niedziela, 25 października 2009

Sztuka z filcu i przestrzenne bombki

Gdyby Barbarze Rolińskiej (29) ze Zblewa po ukończyła Technikum Technologii Żywienia ktoś powiedział, że będzie się zajmowała sztuką, zapewne parsknęłaby śmiechem





Po ukończeniu szkoły zaczęła pracować w sklepie masarskim "Herold" jako sprzedawca. Po pewnym czasie odeszła z powodu choroby. Długo trwała rehabilitacja.

W zeszłym roku zaczęła szukać jakiegoś pomysłu na pracę - ot, taką w domu, żeby dawała jej satysfakcję. Znalazła dość przypadkowo. Wpadła na pomysł, by przed Świętami Bożego Narodzenia każdej osobie z rodziny - około dwudziestu, sama ma pięciu braci - dać prezent. I każdemu wręczyła aniołka z masy solnej. Mężowi - aniołka z piłką, bo Czarek, były piłkarz, grał w Zawiszy Bydgoszcz.

- Czy miałam w szkole jakieś predyspozycje plastyczne? Nie - mówi pani Barbara. - Ale mój dziadek, Pietrzak, był artystą. Rzeźbił, malował, wypychał zwierzęta... No nie, nie był artystą zawodowym. Amatorem... Rodzice, tata ze Zblewa, mama góralka, są fachowcami w dziedzinie stolarstwa. Ja... można powiedzieć, że odkryłam w sobie talent plastyczny w wieku 28 lat.


Wyrobów z masy solnej na wystawce w domu Barbary Rolińskiej nie ma. Są prace o wiele ciekawsze i z bardziej szlachetnego materiału. Obrazy na płótnie, puchary, śliczne szklane kule z domkami w środku, biżuteria i wyroby z... filcu.

- Wyszukałam w internecie stronę, Kreatywni.com, na temat prac robionych ręcznie. Zobaczyłam, że można robić biżuterię, szale i torby z filcu. Pojechałam do pani, która prowadzi tę stronę po filc. Okazało się, że organizuje szkolenia w tym zakresie. Akurat chciałam namalować obraz dla teścia. Po wizycie u tej pani i kursach zrobiłam metodą decoupage.

Przyglądam się obrazom. Niby kopie, na przykład tancerka Degasa. Niby, bo okazuje się, że część obrazu jest przyklejona - tancerka, detale, a część namalowana przez panią Barbarę ręcznie. Ta technika jest na razie w Polsce prawie w ogóle nieznana. Tu trzeba jeszcze dodać, że przyklejone fragmenty są ze specjalnego papieru, sprowadzanego z Włoch i kiedy patrzy się na obraz, nie widać różnicy między częścią wklejoną a namalowaną.


- Zrobiłam jeden obraz, potem następne. Jeździłam też na następne szkolenia i proszę, mam certyfikat od Kreatywni.com. Certyfikat, że umiem tworzyć z filcu i papieru. Rozwijałam się, robiłam codziennie coś po kilka godzin. Ta twórczość stała się moją pasją, a teraz staje się moją pracą. Ściągnęłam z Włoch specjalną książkę, w której piszą i pokazują, jak to się robi. Z Włoch, bo u nas to dziedziny nieznane.

Oglądamy wyroby z filcu. Torbę, szal i biżuterię, filcowe kwiaty. Po chwili kolorowe puchary. Podobne oraz wyroby z filcu Barbara Rolińska pokazywała na stoisku podczas powiatowych dożynek w Lubichowie.

- Tam pokazałam przede wszystkim wyroby z filcu. To, co mogłam, wyciągnęłam. Szkoda, że miałam tylko dwa stoliki, bo w pozostałej części namiotu były stoiska dla pań z nalewkami. W przyszłym roku kupię namiot i urządzę sama stoisko typowo na wystawę. Będzie wizytówką Zblewa.

Pani Barbara na obrazy nie stawia. Jest tego pełno - kopie, reprodukcje, oryginały, a zainteresowanie takie sobie. Puchary to co innego.

- Szkło kupuję, a ozdabiam sama. Maluję farbami akrylowymi. Ale na tej szklanej powierzchni są też ornamenty przestrzenne, na przykład wypukłe kwiaty. Formuje się je osobno, a potem nakleja. Technika? Też nie taka prosta. I też tego u nas nikt nie robi.

Przechodzimy do najładniejszej części domowej ekspozycji. Bombki, ale jakieś takie niespotykane, przestrzenne. Wielkie - o średnicy 16 centymetrów. Z widokiem na to, co w środku. W każdym misternie wykonany domek, przy mim maleńkie świerki, na tle namalowanego za domkiem zimowego pejzażu. Do niektórych bombek będą stojaki, jeżeli ktoś sobie zażyczy do postawienia na świąteczny stół. Bombki - jakby zwieńczenia pucharów.

- Te pomysły i technologia też z Włoch, bo u nas się tego nie robi. Nie ma w Starogardzie, w Gdańsku? Może w jakichś sklepach hobbystycznych.

Czy pani Barbara czuje się artystką?

- Czy czuję się artystką... Najważniejsze, że czuję się spełniona. Że się odnalazłam.

Czy z tego dałoby się wyżyć?

- My się dopiero uczymy doceniać prace ręcznie robione. Z drugiej strony ciężko się obronić przed chińszczyzną... Tak, w jakiś sposób czuję się artystką - pani Barbara na chwilę wraca do tamtego pytania.

Czy z tego dałoby się wyżyć? - znowu to samo pytanie.

- Z tych prac ciężko. Chyba że byłoby to połączone ze szkoleniami. W przyszłym roku chcę zrobić certyfikat: aranżacje i dekoracje wnętrz, artystyczne dekorowanie ścian.

No tak, pewnie i te dziedziny są u nas ubogie w porównaniu z tym, co robią Włosi.

Pani Barbarze życzmy powodzenia w tak delikatnych zajęciach i w zdobywaniu certyfikatów. Jeszcze tylko na zakończenie coś, co jest już dziś czymś normalnym, a mianowicie strona internetowa: www.pwlibra.com.pl. Proszę wejść i obejrzeć...

Tadeusz Majewski


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz