wtorek, 5 kwietnia 2005

Mysinek- dworek myśliwski

MYSINEK. Dick Bosma. Holender mieszkający w Mysinku już 24 lata. W sympatyczny sposób mówi po polsku. Martwi się (trochę na zapas), że ma przecież swój wiek i co będzie dalej? Tyle pracy i pieniędzy włożył w to swoje gniazdo, w ten dworek w Mysinku, a tu nikt z rodziny z Holandii nie chce przyjechać i przejąć tego jako sukcesor. Za to bardzo często przyjeżdżają do niego z Zachodu turyści.






Po dłuższej rozmowie okazuje się, że Dick wie bardzo dużo o "mechanizmach" turystyki. Tutaj zdradzamy tylko część tej wiedzy, która przecież kosztuje.

Jak robić turystykę

Może kilka słów o dworku myśliwskim. Pięknie odnowiony, cegła jakby wyszorowana szczotką ryżową.
- Dworek został zbudowany w drugiej połowie XIX wieku. A ta cegła? Przywiozłem z Holandii odpowiednie chemikalia i opryskałem ściany. Potem zmywałem wodą. Zachodziła odpowiednia reakcja, dzięki czemu ta cegła wygląda jak nowa.

Nagromadził pan tutaj wiele starych, chociaż typowych dla tego rejonu mebli. Kredensy, bieliźniarki, szafki i tak dalej. Jest też kominek, piękna antresola i sufit z belkami. Od początku miał to być pensjonat?
- Od początku nie. O przekształceniu tego w pensjonat zacząłem myśleć z dziesięć lat temu.
Ekskluzywny pensjonat dla obcokrajowców?
- Dla obcokrajowców, ale oczywiście dla Polaków też.

Znamy prawie wszystkie kwatery agroturystyczne i pensjonaty w tym rejonie. Niektórzy mają poważne kłopoty z klientami, pomimo że teoretycznie nie powinni mieć. Może za słabo reklamują? Jak pan reklamuje Mysinek?
- Przede wszystkim przez internet. Mam stronę internetową. W wyszukiwarce Google można znaleźć Mysinek pod hasłem "rajdy konne w Polsce i kuligi". Na stronie są zdjęcia i teksty po niemiecku, angielsku, holendersku i szwedzku. Odwiedza ją 150 osób dziennie. Sam ją zrobiłem.

Ma pan coś wspólnego z informatyką?
- Nie jestem żadnym komputerowcem. Zajęło mi to tysiąc godzin. I cały czas coś poprawiam, dodaję, żeby było więcej różnych linków (połączeń z innymi stronami - red.). Miejsce, na którym w różnych przeglądarkach znajduje się moja strona, jest dla mnie bardzo ważne.

A na którym miejscu jest ta pana strona?
- Jestem albo pierwszy, albo drugi. Pan idzie do Google, wpisze pan Mysinek. Wyświetli się ponad 1100 stron.. Pokazałbym panu, ale kilka dni temu wybuchł mi komputer. (Śmiejemy się obaj, bo rozmowa zaczęła się od... naprawiania mojego laptopa.) Na moją stronę można wejść z różnych portali, wpisując różne hasła. Portale same się zgłaszają, żeby tę moją stronę u siebie umieścić. Są na przykład "portale końskie". Dzwonią, mówią, że chcą Mysinek. Oczywiście za pieniądze. Ja wtedy mówię, że tak, ale najpierw na próbę. Że dam im angielski czy holenderski adres, ale chcę po kilku miesiącach wiedzieć, jakie to mi daje wyniki, ile przez te portale będzie wejść na moją stronę. Raz dałem adres mojej strony, zamieścili i po kilku miesiącach było 8 odwiedzin. Po co mi taki portal?

Widocznie słaby portal. Jaki procent klientów na Zachodzie dowiaduje się o Mysinku z internetu?
- W 2004 roku 50 procent. Drugie 50 przez wyspecjalizowane biura turystyczne, które zajmują się jazdami konnymi - w Holandii, w Niemczech, w Anglii i w Szwecji. W każdym kraju moją ofertę proponuje jedno biuro. Więcej nie może, bo to byłoby wbrew zasadom uczciwej konkurencji... W tym roku jak na razie przez internet pozyskałem 20 procent klientów, resztę przez biura. Ale to się oczywiście zmieni.

A te biura jak promują Mysinek?
- Mają katalogi.
Tu Dick Bosma wyjmuje wspaniałe kolorowe katalogi zachodnie. W jednym z nich na stronie dotyczącej Pomorza jest Gdańsk i... Mysinek.
No to - można powiedzieć - pan doskonale promuje Kociewie, powiat!
- Promuję. I daję pracę. Tu pracuje pięć osób.
A ci pana goście co sądzą o tych stronach?
- Oczywiście, oczywiście, to mnie zawsze ciekawi, co sądzą. Pytam, dlaczego oni przyjechali do Polski, dlaczego nie popłynęli gdzieś statkiem, nie polecieli samolotem. Przecież dzisiaj wycieczki do ciepłych krajów są tańsze niż w Mysinku. Ciekawią mnie ich odpowiedzi, bo od nich zależy, jak mam rozwinąć ofertę. Między innymi dzięki temu mam też stałych klientów, którzy przyjeżdżają już od 5 lat z Holandii i Anglii. Wracają, to znaczy, że im pasuje.

Ile trwa sezon?
- Pięć miesięcy. Od końca kwietnia do końca września.
Na terenie pana posiadłości jest basen, ale - z tego co wiem - nienapełniany wodą, bo są problemy techniczne. Jest też kort tenisowy, fitness, jaccuzzi, sauna...
- Kort, fitness i jaccuzzi nie są potrzebne. Pozostała sauna.

Ma pan 6 ładnych pokoi gościnnych w dworku, salon z kominkiem. To oczywiście jeszcze nie powód, żeby tu przyjeżdżali z Zachodu. Pan powie - konie. Ale koni w powiecie hoduje sporo osób, jednak nie bardzo - pomijając Tatara Józefa Węgrzyna w Płocicznie - potrafią robić na tym pieniądze.
- Bo to nie jest tak, że pan kupi konie i od razu będzie biznes.
No to jak jest?
- Mam dziewięć koni. Organizuję rajdy. 6 dni rajd, 5 dni jazdy, 4 noclegi poza Mysinkiem. W pierwszy dzień goście przyzwyczajają się do koni, potem wyjeżdżamy, ostatni odcinek - powrotny do Mysinka.

A teraz to, co mnie ciekawi najbardziej - trasa przejazdu.
- Wynosi 200 kilometrów i 500 metrów. Mam to dokładnie wyliczone. To nie jest zabawa, tylko rajd. Kiedy jedziemy, muszę w każdym momencie wiedzieć, gdzie jesteśmy. Przecież może się coś zdarzyć. Ktoś może złamać nogę, może się stać coś innego.

Którędy biegnie ta pana trasa?
- Ooooo! Chce pan wyciągnąć ze mnie wszystko. Żebym miał konkurencję? - śmieje się Dick. - ...Pierwszy dzień: Mysinek - 2,5 godziny jazda, przyzwyczajanie się do konia. Drugi dzień - Mysinek - Borzechowo. Tam nocleg w kwaterze agroturystycznej "U Hanki" lub do Osieka. Trzeci dzień do Ocypla, czwarty - do Starej Kiszewy, gdzie jest ruszt pod zadaszeniem. Tam mamy wieczór przy ognisku. Piąty dzień - pensjonat w Kręgskim Młynie (pod Starogardem, przy drodze do Kręga - red.). Szósty dzień - z powrotem do Mysinka. Po drodze jedziemy do pensjonatu "Hubertus". Ja im na początku rajdu mówię, że będzie od prymitywizmu do luksusu. I oni mają co dzień coraz większy luksus. Każdy dzień lepszy, lepszy, lepszy. Oni nie chcą się nudzić.

A ja myślałem, że goście z Zachodu rzeczywiście szukają u nas prymitywizmu, spartańskich warunków, chłopskiej prostoty, może nawet namiotów.
- Namioty były 20 lat temu. Teraz chcą luksusu. I nie chcą się nudzić.
Jakie atrakcje oprócz tych luksusów spotykają po drodze?
- Jazdę. Napawają się jadą. Ta jazda jest intensywna - 30 - 40 km dziennie - i po niej nie myślą o fitness, basenie czy tenisie. Dlatego tego już nie mam. Przyjeżdżają z powrotem do Mysinka i nie mają sił. Idą do sauny i potem odpoczywać.

Zatrudnia pan pięć osób. Dałoby się więcej?
- Zatrudniam pięć osób, ale po drodze inni też mogą zarobić, na przykład na noclegach dla koni. Ale czasami ludzie są dziwni. Dajesz 100 zł za przenocowanie koni (bez wyżywienia, tym zajmuje się sam), a on chce 150. Zawsze też proponuję kajaki w Kręgskim Młynie. Co mogłoby jeszcze być? Wielu pyta o polowania z nagonką na lisa. I do kogo ja mam się z tym zwrócić? Szukam też kogoś do pracy, ale nie mogę znaleźć. Chodzi mi o osobę, która mnie zastąpi, na przykład kiedy ja będę chory. Kogoś, kto zna języki i umie obsługiwać komputer. Języki, no bo jak ktoś może odpowiedzieć na e-maila, kiedy nie zna języka? Do tego odpowiedzieć umiejętnie. Ważna jest też treść odpowiedzi. Na przykład mam na czerwiec parę młodą z Holandii. Pytali o to i owo. Odpowiedziałem pocztą elektroniczną, że "dla Was specjalną atrakcją będzie &39;pokój bociana&39;" (jest taki w Kręgskim Młynie - tuż przy oknie mają gniazdo bociany). Kontakt e-mailowy jest bardzo ważny. Ludzie po korespondencji elektronicznej chcą wiedzieć, jakie ten człowiek jest, co dokładnie oferuje itd.

To już są elementy psychologii... Ale rzeczywiście - w sumie każdy sprzedawca i każdy, kto oferuje jakieś usługi, musi znać się na psychologii...
- Oczywiście. Na przykład kiedy przyjedzie do mnie wojewoda, to on jest równiak. Ja też skończyłem studia (transport morski - red.), ale tu wojewoda jest równiak i ja jestem równiak - Dick Bosma. Ktoś jest doktor, to niech o tym zapomni. Tu nie ma tytułów. A dlaczego? Żeby nie było sztywnej atmosfery. Muszą tu zapomnieć o tytułach, tym bardziej, że czeka na nich robota - konie obrobić, wodę przynieść, popracować. Obojętnie - profesor, doktor czy wojewoda.

Można by, korzystając z pana wiedzy ułożyć konny szlak turystyczny. Pana najciekawsze miejsca?
- Szlaga Młyn, rezerwat Krzywe Koło, Kasparsus, Cis, Kręgski Młyn.
Mógłbym panu podpowiedzieć więcej - wioska indiańska nad Kałębiem, teraz jest też zadaszone palenisko w Bartlu Wielkim, Dunajki, Wirty i tak dalej... A jeziora, plaże? Twardy Dół?
- Oni chcą wody, ale ja nie chcę. Nie szukam kłopotów. Ma być bezpiecznie dla ludzi i koni. Dla mnie konie są nie mniej istotne jak turyści. Ja jestem dla turystów? Nie! Turyści są dla Mysinka, a nie odwrotnie.
Rozmawiał Tadeusz Majewski
Tygodnik Kociewiak - piątkowy dodatek do Dziennika Bałtyckiego.

Foto
1. Pięknie odnowiony dworek myśliwski w Mysinku. Fot. T. Majewski
2. Dick Bosma przy kominku w salonie. Fot. T. Majewski



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz