środa, 24 sierpnia 2005

O autostradzie 8 lat temu

Jedni płaczą, i w codziennych modlitwach proszą Pana Boga, by autostrady nie budowano, drudzy Panu Bogu dziękują i z niecierpliwością czekają na sprzedaż swoich gospodarstw

W gminie Smętowo problem autostrady dotyka 63 właścieli ziem (m.in. spółdzielnie rolnicze, PKP, gminę prywatnych właścicieli). Największa grupę stanowią rolnicy. Odwiedzamy dwóch gospodarzy mających różne zdania na temat autostrady. Dzisiaj rozmawiamy z rodzina Makiełów, dla których to planowana inwestycja oznacza...

Makiełowie mieszkają na końcu Starej Jani. Do ich gospodarstwa prowadzi utwardzona droga.

Rodzina Makiełów gospodarzy na 17 hektarach. Hodują świnie, bydło, uprawiają buraki, zboże. Wszystko co się da, bo "na jednym się nie ujedzie". Kiedyś uprawiali mak i trawę, bo były z tego niezłe pieniądze. Na potrzeby autostrady muszą sprzedać ponad 3 hektary ziemi. W podobnej sytuacji są sąsiedzi Mekiełów. Ossowscy, Osińscy, Zagórscy, Grabanowie, Gromowscy. Podsiadlii, Gocowie i Miełkowie.

Makiełowie przyznają, że o autostradzie słyszeli już 30 lat temu. Ale wtedy nikt sobie z tego nic nie robił - stwierdza senior rodziny, Józef Makieła. - W początkowych planach autostrada miała przebiegać pół kilometra dalej. Zresztą nikt sobie nie zdawał sprawy, co to jest autostrada. Wielu sobie z niej żartowało.

Dziś z autostrady już nikt nie żartuje. - 30 centymetrów od naszego domu będzie 8 metrów wysokości wiadukt przez autostradę - mówi syn Makiełów Dariusz - A 2 metry od stodoły zaczyna się już pas ochronny. Jak tu mieszkać ? Chcą nam bezpłatnie wstawić stolarkę - okna plastikowe, drzwi dźwiękoszczelne. Co to da, że nie będzie słychać hałasu, jak mury i tak popękają.

Mekiełowie nie chcą mieszkać w tak bliskim sąsiedztwie autostrady. - Tu będzie kościół - mówią. - Z okna będziemy patrzeć na nasyp. Tak nie da się żyć. Wiedzą, że autostrada - czy tego chcą, czy nie - i tak powstanie. Eliminują możliwości mieszkania przy autostradzie i widzą dwa wyjścia z zaistniałej sytuacji. Po pierwsze - mogliby sprzedać całość gospodarstwa, jednak w miarę korzystania cena (w zależności od klasy ziemi od 1 do 3 zł) odnosi się jedynie do ziemi leżącej w zasięgu pasa ochronnego. W przypadku, gdy właściciele rezygnują i chcą sprzedać całość, ziemia "nie podlegająca" pod autostradę wyceniona jest na 30 groszy (1/10 wartości ziemi "autostradowej").

Niechby nas wykupili, ale za godziwą cenę. Bo co za miliard albo półtora się kupi? My nie mamy nic do gadania - czy chcemy sprzedać ziemię, czy nie - pójdą na chama. Nic z nami nie uzgadniali. Najlepiej chcieliby złotówkę i ... i wypad. Pewnie zapłacą najmniej jak tylko można. Przy budowie autostrady poprzerywają drenarki, bo przecież nie ma żadnych map od drenarek. Studnie powysychają. Niechby godziwie zapłacili, bo co do ceny jeszcze nic konkretnego nie wiemy. W Urzędzie Gminy też nie wiedzą.

Makiełom bardziej podoba się drugie wyjście z sytuacji. - Zamiast sprzedaży gospodarki wolelibyśmy zmienić je na inne. Ale nie na takie, żeby znowu trzeba było od podstaw się dorabiać albo mieszkać tam, gdzie diabeł mówi dobranoc.. Bo przecież nie ma sensu uprawiać podzielonej ziemi, do której trzeba kilometrami dojeżdżać. Chcemy gospodarstwo w całości..
Jedno jest pewne - ta autostrada zniszczy wiele gospodarstw - ciągną. - A tu jest dobra ziemia. Gdyby jeszcze nie było podupadłe gospodarstwo. To tak, jakby przyszli zlikwidować produktywny zakład pracy.

Makiełowie czują się jak zawieszeni w próżni. Nie wiedzą, czy warto malować ściany w pokojach, zakładać telefon. Z jednej strony nie wyobrażają sobie przeprowadzki (zresztą nie wiadomo jeszcze dokąd), z drugiej strony wciąż mają nadzieję, że nic w ich dotąd w miarę spokojnym życiu się nie zmieni. Że jakoś to będzie. Pocieszają się myślą, że autostrada będzie budowana, a ewentualną budowę w marzeniach odkładają za 5, 10 lat.
Co się namodlę, żeby nas nie wyrzucili - pani Irena ociera łzy.

Nie bardzo wiedzą co robić. Czy składać gdzieś podania, pisać do urzędów. Niektórzy szukają ratunku u adwokatów, ale Makiełowie zdają sobie sprawę, że to i tak nic nie da., że nikt z nimi nie rozmawiał.
Pas ziemi pod potrzeby autostrady ma być wykupiony do końca roku. Chcą mieć akt własności. W przyszłym roku nasza ziemię będziemy mogli wydzierżawić.

Budowa atustrady ma się rozpocząć w 1999 roku. - Najszczęśliwsi bylibyśmy, gdyby autostrada nas ominęła i moglibyśmy tu normalnie mieszkać i pracować - mówi żona pana Józefa , Irena. - Tyle lat naszej pracy! - rozmyśla pan Józef. - To przedwojenne gospodarstwo należy do naszej rodziny od 1 sierpnia 1934 roku. Mieszkam tu od urodzenia, żona od naszego ślubu - już 35 lat. Cudów nie było, bieda, jak to po wojnie.

Pan Józef wspomina czasy, kiedy gospodarstwa były wywłaszczone. - Musieliśmy wychodzić pod karabin. Nic nie mogliśmy zabrać, wszystko miało zostać w domu. Kiedy wróciliśmy, zastaliśmy tylko dwie łyżki i trzy talerze. I się dorabialiśmy. Kiedyś mniejsi gospodarze byli lepiej traktowani niż ci, co mieli więcej ziemi. W szkole, jako dziecko byłem prześladowany za to, że byłem synem kułaka. Teraz dążą do tego, by powstawały większe gospodarstwa. - My szóstkę dzieci tu wychowali, rodzice pięcioro - dodaje pani Irena. - Wydaliśmy za mąż trzy córki i ożeniliśmy syna. Gospodarkę wybudowaliśmy od podstaw. Mamy już następcę - syn Dariusz założył rodzinę i myśleliśmy, że przejmie po nas gospodarkę. My byśmy młodym pomagali i jakoś by gospodarzyli. Można by było inwestować, ulepszać. Myśleliśmy o nowej chlewni, dokupieniu ziemi. I co teraz ? Brakuje pewności, mamy związane ręce.

Józef Makiła podkreśla , że gospodarstwo nie jest zadłużone. - Żaden bank na plecy mi nie wchodzi. Jestem czysty wobec Boga i ludzi - mówi. - Jest nam naprawdę ciężko płacze Irena Makieła. - Bardzo przeżywamy tę sytuację. Ta gospodarka to cały nasz wkład, bo nikt nam nic nie dał, wszystko to praca naszych rąk. Dodaje, że gdyby mieli wybór, nie oddaliby ziemi. Nie wyobrażają sobie innego życia, niż tego związanego z pracą na gospodarstwie. Rolnictwo mają we krwi. - Mój ród pochodzi z Litwy - twierdzi pan Józef. - Makiełowie z ziemią związani są 500 lat. Praca na ziemi to całe nasze życie. Rolnik, jak się pilnuje, jest swoim panem.

- Mąż każdego ranka idzie na pole. Wieczorem przed snem też musi pójść - Irena. - Bo jak mówią, rolnik jest najbliżej Boga - dodaje mąż. - Tak naprawdę mąż nigdy nie wierzył, że to dojdzie do skutku - zdradza pani Irena. - A teraz ...? - Niejednemu gospodarzowi poleci łezka, jak przyjdzie mu pożegnać się z ziemią - stwierdza ze smutkiem pan Józef. - Tyle lat pracy, a może pod most pójdziemy. Ta ziemia to przecież nasz warsztat pracy. Makiełowie zarzekają się, że do miasta nie pójdą "za żadne skarby, chyba, żeby dali dyrektorską pensję". - Gdzie my pójdziemy? Kto nas w mieście przyjmie do pracy? - pytają. - 35 lat ma trwać budowa autostrady. Potem hotele, zjazdy, pętle, bary szybkiej obsługi. Ale przeciętnemu człowiekowi nie dadzą możliwości. To oni, żeby się koszty zwróciły, będą kręcić ten interes.

Dariusz, syn państwa Makiełów, który miał przejąć gospodarstwo po rodzicach, ma rolnicze wykształcenie. Zdaniem rodziców nie ma szans, by znalazł pracę w mieście. Zresztą, Makiełowie nie wyobrażają sobie życia w miejskim bloku. Jak mówią - starych drzew się nie przesadza.


Do Kowalskiego jadę nowo wybudowaną asfaltową drogą w kierunku Rynkówka - Kamionka. Kowalski jest jednym z dwóch rolników w gminie, których gospodarstwa zostaną całkowicie wykupione. Niedziela, a pan Leon naprawia traktor. - Zawory poszły i musi naprawić na jutro - tłumaczy na dzień dobry.

O autostradzie pan Kowalski mówi chętnie. - Moim zdaniem nie ma co lamentować, bo autostrada była planowana już w latach 70. Nie ma więc sensu odkładać sprawy, bo i tak jej nie unikniemy. Co prawda miała przebiegać w innym miejscu. A stało się tak, że przechodzi przez moją gospodarkę i automatycznie rozwala moje siedlisko. Przecina z ukosa gospodarstwo - łapie stajnię, zburzony ma być także budynek inwentarski.

Kowalski dodaje, że w gminie jest dwóch "wysiedleńców" - on i Oleksiewicz. Oleksiewicz przeprowadził się do Gdańska i cieszy się, że na tej autostradzie zarobi. Ile? konkretnie nikt nie wie. - Wiem, że za ziemie pod autostradę mają płacić od 1 do 3 złotych za metr kwadratowy ziemi, w zależności od klasy. Ta cena brana jest tylko pod uwagę przy gruntach, które są w zasięgu pasa ochronnego autostrady. Moim zdaniem te 3 złote to śmieszna cena. Z metra kwadratowego w kilka lat więcej wyhoduję. Ale mamy się cieszyć z tego co dadzą, bo więcej i tak nie dostaniemy.

W 1987 roku Leon Kowalski kupił 8,25-hektarowe gospodarstwo od Lemańskiego. Wcześniej pracował jako kierowca w Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej we Frący. Pan Leon przyznaje, że utrzymałby się, gdyby gospodarzył jedynie na swojej ziemi. Dzierżawi więc ponad 7,15 ha od Zwolińskiego i 5,5 ha od Edmunda Krei. Łącznie gospodaruje na 25 hektarach. - Dziś 8-hektaorwe gospodarstwo nie ma szans, by wszystko opłacić i jeszcze wyjść na swoje. Nasze produkty są tak tanie, że to się w pale nie mieści. Żeby świnie były 3,5 złotego za kilogram? I jeszcze żeby nie było można sprzedać. Zresztą wszyscy rolnicy wiedzą, jakie są teraz warunki... Daj Boże, żeby dobrze zapłacili, kupiłbym większe gospodarstwo.

Szczerze mówiąc, jestem nawet za. O wyremontowanie drogi nie mogę się doprosić. Trochę popada, a półtorakilometrowy odcinek polnej drogi, prowadzącej do mnie od strony Kamionki, jest nieprzejezdny, nie mówiąc już o zimie. Trzeba najpierw przejechać ciężką włóką, dopiero później samochodem. Bo kto mi odszufluje drogę? O drogi polne gmina wcale nie dba. Przejadą tylko raz w roku, trochę wyrównają i to z Bożej łaski, by zamknąć usta. Wygląda na to, że gmina robi łaskę, żeby Kowalski mógł przejechać. A codziennie muszę dowieźć mleko do zlewni. Nie daj Boże mieszkać na uboczu.

Więc Kowalski dziękuje Bogu, że nadarza się okazja zmiany. Zmiany być może na lepsze, bo upatrzyli sobie już 22-hektarowe gospodarstwo, Gdzie? To tajemnica. Chcieliby także, by sprzedaż ziem nastąpiła jak najwcześniej. - Nam ta autostrada nie przeszkadza, przynajmniej wydostaniemy się z tych pól - dołącza do rozmowy żona pana Leona, Wiesława. - Na początku było żal, że tyle pracy i pieniędzy zainwestowaliśmy w to gospodarstwo, a teraz mają przyjść buldożery i wszystko zrujnować. Z czasem jednak człowiek się do tej myśli przyzwyczaił i widzi dobre strony sprzedaży. Może kupimy większe gospodarstwo ? Nie mamy wyboru - musimy iść na gospodarkę, bo gdzie renty wyrobimy ?

Nawet nie wiemy, czy syn Cezary zostanie na gospodarce - zastanawia się Kowalski. - Dziś młodzi patrzą, by syn widzi, co to za "pieniądz". Na gospodarce nie da się odpocząć. Widzi pani - dziś niedziela, a ja muszę ciągnik naprawić.

Dorota Jaskulska
GK z 10.04.1998 r. Nr 15

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz