięg komórki. Zjeżdżamy się. Telefonicznie albo drogą radiową dowiadujemy się, jaki charakter ma zdarzenie i czym mamy się udać. Ile to trwa? Jeżeli tu nikogo nie ma i wszyscy są w domach, to do trzech minut. W przypadku pożaru młyna od momentu otrzymania informacji pierwszy samochód wyjechał z remizy po minucie.
- A po co ten punkt alarmowo-dyspozycyjny? Ta stacja stacjonarna?
- Bo czasami zanika łączność ze Starogardu z wozami. To stanowisko służy do przekazywania informacji. Wyjeżdża wóz do akcji i po chwili okazuje się, że sytuacja jest dynamiczna, i że jest potrzebna pomoc drugiego wozu, i ten ktoś, kto tu siedzi, mający łączność ze stanowiskiem dowodzenia w Starogardzie, informuje.
- Ile mieliście w tym roku zdarzeń?
M. K.: : - 143 zdarzenia. Są jednostki, które mają 30 wyjazdów, a my 143. A w ubiegłym roku 168. W powiecie pod tym względem są trzy porównywalne jednostki: Skórcz, Skarszewy i Zblewo.
- A ile OSP w powiecie jest w krajowym systemie?
- Dwadzieścia.
- Hmm, prawie co drugi dzień jakieś zdarzenie. Ładna praca społeczna. Jakie największe w 2012 roku?
A. R.: - Pożar młyna w Zblewie. Mamy stronę www, którą prowadzę. Gdy jest ciekawe zdarzenie, to od razu ludzie na nią wchodzą. Kiedy zdarzył się tragiczny wypadek 11 listopada w Radziejewie, to jeszcze tego samego dnia było 821 wejść.
- W mediach pokazują strażaków przy coraz bardziej zróżnicowanych zdarzeniach. Właściwie to jesteście dziś taką jakby gwardią narodową. Strażacy zrzeszeni w OSP i zawodowi...
M. K.: - Każda z OSP jest osobną organizacją, ma swoje władze, ale operacyjnie my podlegamy pod PSP. Strażaków zawodowych jest ok. 27 tysięcy, a ochotników około 600 tys. Nie ma rywalizacji. Na naszym terenie jesteśmy pierwsi, gdyż bliżej. Oni nas wysyłają, ale i tak muszą przyjechać... Gwardia narodowa, obrona cywilna - jak najbardziej. Nie widzę w Polsce innej formacji, która byłaby przygotowana do takich zadań.
- I wasza rola, jak widać z życia i mediów, robi się, jak pan to określił, coraz bardziej dynamiczna. Życie niesie czasami zdarzenia zupełnie zaskakujące, na przykład rozsypane wapno na szosie z Kleszczewa do Wałdówka. Kawał drogi i kawał roboty.
- Albo likwidowanie zagrożenia związanego z agresywnie zachowującymi się zwierzętami. Dwa lata temu schwytaliśmy borsuka, który w Semlinie zabrnął na posesję i zaczął atakować pracowników. Sporo się też latem mówi o osach. Ludzie muszą być przeszkoleni i mieć odpowiedni sprzęt. Mamy dwa ubrania. Zaraz je zaprezentuje Arkadiusz Marks. W OSP jest dwóch Marksów, ojciec, Józef, i syn... Nie można podczas takich akcji z owadami używać żadnych środków chemicznych i trzeba je zostawiać w lesie... Dochodzi coraz więcej spraw. Na przykład od tego roku działa Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, jakby "medikopter", i my zabezpieczamy im lądowanie. Naprowadzamy ich. Określamy kierunek wiatru, podajemy prędkość, zabezpieczamy lądowisko wozami gaśniczymi. Tak było na ul. Białachowskiej. Obsługiwaliśmy wypadek i ratownicy medyczni, którzy karetką przybyli na miejsce zdarzenia, zdecydowali, że potrzebny jest transport lotniczy z Gdańska. Dwa wozy musiały zabezpieczać lądowisko.
- To niezwykłe, że jest tylko społecznie działających ludzi.
- A czym stoi wieś? KGW i OSP.
- Ale w czasach gonitwy za pieniądzem to trochę takie...hm... zaskakujące. I że się wam udaje.
- To jest związane często z rodzinną tradycją. Sam pan zauważył, ojciec i syn, ojciec - były naczelnik. Poza tym staramy się przyciągnąć. Remiza, jak pan widzi, jest otwarta. Strażacy mogą dostać salę, ogrzewany garaż, łódki, coś w zamian. Organizujemy też spotkania opłatkowe, ogniska przy okazji ćwiczeń, pokazy w szkołach. Staramy się pokazać, by rodzice nie bali się puszczać młodzieży. Są ludzie zajmujący się szkoleniem młodzieży.
- Jesteście przygotowani na koniec świata?
- Jesteśmy. Ostatnio byliśmy przygotowani na rok 2000.
- Kilka słów na zakończenie...
- Dziękujemy wójtowi. Zrobiliśmy remont dachu. Koszt materiałów wynosił ok. 10 tys. zł. Wójt, który też jest strażakiem, pozyskał te środki od Komendanta Wojewódzkiego. Tak samo było w zeszłym roku z estetycznymi, automatycznymi bramami. Z tym że wszystkie roboty zostały wykonane przez nas społecznie, za co chciałbym przy tej okazji podziękować moim kolegom druhom.... No i życzymy mieszkańcom gminy spokojnych, wesołych Świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego Roku, i jak najmniej zdarzeń... A dla pana prezent, kalendarz. Nie ma reklam. Starsi chwalą, bo ma fazy Księżyca.
- A co mają fazy księżyca z wiekiem?
- Podobno czym człowiek starszy, tym bardziej reaguje na pełnię. Tak mówią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz