Głos trochę nietypowy
Alfons Kula (65 l.) pochodzi z Czarnegolasu. Tam chodził do szkoły podstawowej "do Sykutery", tam też prywatnie uczył się śpiewu i gry u organisty Izydora Sprady. Ćwiczył na fisharmonii, "którą trzeba było deptać i powietrze dmuchać, bo organów nie było".
W 1957 r. w wieku 17 lat pan Alfons poszedł po dalsze nauki do organisty w Dzierżążnie. Złożył też egzamin w Kurii Biskupiej.
Słuch miał bardzo dobry, głos troszeczkę nietypowy - tenor w szerokim zakresie. Nie bardzo wie, po kim ten talent odziedziczył. Owszem, mama chodziła po domu i śpiewała, ale kto wtedy nie śpiewał? Jak mu opowiadała mama, już jako brzdąc stawiał sobie krzesło i śpiewał.
Czy to jest zawód?
W życiorysie organisty Kuli była przerwa na wojsko. Tam oczywiście organistów nie potrzebowali, więc skierowano go do marynarki wojennej. Pamięta, jak podpułkownik zapytał go z zaciekawieniem, czy organista to zawód.
A zawód, zawód...
Do większej parafii
Po wojsku, w 1964 roku, Alfons Kula poszedł za organistę do Nowej Cerkwi koło Pelplina. Przepracował tam 12 lat i w 1975 roku przyszedł do Lubichowa, bo w życiu zawsze lepszej pracy się szuka, w jego wypadku większej parafii. Przyszedł dokładnie 2 sierpnia, akurat w dniu imienin.
Nie ma rutyny
Dziś Alfons Kula jest na emeryturze. Grał 48 lat, od 1957 roku. Nigdy nie wpadł w rutynę, bo muzykę kościelną się przeżywa. Trzeba kochać śpiewać i kochać grać, żeby wychodziło. Jego śpiew się podobał. Kiedyś wstąpił do niego jakiś gość z Sopotu i ze zdziwieniem rzekł: "To pan jest w moim wieku!". O co mu chodziło? Otóż myślał - słuchając głosu Alfonsa w kościele - że to śpiewa jakiś młodzik.
Pan Alfons ma swoją ulubioną pieśń - Zdrowaś Mario. Szedł do Dzerżążna, tak wypadło, że zagrał ją pierwszą w kościele, szedł do Nowej Cerkwi - znowu pierwsza była Zdrowaś Mario, w Lubichowie to samo. Przypadek? W Kościele nie ma przypadków.
"Nie będziesz siedzieć"
Na emeryturę przeszedł 5 lat temu. Teoretycznie emerytura to czas na odpoczynek, ale nic z tego. Żona powiedziała: "Nie będziesz przecież siedzieć i siedzieć, bo się zasiedzisz". Najpierw wciągnęła go do Związku Emerytów i Rencistów, a potem jakoś znalazł się w chórze.
Jak powstała Jutrzenka
Z tym zespołem to się zaczęło zupełnie niewinnie. W 2000 roku.
W mieszkaniu przy ulicy Starogardzkiej u pani Szczepińskiej zebrało się kilka pań z Klubu Seniora z zamiarem przećwiczenia piosenki z życzeniami dla pana organisty, któremu w tym właśnie roku przypadło 25 lat pracy dla lubichowskiego kościoła. W ten sposób jakby w konspiracji powstał mały chórek Klubu Seniora.
Potem była msza. Proboszcz się coś gdzieś dowiedział, ale milczał. Organista schodził z chóru i - kompletne zaskoczenie. Panie mu zaśpiewały. Ślicznie podziękował, a jako że szkoda mu było ich energii, zaproponował współpracę. I tak to się zaczęło - pierwsza próba w szkole, pod batutą miejscowego organisty.
Najpierw konkretnej bez nazwy występowali w Starogardzie, rok później już jako Jutrzenka.
Dzisiaj mają za sobą sporo udanych występów. Szkoda tylko, że chór nie za bardzo może się rozwinąć, bo mało jest w nim mężczyzn (pięciu, kobiet - piętnaście). On jest kierownikiem i dyrygentem chóru, "czyli kimś, kto macha rękoma" - żartuje pan Alfons. A serio - to ten, co utrzymuje, rytm, ten komputer, ten łowca błędów.
Repertuar
Jutrzenka to zespół emerytów i rencistów i nie można wymagać od niego wielkich cudów. Po prostu ludzie przychodzą sobie pośpiewać, poprzypominać stare piosenki, nawet te zapomniane i mniej spotykane, na przykład Pożegnanie ułana - pieśń bardzo piękną, patriotyczną. W repertuarze mają właśnie takie patriotyczne utwory. Są też i do humoru, i bardzo proste, bardzo liryczne, jakby z innej epoki, bo kto dzisiaj z młodych zaśpiewa na przykład pod oknem swojej dziewczyny: "Gdzie się podziały te pięknie wieczory i te majowe poranki, com się nachodził wieczór wieczora do mojej lubej kochanki".
Uf, ja te czasy i język się zmieniają. Niektóre teksty warto wydać drukiem, bo już prawie nikt ich nie zna. Na przykład czy ktoś słyszał piosenkę W starogardzkin pułku? Brzmi to tak - W starogardzkim pułku w wojsko zaciągają, niejednej dziewczynie, niejednej kochance serce zasmucają. Alfons Kula te słowa pamięta z lat dziecięcych.
Mają głosy, ale nie chęci
Ludzie mają głosy - uważa Kula - ale nie ma chętnych do śpiewania. Lenistwo.
No bo jak dzisiaj wygląda spotkanie rodzinne? "O weź, włącz, bo leci serial, weź jeszcze dalej, bo leci drugi serial". Albo mówią - "Jak przejdę na emeryturę, to przyjdę do chóru". A jak przechodzą na emeryturę, to nie mają czasu, bo muszą bawić wnuki albo boli gardło".
Tak to wygląda. Ilu panom już mówił, nawet takim, którzy umieją grać na akordeonie, żeby przyszli, a oni nie bardzo. Wiedzą, że to zobowiązanie, bo Jutrzenka ćwiczy dwa razy w tygodniu po 2 godziny. I panuje w zespole żelazna dyscyplina, której młodsi nie znają. Kiedy ktoś zachoruje, nie ma tego, żeby nie przysłał usprawiedliwienia.
Granica między pokoleniami
Chór jest otwarty dla wszystkich, ale młodzi nie przyjdą, bo mają inną muzykę i "idą więcej w dysk". Jak zaśpiewają, to trudno coś zrozumieć. A niechby zaśpiewali Żołnierz drogą maszerował, Serce w plecaku czy Zagraj mi piękny Cyganie. Albo te ich zespoły. Zespół gra, gra, nagle jakiś muzyk odchodzi od instrumentów i co się dzieje? Muzyka dalej leci. Alfons Kula raz podszedł do pulpitu, patrzy - zeszyt otwarty, nut nie ma, żadnych funkcji. Co to za muzyka?
Granica między młodymi a seniorami jest niestety u nas bardzo duża. Taki przykład. Latem Jutrzenka z Klubem Seniora zrobiła ognisko, były kiełbaski, śpiew. A młodzi patrzyli z daleka, choć się na nich wołało. Może to się kiedyś zmieni? Może zaśpiewają kiedyś razem tak po prostu:
Słoneczko zaszło, czyli zagasło.
W zielonym gaju ptaszki śpiewają,
ptaszki śpiewają pod jaworem.
Adam Zieliński
Za tygodnikiem Kociewiak - piątkowy dodatek do Dziennika Bałtckiego.
Zdjęcia
1. Alfons Kula gra na akordeonie.
2. Chór Jutrzenka podczas uroczystości wręczenia Nagród Wójta Gminy Ryszarda Alechniewicza. Fot. A. Zieliński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz