środa, 6 lipca 2005

Co dalej DPS-ie?

W grudniu 2006 roku Dom Pomocy Społecznej w pałacu w Rokocinie, który już dzisiaj istnieje tam warunkowo, ma przestać istnieć.
Do 1993 roku na terenie powiatu starogardzkiego i w powiatach ościennych było kilka dużych Domów Opieki Społecznej. Największy mieścił się w pałacu w Szpęgawsku, drugi co do wielkości w Rokocinie, duży - dla chłopców - w gotyckim budynku byłego Collegium Marianum w Pelplinie, gdzie warunki jak na tego typu placówkę były beznadziejne. Podczas wizyt rodzin podopieczni DPS-u mogli sobie jedynie pospacerować po gotyckim krużganku między b. Collegium a katedrą bądź po parku biskupa. W 1992 roku Kościół wywalczył swoje i - przy protestach personelu - trzeba było podopiecznych z pelplińskiego DPS-u rozlokować. Przez to powstały nowe DPS-y w Rudnie, w Wyrębach Wielkich, trzy w Starogardzie - przy al. Wojska Polskiego, Niezapominajka w Nowej Wsi i w Żabnie przy ulicy Pawiej (ten miał klientów z DPS-ów z Oruni i ze Szpegawska). Żeby dopełnić obrazu dodajmy, że u schyłku lat 80. powstał też DPS w Damaszce, zorganizowany dla alkoholików przez szpital w Kocborowie. Samodzielnie zaczął funkcjonować w połowie lat 90.
Paradoksalnie nowe DPS-y - zwłaszcza te małe, w porządnych domach zakupionych od osób prywatnych i dostosowywane do potrzeb mieszkańców DPS-ów - miały o wiele lepsze warunki niż te stare, gdyż urządzano je już pod kątem standardów, jakie obowiązywały w Unii Europejskiej. Dotyczyło to zwłaszcza pokoi (1-, 2-, 3-osobowe), stołówek urządzanych na wzór rodzinny (spożywanie posiłków jak w domu), ale oczywiście spełniających wymogi stacji sanitarno-epidemiologicznych, i kuchni - w byłych DPS-ach na ogół parowych molochów.
Dzięki dyrektorowi Wojewódzkiego Zespołu Pomocy Społecznej w Gdańsku Januszowi Gałęziakowi na modernizację DPS-ów w województwie gdańskim szły wielkie pieniądze. Trafiały też do Rokocina. Dyrektor tutejszego DPS-u Irena Macińska za te środki gruntownie przebudowała wewnątrz rokociński pałacyk i zmieniła całe otoczenie. Wymieniła ogrzewanie na olejowe, starą stolarkę na nowoczesną - z drewna klejonego, wyremontowała elewację, wymieniła całe pokrycie dachowe, zmodernizowała blok wyżywienia, zbudowała biologiczną oczyszczalnię ścieków, zaadaptowała tzw. lumpenkamer - magazyn - stary, rozwalający się budynek stojący obok pałacu na elegancki dom dla 14 podopiecznych. W budynku tym powstały m.in. warsztaty terapii zajęciowej. Wykonała wokół DPS-u małą architekturę. Doprowadziła do porządku park - dziś jest przejrzysty, czyściutki.
Niestety, nie dało się całkowicie dostosować obiektu do nowoczesnych standardów DPS-ów. Nie można na przykład zrobić pokoi 1- i 2-osobowych ze względu na architekturę wewnętrzną pomieszczeń typu pałacowego o wysokości 3,20, 3,40, 3,60, 4,80 m i o wielkiej powierzchni - najmniejszy pokój ma 15 metrów kwadratowych, a największy - złota sala - 80. Zamontowanie windy wewnątrz budynku, pomijając kwestię kosztów, zabrałoby powierzchnię mieszkalną budynku, która i tak jest niewielka. Natomiast zamontowanie windy na zewnątrz jest już zupełnie nierealne, gdyż na to nigdy nie zgodziłby się konserwator zabytków, a gdyby nawet się zgodził, to koszty byłyby dla budżetu DPS-u zupełnie abstrakcyjne. Dodajmy jeszcze, że rokociński pałac to budynek stary, posiada jedynie dwa ciągi kanalizacyjne, do których są podłączone 4 łazienki i 6 toalet na 35 mieszkańców, niezlokalizowane przy pokojach mieszkalnych. A dzisiejsze standardy wymagają wielu pomieszczeń sanitarno- higienicznych przy pokojach.
Powstało więc pytanie, co dalej z podopiecznymi. Pytanie to nadal stoi, gdyż obiekt warunkowo pełni funkcję do 31 grudnia 2006 roku. A problem mógł się - dość przypadkowo - rozwiązać sam. Otóż dwa lata temu znalazł się chętny do kupienia nieruchomości - pałacu i 4,6 ha parku o wielkich walorach: przylega do berlinki, biegnie przezeń rzeczka Smela, jest starodrzew. Według moich szacunków wartość całości wynosiłaby 5 mln złotych. Tym chętnym była tajemnicza firma farmaceutyczna, jak o tym pisano w Internecie, a w domyśle - Jerzy Starak, właściciel Polpharmy. Oczywiście to był on.
Wszystko układało się pięknie, przynajmniej we wstępnych założeniach. Niestety, kiedy Starostwo Powiatowe rozpoczęło rozmowy, radny powiatowy Tadeusz Pepliński zarzucił władzom powiatu matactwa. Wysunął nawet karkołomną tezę, że tajemniczy zachodni koncern farmaceutyczny po zakupieniu nieruchomości będzie chciał testować na podopiecznych DPS-u leki!
Kiedy te insynuacje ukazały się w ogólnopolskiej prasie, temat kupna przez firmę obiektu i wybudowania przez kupującego nowego budynku dla DPS-u został natychmiast zamknięty, a oferent przeniósł swoją inwestycję do Kokoszkowych na ulicę Gdańską, gdzie realizuje swoje cele, a mianowicie przebudowuje tamtejszy pałac na centrum szkoleniowe i hotelik. Stracił na tym nie tylko DPS, ale i cały Rokocin, gdyż oferent chciał zatrudnić około 40 ludzi ze wsi do obsługi zakupionego kompleksu.
- Od tamtego czasu sprawa opuszczenia tego miejsca przez DPS leży cicho - mówi Irena Macińska. - Ale pałac definitywnie musimy zostawić. Starosta jest za tym, żeby powstał jakiś pawilon - albo po drugiej stronie ul. Parkowej (tam, gdzie stoi pawilon zrobiony z magazynu), albo na działce przy drodze Rokocin - Koteże. Niestety, sprawa rozbija się o pieniądze. Sam DPS oczywiście budowy nie udźwignie. Na samo funkcjonowanie ma tych pieniędzy relatywnie coraz mniej, bo zmniejsza się stan mieszkańców, a w to miejsce nie przychodzą nowi ludzie (w tej chwili DPS ma już dwa miejsca wolne). Mieliśmy 81 osób, a w tej chwili jest 79. I nie ma widoków, żeby stan się zwiększył.
Irena Macińska, pomimo że wiele serca włożyła w doprowadzenie całego tego kompleksu do stanu, w jakim obecnie się znajduje, na temat przeprowadzki wypowiada się w sposób zdecydowany i jednoznaczny. - Pałac jest dla ludzi bogatych - mówi. - Jego utrzymanie wiąże się z wielkimi pieniędzmi. Kilka liczb. Koszt miesięczny funkcjonowania DPS-u to 140 tysięcy złotych miesięcznie. W tym są oczywiście niewielkie zarobki pracowników, których też jest za mało - powinno być 0,7 pracownika na jednego mieszkańca, a jest 0,5.
Co będzie dalej?
- Wierzę, że przyjdzie drugie 5 minut i ktoś będzie chciał to kupić na takich samych zasadach, jakie zaoferował Jerzy Starak. Moja wiara jest mała, ale bez tej wiary DPS-u w Rokocinie już dawno by nie było.
Tadeusz Majewski

Na podstawie Dziennika Bałtyckiego wydanie piątkowe Kociewiaka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz