
Krystyna pochodzi spod niedalekich Ropuch, Marek z Władysławowa. Życiowo mieli pod wiatr. Ona pomagała rodzicom w PGR-ze, on wcześnie stracił rodziców i kiedy 13 lat temu przyjechał do Starogardu, nie miał nic. Taka proza.
Z pracą było łatwiej
- 13 lat temu - zauważa Marek - w Starogardzie z pracą było łatwiej. Ludzie otwierali firmy. Znalazłem pracę u Józefa Kamrowskiego. Miał duże, całkiem sensowne plany, dotyczące rozbudowy tartaku, stolarni, tapicerni. Zajmował się też transportem. Chciał nawet budować lotnisko... Raz weszliśmy na wzgórek i rzekł: "Co zrobić z tą linią energetyczną? Bo ja bym tu Boeingami siadał". Chciał je zbudować przy Lubichowskiej. Nawet chyba kończył kurs pilotażu... Pracowałem u niego jako elektryk. Potem w firmie zaczęło się gorzej dziać. Przyszły zwolnienia. Zacząłem pracować nieco dalej, u Kosickich.
Tam pracowała też Krystyna. Do kolejnego kryzysu. Takie czasy - co do pracy jedno pewne - nic nie jest pewne.
Dalej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz