poniedziałek, 11 kwietnia 2005

Bar Letni Jagoda

Prawie co tydzień próbujemy znaleźć jakiś pomysł na biznes, bo nas pytają od podpowiedzi. Niedawno dywagowaliśmy w Barze Kącik w Skórczu, dlaczego w powiecie nie ma punktów gastronomicznych ze swojskim jadłem. W jednej z firm w Skórczu pytaliśmy, czy można wyżyć posiadając małą koparkę do kopania rowów (kopareczka kopie rowy za 10 osób ze sztychówkami). Nie można, bo w pojedynkę nie załatwi się zleceń. Odwiedziliśmy firmę wypożyczającą sprzęt budowlany i małżeństwo chcące "zinternetyzować" Borzechowo. Itd. Ludzie coś wymyślają, robią, wychodzi albo i nie.

Przeminęło z wiatrem?

Jesteśmy na skraju wsi, przy drodze do Osowa Leśnego. Jest sobota po południu. Latem w tym miejscu stał Bar Letni Jagoda. Prowadziła go Iwona Fic. Kolorowe zadaszenie, ekologiczne jedzenie, piwo i... rozrywka. Echem po okolicy odbijały się weekendowe imprezy przy muzyce na żywo. Grał zespół BEST ze Starogardu. Po barze pozostały szczątki. Czyżby koniec biznesu?

Dwa lata temu zaimponowała nam pani w Zblewie, gdzie prowadziła pani komis. Oto kobieta sukcesu - mówiliśmy sobie, zaskoczeni odwagą w wymyślaniu tematów biznesowych i ich realizacją. Rok temu otworzyła pani tutaj bar...
- Faktycznie zaczęło się od komisu - mówi Iwona, młoda, luzacko ubrana kobieta. - Najpierw w Lubichowie, później w Zblewie. Ten w Zblewie dalej istnieje i pewnie długo będzie jeszcze istniał. Ludzie teraz nie mają pieniędzy i nie stać ich na wyrzucanie rzeczy. Tak samo na kupowanie nowych. W moim komisie można kupić wszystko. Klienci przynoszą urządzenia AGD, kanapy, suknie ślubne, nawet buty. Myślę, że takie sklepy będę się jeszcze przez jakiś czas sprawdzały.

Było lato, był tu bar. Nic z niego nie zostało. Kapitulacja? A wydawałoby się - śmiały pomysł, dobra lokalizacja, taka "wejściówka" w Bory Tucholskie przy drodze na Osieczną.
- Było lato i się skończyło. Teraz jest zima i sami widzicie, jak to wygląda.

No jak wygląda? Wiata powalona na ziemi, widać, że już od dłuższego czasu.
- Ale budynek stoi w całości tam, gdzie stał. Parasole na zimę są schowane. Wiatę powalił jesienny wiatr - wyjaśnia mąż pani Iwony.
Siedzimy sobie z nimi w ich salonie i rozmawiamy o tym, co by tu można było robić. Tu, czyli w Borzechowie. Co by tu robić? Pytanie, które wszędzie zadaje sobie mnóstwo osób, tych z pieniędzmi i bez.
- Solarium w Borzechowie by upadło - komentuje pani Iwona naszą informację, że powstało w Lubichowie. - Tam, w Lubichowie, to jest dobry pomysł, ale nie tu.

A co z barem? Będzie w tym sezonie?
- Nic nie będzie. Bar to była fajna zabawa. Ludzi tu był opór, ale tylko w sobotę. W zasadzie to miał klientów tylko w weekend, a tak normalnie to pustka.
Opór to ile?
- No ze 200 osób.
A zarobiła pani coś na tym barze?

- Coś tak, ale biznesu to na tym nie zrobiłam. Trudno na tym zrobić. Znajomi w Starogardzie mieli letnie bary, ogródki piwne i też nie wyszli na swoje.

A może by tu chwyciło ekologiczne i swojskie jedzenie?
- Tak, to jest modne, ale kasy to chyba nie daje. W ogóle gastronomia. Byliśmy ostatnio w Salamandrze w Starogardzie i co? Tylko myśmy coś jedli. Siedziało sporo ludzi przy piwie i nic poza tym. Ludzie nie mają pieniędzy. Wystarcza im tylko na piwo. U mnie też był smalec, był ogórek kiszony, a i tak szło głównie piwo.

No tak, dzisiaj piwo to w knajpkach główne danie... A jak bilans za ubiegły sezon?
- Sezon trwał tylko 3 miesiące. Lata nie było wcale. Ludzi co prawda bywało sporo, ale to i tak za mało. Utrzymać taki bar to są koszty. Wrzuciłam w ten biznes ponad 10 000 zł i nie wyjęłam.

Jak pani to sobie obliczyła?
- No jakoś tam sobie go obliczyłam. Nie żałuję. Widzicie, to nie chodzi tylko o biznes. Ważne, żeby poznać masę ludzi. No i zarobić przy okazji.

Zaimponowała nam pani tymi komisami, potem barem. Dała sobie pani spokój z tym robieniem biznesów?
- Nie. Coś muszę wymyślić. Chociaż najchętniej to bym się spakowała i wyjechała stąd. Czy za granicę? Nie wiem dokąd. Gdzieś.

Pani, taka przebojowa, pomysłowa, rezygnuje? Może jednak coś?
- Miałam pomysł - autozłom, ale to wymaga masę pieniędzy, a ja ich nie mam.

A gdyby pani miała z 100.000 zł, to co by pani z nimi zrobiła?
- Otworzyłabym hotelik. Tutaj w Borzechowie. Myślałam też o agroturystyce.

A hodowla psów rasowych? (po domu biega pies Amstaf).
- To nie jest dobry pomysł. Musiałabym mieć ich z dziesięć (suk - red.).
Wychodzimy i stajemy przed drewnianą bramą. Łatwo się otwiera, bo ma drewniane koło. Płot też z drewna. Ładny. Ot, taki to by zapewne kupowali.
Pani Iwona się śmieje. Ogrodzenie robił jej mąż, kółko podpatrzył. Owszem, mąż pracuje przy ogrodzeniach, ale tych betonowych.
Życzymy powodzenia. Może jednak pani Iwona coś nowego dla siebie wymyśli.


Tygodnik Kociewiak - dodatek do Dziennika Bałtyckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz