piątek, 5 sierpnia 2005

Kręcimy turystycznie

Nad Jeziorem Trzechowskim, gdzie nie ma zorganizowanej plaży, dziennie bywa i trzy tysiące ludzi. Niedziela wieczór. Jeszcze po godzinie 19. Mnóstwo ludzi. Dzika plaża ma ze 150 metrów szerokości. Zejście do wody łagodne, piasek pod nogami, woda czysta. Pan kręci watę. Niespiesznie, troszkę z boku, w cieniu sosen. Przy nim siedzi kobieta.




- Tu bywa i ze trzy tysiące ludzie dziennie - mówi Andrzej Cybulski.
- Plaża ładna, jest piasek, ale sporo drzew rzucających cień. To plus. Czasami ludzie leżą jeden przy drugim aż do asfaltu i nic to nikomu nie wadzi - mówi towarzysząca mu kobieta. - Ja tu przyjeżdżam z Łęga. Wolę to jezioro, a nie nasze, na przykład Ostrowite. Tam to na plaży spotyka się samych znajomych ze wsi, a latem to człowiek chciałby odpocząć od znajomych.

@ Ładnie tu urządzono parking i pole namiotowe.
- To zrobiły Lasy Państwowe.
- @ Tylko coś z mapami nie tak. Wczoraj spotkaliśmy w Osowie Leśnym kajakarzy,
którzy w Czarnem chcieli odbić od Wdy i kanałem dopłynąć tutaj, na to pole. Kanał był zaznaczony na mapie.
- Kanał? Nie ma... Aha.. Jest rowek z Czarnego. Ale się nim kajakiem nie przepłynie.
@ Kupują tę watę?
- Dzieciaki. Rodzice chcą, żeby wyszły z wody, to dają na watę... Chce pan watę? Nie? Kupują... Siedzimy tu w ładnie dni od rana do wieczora. Biznesu wielkiego się nie ukręci, ale zawsze coś jest. Chcielibyśmy tu jeszcze sprzedawać popkorn, jednak nie da się podłączyć agregatu.

Chlap, chlap, chlap - słychać miarowy, przyjemny dla ucha dźwięk końskich kopyt na asfalcie. To jedzie bryczką sołtys Kalisk Medard Gornowicz. Upchaną ludzkim drobiazgiem. Który to już przejazd? Szósty, siódmy w tym dniu? Start i meta przy bramie wejściowej na pole namiotowe. Pan Medard jest poważny, więc o cenę kursu nie pytamy.
Jedziemy w stronę Iwiczna. Z góry zjeżdża następna bryczka. Dajemy znak STOP. Koń na ostrym zjeździe hamuje z wysiłkiem, wyrzucając wysoko łeb.
W bryczce ludzi ful.

- Jedziemy z Pieców. Interes? Na razie jeszcze nie. Jeździ mój ojciec i ja. A
nie mamy dwóch koni. Praca to jeszcze nie może być, nie zarobiłby na ZUS.
Kierowca... tfu... woźnica - Marek Kosecki - mówi, jaką rundkę pokonuje: Piece - Iwiczno - Trzechowo - Czarne - Huta Kalna - Lubiki - Piece. Trasa jak malowanie.
Wyskakujemy na berlinkę. We Franku nowostka. Odmalowany w soczyste barwy gminne przystanek autobusowy. I z herbem gminy. Zwykły przystanek, a może ładnie wyglądać.
Tak zmienia się gmina Kaliska - niedługo, co już prognozowaliśmy, turystyczne Eldorado.

Tekst i foto Tadeusz Majewski, Marek Grania

Na podstawie piątkowego dodatku "Kociewiak" Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz