poniedziałek, 1 sierpnia 2005

Za Kociewiem jest... Kociewie

FOJUTOWO, ODRY - to dwa kardynalne miejsca wycieczek polecane turystom goszczącym w kwaterach w powiecie starogardzkim. Zupełnie jakby to były nasze kociewskie atrakcje. I - okazuje się - uważa się tak nie bez racji, co wykazał nasz błyskawiczny rekonesans. Dodajmy do tego MAŁY KLINCZ pod Kościerzyną. Oj, chyba czas zakładać na Kaszubach Zrzeszenie Kociewsko-Pomorskie.

A gdzie my jesteśmy?!

Co takiego to Fojutowo, że jadą tam całe wycieczki?
Z punktu widzenia inżynieryjnego miejsce kapitalne - nad rzeczką Czerską Strugą płynie Wielki Kanał Brdy. Turysta zajeżdża, przechodzi się - zgodnie ze wskazaną ścieżką zwiedzania - tunelem, mając świadomość, że nad jego głową leniwie płynie szeroki kanał. Szkoda, że w stropie akweduktu nie zainstalowano pancernego szkła, żeby turysta mógł sobie uświadomić, co jest nad nim i wydzielić z siebie trochę adrenaliny. W sumie około 30 minut zwiedzania, a po japońsku - w myśl zasady jak najwięcej i jak najszybciej - z 15.

Podobnego zdania jest właściciel tartaku w Legbądzie Mirosław Krakowski. Kilkaset metrów przed akweduktem buduje wielkie osiedle domów z bali, przykrytych dachówką bitumiczną.
- To ma być miejsce rekreacyjne z restauracją i hotelem dla weekendowców. Przyjeżdża ich coraz więcej oglądać akwedukt - mówi pan Mirosław. - Ale na razie jest tu bardzo śpiąco. Turyści szybko przechodzą, obejrzą i to wszystko. Dlatego to robię. Będzie też ścieżka rekreacyjna wzdłuż rzeki i 140-letnia ku�nia z Wieliczki, gdzie uczestnicy rajdów konnych podkują konia.

Jeden z domków, zbudowany ze starych bali, został ściągnięty z Lubelskiego i ma 138 lat. W tym obiekcie będzie wędzarnia.
Rozmawiamy dość daleko od granicy powiatu starogardzkiego, bo Fojutowo leży przy trasie Czersk - Tuchola.

- Znam to miejsce doskonale. W pobliżu jest jedenaście �ródeł z krystalicznie czystą wodą. Ktoś ma pisać pracę magisterską na ich temat - ciągnie Krakowski. - źródła leżą na moim terenie, który odziedziczyłem po dziadku. Kiedy byłem mały, nosiłem wodę na szuńdach ze �ródełka, bo innej dziadek nie uznawał.

Na szuńdach?!
- Na szuńdach.
Ale to słowo kociewskie.
- A gdzie my jesteśmy??! Tu jest Kociewie. Zawsze myśleliśmy, że dzieli nas od Kaszubów Brda.
A my dotąd myśleliśmy, że Wda.

Pralka z Czarnej Wody

Odry ze słynnymi kamiennymi kręgami Gotów leżą znacznie bliżej powiatu. Na skróty, rowerem, z Czarnej Wody kilkanaście kilometrów. Z tymi kamiennymi kręgami jest jak akweduktem - 20 minut spacer i 5 energetycznego doładowania (podobno szósty co do siły w Polsce czakram). Japończyk - odpowiednio - 10 minut plus 2,5. Samochodem trzeba jechać naokoło - do Czerska, stąd do wsi Odry. Po drodze mija się miejscowość Gotelp.

Przy zakręcie w lesie kompletnie zaskakuje nas namalowany na płycie -drogowskazie napis - "Galeria na podwórzu". Skręcamy. Taki obraz. Stara, drewniana chałupa, na dechach ścian starocie. Za domem aż boli od zieleni, za zielenią rzeka Niechwaszcz.
Katarzyna Krysiak Kołatka, malarka, przeprasza bardzo, ale w tym dniu na podwórzu nie ma obrazów, bo robi porządki. Nie szkodzi, nie szkodzi, nie trzeba rozstawiać. Ale musimy te obrazy koniecznie zobaczyć.

Są w szopie. Na ogół własne, ale i kopie - ostatni obraz van Gogha, po namalowaniu którego sieknął sobie brzytwą w ucho, i Moneta. Nieźle wykonane, choć na pilśniowej płycie. Cena - 100 złotych za sztukę. Ja za darmo.

Pani Katarzyna wystawia jednak kilka obrazów na zewnątrz, przynosi też z domu.
- Pomyślałam sobie, że jak tu przejeżdża tylu ludzi do tych kamiennych kręgów, to może ktoś się zatrzyma... Ja wiem, że ludzie jadą zwiedzać kamienne kręgi, a nie kupować obrazy, ale... I nieraz kupują.
Dzielna dziewczyna. W powiecie starogardzkim w zasadzie tylko Michał Ostoja-Lniski próbuje żyć ze swojej sztuki. Jak artyście przystało, twardo, bez dotacji, bez etatów gdzie indziej.
A teraz oglądamy starocie, które malarka zbiera jak wielu ludzi. Pociski, tarki, kufry, maselnice itp. nie są w stanie nas zdziwić. Nie takie przedmioty się widziało. Ale coś w rodzaju balii na drewnianych pytach zbija nas z pantałyku.

- To stara, drewniana pralka, zdobyta z ogrodu w Czarnej Wodzie. Ktoś ją przysypał ziemią i użył pod kwiatki.
Jakaż zbrodnia! Jak to działało?
- Wlewało się do zbiornika wodę, wkładało brudne rzeczy, jakieś mydło, zamykało dekiel i kręciło jakimś specjalnym kijem. W deklu - przykrywie jest na niego otwór.
Nie pytamy, jakie panią Katarzynę łączą związki z Kociewiem. Jeżeli pralka jest kociewska, to ona też.

Nieco dalej, w małym przysiółku, pytamy gospodarzy, kim są. Konsternacja. Kociewiacy...? Nie, Kaszubi... Nie, Borowiacy... W zasadzie to Kaszubi...
Ale nie mówicie po kaszubsku. Czuje się raczej kociewską gwarę.
- No, my tu som Kaszuby, bo tak nam mówią - jakby ze wstydem odpowiada chłop.

Bóg dał rada

No, a teraz to już zdumienie! Mały Klincz tuż koło Kościerzyny. W jednej z poniatówek mieszka Adela Trzcińska. Domek odziedziczyła po dziadku Józefie Burandtcie.
- My więcej należymy do Kaszubów - mówi pani Adela. - Dzieci tu chodziły do szkoły, śpiewały w zespołach kaszubskich.
Uważnie wsłuchujemy się w słowa, w sposób wypowiadania wyrazów. Coś tu nie tak.

Pani Adelo, a jak pani się mieszkało przez te wszystkie lata w poniatówce?
- Jak ktoś był zagospodarowany, to jakoś mu szło. Ale u nas była bieda. Mam dziesięcioro dzieci, już siedmiu żonatych... Nóm grosza nikt nie dał - teraz kobieta przyspiesza, jest zła, więc mówi jak na co dzień. - Chłop ciężko pracował. Pan Bóg dał rada, że człowiek wychował wszystkie. Po tych PGR-ach zostało tyla ugorów. Jakby była dobra władza, to by pomyślała o biednych, ale gdzie tam. Co my mómy na tym świecie. Oni jano sia bogacó. Przed wojną to Poniatowski pomyślał o biednych. Poniatówki były przywiezłe pociągam do Kościerzyny. Już wszystko było tam w Warszawie uranianie (zrobione?). A tedy koniami przywiezłe tu. W 14 dni wszystko stało: chlew, stodoła i wychodek.

Ależ pani mówi pięknie po... kociewsku!
- No tak, bo ja jestem Kociewianka. Ale w Kościerzynie to są więcej Kaszubi jak Kociewiacy. Jak Kaszubi tak rychtyk mówió po kaszebsku, to ich nie idzie zrozumieć.

Kociewiacy, odłam Kaszubów,

My tu - w Roku Kociewskim - międlimy tę naszą kociewskość w powiatach: starogardzkim, trochę mniej tczewskim, jeszcze mniej świeckim, a tymczasem - co wynika z naszych badań - oni mieszkają również poza tym terenem, także i na wielkiej ziemi Kaszubów. Jakże to wszystko jest umowne. A jak płynne. Poczytajmy na zakończenie, jak to 21 grudnia 1947 roku Amelia Łączyńska w Rejsach - "ilustrowanym dodatku Dziennika Bałtyckiego" - określała, kim są Kociewiacy.

"Może nie wszystkim wiadomo, że odłam Kaszubów, zamieszkujący powiat starogardzki, część chojnickiego i świeckiego - to Kociewiacy, a ich znowu odgałęzienie, siedzące w puszczy Tucholskiej - to Borowiacy. Różnią się oni od macierzystego pnia Kaszubów pewną odrębnością gwary. (...)

No i masz babo placek.
Tekst i foto Tadeusz Majewski, Kamila Sowińska
1. Katarzyna Krysiak Kołatka, dzielna dziewczyna - próbuje żyć ze sztuki, jak na artystkę przystało.
2. A tak wygląda kociewska pralka z Czarnej Wody. Tarka to urządzenie o wiele młodsze.
3. Pani Adela Trzcińska mówi ładną gwarą kociewską, że "my tu więcej należymy do Kaszubów".
4. Mirosław Knakowski z Legbąda, budujący osiedle turystyczne w Fojutowie (na zdjęciu fragment), zbija nas z pantałyku pytaniem: A my gdzie jesteśmy? Uważa, że na Kociewiu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz