czwartek, 21 lipca 2005

Słońce nad Ocyplem

Tysiące ludzi w Ocyplu. Miejscowość kwitnie jak za lat PRL-u.

Słoneczne żniwa

A już myśleliśmy, że ta wieś - gdzie w czasach PRL-u na lato przyjeżdżał "cały" Śląsk, a potem pracownicy wielkich zakładów z Tczewa, Elbląga czy choćby Pelplina - będzie, jako nasz kociewski kurorcik, przygasał. Tymczasem wystarczyło dobre słońce, by Ocypel odżył jak za dawnych lat.

Budki zamazane flamastrem

Sobota i niedziela w Ocyplu. Na plażę walą tłumy. Przy ogrodzeniach przed ośrodkami i wszędzie, gdzie tylko się da, setki samochodów.
Właściciel jednego z ośrodków zamazuje flamastrem ostatnie wolne budki na swoim grafiku.
- Prawie sto procent obłożenia w domkach do połowy sierpnia - mówi z satysfakcją.
Podobna sytuacja ma miejsce w kilku innych sporych ośrodkach wczasowych. Poznikały też we wsi ogłoszenia: POKOJE DO WYNAJĘCIA.
Ależ ci właściciele ośrodków harowali, by mieć te swoje słoneczne żniwa! Byliśmy u nich wczesną wiosną. Wykupili ośrodki od zakładów i po ubiegłym sezonie byli załamani. Złą pogodą i całorocznymi podatkami. Poza tym co oni kupili. Często prymitywne domki, w które trzeba było włożyć mnóstwo pieniędzy. Dzisiaj wiele z tych domków ma wszystko, co potrzeba nowoczesnemu, rozkapryszonemu jak bachor turyście.





Bryczką pośród bryk

Po głównej uliczce Ocypla regularne kursy robią dwa pojazdy kołowe zaprzężone w konie. Niedobrze, że jeżdżą pomiędzy wolno przesuwającymi się brykami. Jedno do drugiego nie pasuje. Zatrzymujemy bryczkę Iwony i Zbigniewa Siewertów z pobliskiego Mermetu. Chcemy zrobić zdjęcie, ale stoją pod słońce.

- Nie ma sprawy, się zawróci - mówią Siewertowie.
Patrzymy sceptycznie - uliczka wąska, nawet maluchem nie dałoby rady. Obserwujemy manewr zawracania konia i bryczki. Zdumienie. Po kilkunastu sekundach bryczka stoi już odwrotnie. Ma chyba blokadę wewnętrznych kół, stosowaną przy skręcie.
Wzięciem cieszy się też westernowy wóz Jacka Brzuski. Do kolorowej budy na raz wchodzi gromadka dzieciaków.

Ludziom nie chce się prać

Barmanka w barze Jagoda Kasia Kiedrowska na razie może się opalać. Oczywiście ludzi jest full, ale o tej porze kto żyw, biegnie nad wodę. Do baru przyjdą wieczorem.
W sklepie spożywczym Mirosławy Doering pracują Joanna Dzienniak i Arek Doering. Dla Joasi z Lubichowa to pierwszy dzień pracy. - Wszystko schodzi - mówi. - Drożdżówki, pieczywo, napoje. Kupują prawie sami turyści. Dziewczyna sobie tu popracuje, a potem hop, nad jezioro.

Olga Rowińska przyjechała z Poznania - do rodziny, na wczasy i troszeczkę popracować w sklepie wielobranżowym. Trzy w jednym. Najlepiej schodzą rzeczy na plażę - wszystko co dmuchane. Według jest spostrzeżeń, najwięcej przyjeżdża tu z Trójmiasta. Była w Starogardzie. Miasto jak miasto. Jedyne co ja zainteresowało, to Hypernowa.

Mirosława Jakubowska ze Starogardu rozłożyła straganik z letnią odzieżą. Trochę narzeka. - Ludzie mają mało pieniędzy, kupują tylko rzeczy niezbędne na plażę. Co najlepiej schodzi? Skarpetki, bo ludziom nie chce się prać. Ale nudno nie jest - można sobie pogadać z turystami. Mirosława jest tu od miesiąca i chciałaby tu sprzedawać przez cały rok. Tylko te ZUS-y dobijają.

Za tygodnikiem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz