niedziela, 31 lipca 2005

Sołtys o wsi

Kolincz jako pierwsza podmiejska wieś miał być sypialnią Starogardu. I w sumie jest, ale trochę z zazdrością patrzy dzisiaj na boom budowlany w Lipinkach, Koteżach, Nowej Wsi czy w Rokocinie. O zmniejszonym zainteresowaniu Kolinczem zadecydowała róża wiatrów, niosąca w tę stronę "zapachy" z polpharmowskiej oczyszczalni.





Od mostu do mostu

Droga do Kolincza jest kręta i nienajlepszej jakości. Sołectwo zaczyna się od mostu nad Wierzycą (blisko stąd to Owidza), a kończy na moście nad... Wierzycą (blisko Klonówki). Bardzo ciekawe i urozmaicone widoki na tym odcinku wyjaśniają, dlaczego w latach peerelowskich zaczęto tu budować sporo jak na tamte czasy bogatych domów. Z wielkiej skarpy, biegnącej równolegle do szosy, rozciąga się szeroki widok na dolinę, a za nią na las. W dolinie kopią stawy. Dalej mija się budynek z czerwonej cegły, niewątpliwie kiedyś pałac. Atrakcją byłaby - już bliżej drugiego mostu - stara i czynna elektrownia wodna, wymieniana w przewodnikach, gdyby nie "zasieki" zabraniające wejść na jej teren. Przed elektrownią na niebagrowanym od dawna rozlewisku zadomowiły się łabędzie. Porośnięte wzgórza i wąwozy, te bliższe Klonówki, mają swoje legendy. To tu ukrywali się - podajemy za Józefem Milewskim - bracia Maternowie.

Sołtys od 18 lat

Roman Szrejder, mieszkający w centrum Kolincza, naprzeciw wyniosłej figury Matki Boskiej, jest sołtysem wsi od 18 lat. Konkurencji nie ma. W przeciwieństwie do innych wsi i w innych gminach do sołtysowego stołka nikt tu się nie pcha, może dlatego - co zauważa - pan Roman - że praca sołtysa - zbieranie podatków i inne zajęcia - to nie jest takie byle coś.

Czy jest tu jakiś rolnik?

- Tak, Kolincz od dawna miał być sypialnią Starogardu - potwierdza nasze informacje sołtys. - I w zasadzie jest. Trudno się dziwić, że swojego czasu wybrano to miejsce. Ziemie słabe, na ogół szóstej klasy i szóstej zalesiania. W latach 80. podzielono sporo działek. Wybudowało się wielu mieszkańców Starogardu. Dziś Kolincz liczy około siedmiuset zameldowanych mieszkańców, do tego trzeba by dodać szacunkowo około dwustu niezameldowanych, takich, co już mieszkają, a jeszcze nie mają pokończonych domów.

A czy jest tu jeszcze jakiś rolnik? - pytamy.
Na twarzy Romana Szrejdera widać frasunek.
- Rolnik... Można policzyć na jednej ręce. A takich z prawdziwego zdarzenia to nie ma. Mieszkają za to mechanicy i stolarze. Byli też hodowcy pieczarek. Ja sam jestem rolnikiem, ale tylko z zawodu. Pracuję w Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej.

Działek jest sporo

Działek do kupienia w Kolinczu jest sporo. Sam sołtys ma do sprzedania w sumie półtora hektara. Został już ujęty w planie zagospodarowania. Cena ziemi - 10 złotych za metr kwadratowy. Biorąc pod uwagę, że to pod miastem, nie za dużo. Ale dzisiaj ludzie wybierają inne wsie.
- Budownictwo ruszyło pod Lipinki Szlacheckie (przy szosie Starogard - Pelplin), co mnie dziwi. W Rokocinie, Koteżach.
Najbardziej bolą te Lipinki, bo stosunkowo blisko. Mają potężną przewagę - planowany zjazd z autostrady w Ropuchach, a więc 3 kilometry od wsi. No i nieco dalej od Starogardu, ściśle mówiąc - do Polpharmy.
- W ciągu ostatnich pięciu lat - liczy sołtys - w Koliczu nie wybudowano więcej niż dwadzieścia domów. Za to, trzeba przyznać, powstały całkiem ciekawe - bungalowy, jeden na styl góralski, częściowo z drewna.

Ulice bez bohaterów

W Kolinczu jest 112 numerów domów przy siedmiu ulicach: Głównej, Sportowej, Polnej, Krętej, Sosnowej, Leśnej i Brzozowej. Ulice powstały dawno. To "dawno" oznacza 10 lat. Nazwy ogólne, bo to bezpieczne.
- Nie szukaliśmy bohaterów, nie szperaliśmy w historii, ponieważ za pięć lat taki bohater mógłby już nim nie być. Zresztą nie zachowały się żadne dokumenty.
Przez chwilę rozmawiamy o znanych tu z dziada pradziada rodzinach Zakrysiów i Negowskich.

Taki Antoni Zakryś... Znany rolnik, fachowiec. Nie bohater?

- No tak, Antoni Zakryś to była postać. Antoniemu Zakrysiowi zawdzięczamy asfalt i autobusy. Udzielał się społecznie. Rzeczywiście, był wielkim fachowcem od rolnictwa. Z hektara miał tutaj więcej jęczmienia niż na Żuławach. Na IV klasie. A niejaki Kłonica z jego rodziny był w ministerstwie rolnictwa.

To przez różę wiatrów


- Kolincz ciągnie się od mostu do mostu, cały czas przy Wierzycy. Zakole rzeki to wielka atrakcja wsi. I ten wspaniały teren. Do sołectwa należą też Brunswald i leśnictwo Kochanki, położone w dużym lesie - odpowiada sołtys na pytanie o atrakcje wsi. - Dlaczego ten rozwój Kolincza został przyhamowany? Przez różę wiatrów, pchających tutaj "zapachy" z oczyszczalni, zwłaszcza tej polpharmowskiej. Kilku lat temu to się jednak zmieniło. Dzięki Ludwikowi Pierzgalskiemu, który przykrył słomą ścieki z oczyszczalni, aby ten zapach z Polpharmy zlikwidować.

W rzece są nawet pstrągi

Sporo też się zmieniło, jeżeli chodzi o czystość rzeki.
- Woda w Wierzycy przez ostatnie kilka lata bardzo się oczyściła - opowiada pan Roman. - Jest ryba. Szczupak, płoć, pstrąg i troć. To ryby żyjące przecież w czystej wodzie. Wędkarze łowią na zalewie koło elektrowni... Tak to się wszystko zmieniło w latach dziewięćdziesiątych. Przez te oczyszczalnie. A jeszcze w latach osiemdziesiątych ryby tutaj nie było wcale. Co trzeba jeszcze zrobić? Ano uporządkować rzekę.


Kajaki od mostu do mostu

- Mam 54 lata. Za mojej pamięci tylko raz, w latach sześćdziesiątych, czyścili rzekę. To ważne, bo na tym odcinku, od zakola przy pierwszym moście do drugiego mostu, odbywają się nawet spływy kajakowe. Od zakola, przy elektrowni w Owidzu, przez Barchnowy, Kolincz, do elektrowni pod koniec Kolincza, będzie z 10 kilometrów. Tak ta rzeka meandruje. Kajakom przeszkadzają przewrócone drzewa w rzece.

Kajaki to dzisiaj biznes. Wdę obsługuje kilka firm. Może pan by się za to wziął?
- Nigdy o tym nie myślałem i nie ma zamiaru myśleć. Do tego trzeba mieć żyłkę. Zresztą ja mam ciekawą pracę. Pobieram próbki mleka z części gminy Starogard, z gminy Osieka, Skórcz i Smętowo i wożę na badania do laboratorium w Malborku.

Znowu kupują ziemię

Ostatnio widać, że przez te pozytywne zmiany w przyrodzie coś w Kolinczu drgnęło. Ludzie na powrót zaczęli kupować ziemię, choć nie na taką skalę, jak w Lipinkach. Kopią też stawy, budują coś na swoich posesjach. Większość jest zajęta swoim przydomowy terytorium.

- Trudno się dziwić - zauważa sołtys. - Z dwie trzecie to ludzie z miasta - młodzi, pracujący w mieście, wychowujący dzieci. Na wspólną działalność za dużo czasu nie mają. Na zebrania sołeckie też nie przychodzi ich za wielu, a jak już, to zgłaszać typowe sprawy, dotyczące stanu drogi i oświetlenia. Młodzież? Ma w budynku poszkolnym świetlicę, trzy razy w tygodniu zajęcia. W niedzielę wieś ma tam mszę. Jest też w Kolinczu boisko, młodzież gra w lidze gminnej.


Wychodzimy z domu sołtysa. Podoba nam się krótka ścieżynka z kamienia. "Wymyślił" ją syn sołtysa. Kamień wygląda dużo ładniej niż polbruk. Naprzeciw domu, po drugiej stronie szosy, stoi Matka Boska. Ładna, sporych rozmiarów. Akurat spośród liści pada na nią słońce. - Przedwojenna. Przechowywał ją za okupacji mój dziadek Józef Szrejder - mówi sołtys.
I nie ma bohaterów?
Tadeusz Majewski, Marek Grania

Zdjęcia: Sołtys Roman Szrejder. Matka Boska z Kolincza ma swoją okupacyjną historię.
Budynek po byłej szkole w Kolinczu. Przeniesiony z Kupiów drewniany dom.

Za tygodnikiem Kociewiak - piątkowy dodatek do Dziennika Bałtyckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz