Co pozostało po zaprojektowanym przez dziadka wójta Antoniego Cywińskiego i wybudowanym przez jego ojca uroczym, stylowo spójnym osiedlu? - Bardzo mało - mówi Zofia Morzuch.
Teraz jest plastikowo
Zofia Morzuch, mieszkająca w domu, który został tu pobudowany w 1938 roku, pochodzi z Wielunia spod Częstochowy. W Kaliskach znalazła się robiąc ogromne koło w przestrzeni i czasie.
- W okresie okupacji byłam na robotach koło Drezna. W polu robiło się do
ciemnego. Tam jako jeńcy przebywali nasi żołnierze, wśród nich Wincenty Morzuch z Kalisk. Byli przyprowadzani do pracy i odprowadzani pod karabinem. Uciekał dwa razy... Jak go poznałam? Ślub braliśmy potajemnie w Rzeszy... Więcej na ten temat wam nie powiem... Wyszłam za mąż za Wincentego i w 1942 roku przyjechałam do Kalisk. Tu teściowa mi powiedziała, że mam mówić, jak na Pomorzu, a nie w normalnym języku polskim.
Wyobraźmy sobie. W 1942 przyjechała pani pociągiem, wysiadła z wagonu, stanęła na peronie i jakie Kaliska pani ujrzała? Murowany tartak, "belweder" (drewniany piętrowy dom dla pracowników - przyp. red.), co jeszcze?
- "Belwedery" były obok siebie dwa. Całe osiedle tartaczne było bardzo ładne. Wszystkie domki drewniane, stylowo takie same, choć kilka różnych typów. Ja mam wrażenie, że to był styl góralski.
Raczej kurpiowski... Mieszka pani w jednym z czterech domów większych od pozostałych.
- W tych czterech bliźniakach mieszkali raczej pracownicy umysłowi. Budynki mają poddasza z pokojami, piwnice, jest sucho. Drewno wszędzie jak dzwon...
Mąż był pracownikiem umysłowym?
- Był po okupacji urzędnikiem biurowym, planistą. Pisał też kronikę tartaku.
Planista to nie byle kto... A ta kronika? Co z nią? Zapewne jest w niej kawał historii miejscowości?
- Na pewno. Pisał tam o wszystkim. O każdym, kto się wyróżniał i o wydarzeniach we wsi, bo wieś opierała się na tartaku, gdzie pracowało i trzysta osób. Był duży eksport, wywozili nawet trociny... Gdzie tak kronika, nie wiem. Może trzeba się zapytać w tartaku?
Domki się pani podobały.
- Podobały się nawet Niemcom. Do tego projektant wybiegł daleko do przodu. Wodociągi były już przed budową. Woda szła z zakładu, każdy mógł się przyłączyć. W projekcie przewidziano kanalizację. Oczywiście wtedy wychodki były jeszcze na dworze.
Tak zwane sławojki... Teraz, zwłaszcza w ciągu 15 lat, to osiedle się zmieniło. Na lepiej czy na gorzej?
- My mamy dalej okna na stary styl, bo z drewna. Kiedyś ładnie to wyglądało, ale teraz każdy porobił różne ogrodzenia, okna plastikowe, rozmaite kolory. Po przebudowie to już nie to. Całe osiedle stało się plastikowe.
KKK
Z całego stylowego osiedla zaledwie kilka domów ma oryginalny wygląd. Między innymi dom pani Zofii i jeden z domków jednorodzinnych. Szkoda, że przed wielką przebudową nie pomyślano o tradycji.
1. Jeden z niezmienionych jednorodzinnych domków tartacznego osiedla. Fot. Tadeusz Majewski.
2. Zofia Morzuch wysiadając z pociągu w 1942 roku wiedziała, że tu zamieszka na zawsze. Fot. Tadeusz Majewski.
Za tygodnikiem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz