piątek, 8 lipca 2005

Tysarczyk - zjazd rodziny (II)

Na polanie Brzęczek
Jedziemy z Pogódek na Skarszewy, potem skręt w ciemny, liściasty las. Szrutem kilka kilometrów. Kawalkada aut. Kto dziś mył, stracił. I jest - polana Brzęczek. Jaka orgia zieleni. Chyba zatoczyliśmy ogromne koło i jesteśmy na tyłach trzeciego pogódzkiego jeziorka. Każdy coś dźwiga z samochodu. Na polanie wielka drewniana wiata. Część się w niej już ulokowała. Inni siadają przy ławach na polanie. Niektórzy rozkładają parasole, inni zakładają na głowy wilgotne ręczniki. Ponad 30 stopni. Na stołach pojawia się picie, jedzenie. Przed wiatą staje Prezydent zjazdu Stanisław Tysarczyk. - To jest rodzinne gniazdo, Pogódki - informuje. - Jesteśmy na polanie Brzęczek, dzisiaj Tysarczyków... Wszyscy mają się do siebie odzywać po imieniu, za wyjątkiem starszego pokolenia. Do starszych należy mówić wujek, ciocia. Każdy ma identyfikator, bo nie wszyscy się znają. Identyfikatory bardzo pomagają. Są na nim: imię własne, ojca, dziadka. Gospodarzem jest Rafał Młyński z Pogódek.



Pani Danka z gdańskiej gałęzi
Szukamy z Danutą Parys (danutaparys@wp.pl) cienia, gdzie moglibyśmy porozmawiać.
- Siadamy? - mówi pani Danka wskazując krótką trawę.
Siadamy. Patrzę z niepokojem, jak do plastikowego talerza, do bigosu, wchodzą mrówki, a na spodnie pajączki.
- Świeżo skoszona - ze stoickim spokojem zauważa pani Danka.
Pajączki nie robią na niej wrażenie, bo "w tej naszej rodzinie w Gdańsku jest sporo harcerzy". Ona też jest. Pływała na Zawiszy, zaliczyła oceany. Po UW - filolog językoznawca - wróciła uczyć do szkoły w Gdańsku. Tej samej, gdzie przed wojną uczyli się członkowie jej rodziny i przyjaciele, wtedy Polskiej Szkoły Handlowej, dziś ZSZ nr 1. - A moja mama przed wojną była uczennicą polskiego gimnazjum w Gdańsku.

Materiały pomocnicze
Na trawie pojawia się materiały: ksero drzewa genealogicznego, bryk o historii Tysarczyków, zdjęcie z 1904 roku. - Zjazd wymyśliły dzieci, zwłaszcza Stanisław Junior (syn Stanisława listonosza - pocztowca Polskiej Poczty w WM Gdańsk, który zmarł 2 lata temu - opowiada pani Danka. - Ale wcześnie rodzina też się kontaktowała. Mama, babcie woziły nas po różnych ciotkach i babkach po całej Polsce.

Patrzymy podstawę pnia. MORAWY CZESKIE, 1780 rok, Ignacy. Kilka zdań o dwóch braciach Morawianach Janie i Ignacym, którzy po klęsce armii Napoleona zostali w Pogódkach. Jan zmarł od odmrożeń, Ignacy założył rodzinę. - Próbowaliśmy zebrać o nich informacje na Morawach, ale niechętnie z nami rozmawiali. Historia nie jest jeszcze naukowo opracowana.

Łączy nas krew i sztandar
Na polanie krzątają się ludzi. Na liście 160 osób, ale przyjechało znacznie więcej. Pierwszy zjazd odbył się w Gdańsku, drugi, w 2001 roku, w Dąbrówce k. Starogardu, gdzie stawiło się 220 osób. Tu, do Pogódek, miejsca rodowego, zaprosiła ich babcia Rafała Młyńskiego. - Łączą nas więzy krwi, ale i sztandar patriotyczno-martyrologiczny. To zawsze była rodzina patriotów. W okresie WM Gdańsk, jak ktoś w domu chciał mówić po niemiecku, dostawał od dziadka po gębie... Jest książka Gdańsk 1939. Udokumentowano tam dramatyczne historie naszej rodziny. Większość z nas to gdańszczanie... Jako dziecko byłam źle odbierana w szkole. Nazywali "autochtonka". Mama mówiła pięknie po niemiecku, ale uczyła nas po polsku i niemiecku. Jakby przewidziała, co się stanie, że będą wytykać palcami.

Drzewo się rozrasta
Dołącza Brunon Tysarczyk II. - Mój ojciec, pracownik kolei, zginął na moście w Lisewie z 31.08 na 1.09.1939 roku, kiedy nadjechał pociąg pancerny z WM Gdańsk - mówi. A do pani Danki: - ...Prostuję błąd. Jestem Brunon, nie Bronisław. Po ojcu dostałem. Urodziłem się po jego śmierci.
Jest też i Prezydent, syn Stanisława listonosza. Omawiają zdjęcie z 1904 r., jedno z najstarszych w rodzinie.
A przy wiacie ruch. Na jej ścianach wiszą dwa wielkie drzewa - jedno z listą obecności, gdzie nakleja się na swoje miejsca zielone listki, i drugie - gdzie wpisuje się nowych "odkrytych" Tysarczyków i tych, co przyszli niedawno na świat. Drzewo, stale uzupełniane, niebywale się rozrasta.

Opowieści też zabawne
- Moja babcia Waleria Milbrodt uciekała przed Rosjanami i znalazła się sama w Lubece - opowiada jedna z pań. - Poszła do kościoła, modliła się o pomoc. Wychodzi z kościoła, a tu na placu stoi Stanisław listonosz. (Potem w Gdańsku mówiono, że miał w Lubece kochankę, a to była jego siostrzenica.) Razem wrócili do Polski.
Albo taki motyw. Dwie siostry (von) Czapiewskie z Wieprznicy pod Kościerzyną wyszły za mąż za dwóch braci Tysarczyków.
- Na tym zjeździe - mówi pani Danka - zrobimy statystykę zawodową. Ilu lekarzy, ekonomistów, prawników itd. Jeśli ktoś będzie znajdzie się w potrzebie, będzie wiedział, z kim się kontaktować. Ja na przykład chcę dziś pogadać z kuzynką - prawnikiem.

To jest nasza republika
- Tu jest Prezydent, Premier, jednodniowa republika Tysarczyków - mówi Brunon Tysarczyk. - Nie płacimy podatków, nie wypełniamy PIT-ów, wszystko odbywa się pokojowo. To najlepsze republiki w świecie.
A o polityce dyskutujecie?
- O polityce tu się nie mówi.
Tu Brunon cytuje wiersz Brzechwy pt. Wiec Wariatów. Wypisz wymaluj o Sejmie III RP.
Przysiada się b. premier Eugeniusz Tysarczyk, b. sołtys Dąbrówki. Mówi o Tysarczykach w Dąbrówce.


15 lat zbierania materiałów
- Z przekazów Stanisławy Ciecholewskiej wiem, że Tysarczykowie byli murarzami - Brunon wyraźnie ma zacięcie historyka. - Chodzili pieszo z Więcków do Starogadu, budowali szpital w Kocborowie (w dwie strony ze 30 km - przyp. red.). Kiedy się dorobili, kupili sobie rowery. Z jej przekazu wiem, że w 1930 r. wieś Więckowy przeszła do parafii skarszewskiej ze względu na to, że kiedy dziewczyny szły do Pogódek przez las, straszyli je chłopcy. To załatwił ojciec Stanisławy, Andrzej Tysarczyk... A w 1910 r. było 12 rodzin Tysarczyków we Więckowach!... Informacje o rodzinie zbierałem ja ze Stanisławem - dzisiejszym Prezydentem. Wertowaliśmy księgi w Pogódkach za kadencji nieżyjącego już ks. Prądzyńskiego. Robiłem mnóstwo zdjęć nagrobków w Pogódkach, Skarszewach, Starogardzie, Gdańsku i Kościerzynie. Porównywałem, kto do kogo należy, kto kiedy zawarł związek małżeński. Informacje zbieraliśmy 15 lat.


Klub Tysar
Wyglądają jak zawodowi kolarze. Koszulki, napisy, sprzęt.
- Jesteśmy z Gdańska - mówi Bogdan Tysarczyk. - Mam warsztat rowerowy. Założyliśmy grupę TYSAR, zrzeszająca 20 osób zainteresowanych jazdą turystyczną. Przyjechaliśmy tu na rowerach, ja i synowie Jacek i Piotr. Zaczęło się od pielgrzymki do Częstochowy, potem było Wilno (570 km). Teraz jedziemy do Wiednia (1000 km).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz